Historie codzienne - Monolog wewnętrzny na temat wanny





              Monolog wewnętrzny na temat wanny

Boże! Uciec, uciec stąd! Uciec jak najdalej, byleby jak najdalej! Co zrobić, żeby uciec? Nawet tego nie umiem, umiem tylko biadolić nad swoim życiem i nic więcej. Pieprzony życiowy nieudacznik. A kobieta? Jestem przecież kobietą. Nieudaczniczka? Pieprzona życiowa nieudaczniczka? Głupia stara pinda! Tyle lat minęło, a ja ciągle w tym samym miejscu, z tymi samymi ludźmi, wałkuję swoje niepowodzenia, roztkliwiam się nad sobą, analizuję wciąż to samo, znowu to samo, w nieskończoność to samo! Nuda, nuda, nuda! Znowu się kąpie? U nas? Synek mamusi, perełka mamusi, mamusine oczko w głowie. Niech to szlag! Jestem nienormalną, starą, podłą egoistką, i co z tego, że się kąpie? Jestem podła? Nie mam skrupułów? Niechże się kąpie, do cholery! Czegoś mi ubędzie, gdy się wykąpie? Odbija mi, jak Boga kocham, odbija mi! Zaczynam wariować, mówię do siebie, a właściwie to nie mówię, myślę sama… do siebie? Sama ze sobą myślę? Można myśleć w taki sposób? Matka przemyka chyłkiem do łazienki, myje wannę. Skończył trzydziestkę, a ona ciągle myje po nim wannę! I co z tego? Co to mi przeszkadza? Niech sobie myje, sprząta, pierze. Co za kobieta! To dlatego nie chce, żebym odeszła, znalazła sobie mieszkanie, wreszcie miała coś własnego, tylko swojego. Boi się, że ja odejdę, jej zabraknie, a on zostanie sam, nie da sobie rady. Kto wtedy będzie mył po nim tę cholerną wannę, gdy jej zabraknie? „Nie możesz się od niego odciąć! Nie możesz. I żebyście się po świecie nie szukali”, powtarza monotonnie, jakbym nie mogła zapamiętać tego już za pierwszym razem. Rany! Kobieto! Kto tu kogo ma szukać i po co? Boisz się, że nie będzie mnie pod ręką, gdy go coś zaboli? Gdy znów trzeba będzie rozwiązać egzystencjalny problem nie do rozwiązania? Ile już ich było? Tych kłopotów, zagadek, rebusów wypełniających mnie po brzegi, wylewających się ze mnie, pęczniejących we mnie bólem i szlochem? Nie widzisz, że mam dość, że już nie daję rady? I nie patrz na mnie z takim wyrzutem. „Masz tylko jego jednego. Jedynego. Pamiętaj”. A on nie ma mnie jednej? On nie musi o mnie dbać? Dlaczego to zawsze ja jestem winna? Czy zawsze muszę mieć poczucie winy? A jeśli masz rację i wyrzuty sumienia świadczą o mojej winie? A jeśli tak? Co mam robić, by się ich pozbyć? Pogodzić się z szarością każdego dnia, z prawem panującym w tym domu, w twoim domu? Mam pogodzić się z własną niemocą? „O czym myślisz?”, pytasz. O czym myślę? Chcesz znać nawet moje myśli? A pewnie, ale nic z tego! Na szczęście nie umiesz w nich czytać. Mogę sobie myśleć o czym tylko chcę, dobrze i źle, głupio i mądrze, mogę też wcale nie myśleć. Mogę bezmyślnie gapić się w okno, podziwiać widziany z niego las. Czy podziw to też myślenie? No, dobrze, więc mogę podziwiać myśląc lub myśleć podziwiając i nikt prócz mnie nie będzie miał prawa do tego myślenia, tego podziwu i smutku. Czy to znaczy, że mam coś swojego? Coś własnego, co należy tylko do mnie, czego nie można mi odebrać, przywłaszczyć sobie, wyśmiać, sponiewierać? Czy to jest właśnie ta moja rzecz? Co z tego, że ją mam, skoro ona nie ma kształtu, smaku, woni; skoro nie można jej ani dotknąć, ani zobaczyć; skoro nie można się w niej schować ani zamieszkać? Ona nie ma drzwi, które mogłabym zamknąć na klucz, gdy pragnę odgrodzić się na chwilę od świata. To ja jestem jej drzwiami, to ona chowa się we mnie, to ja pilnuję jej tajemnicy. To straszne! Sama z siebie zrobiłam schowek, skrytkę dla czegoś, co trwa tylko chwilę, a może wcale nie trwa? „O czym tak ciągle myślisz? Nie daje się już z tobą wcale rozmawiać. Jesteśmy niby we dwie, ale ja ciągle jestem sama, bo ty nawet się słowem nie odezwiesz”. Znowu mnie pytasz, o czym myślę? Do cholery! Myślę, żeby wcale nie myśleć i wcale nie chce mi się z tobą rozmawiać! Zostaw mnie wreszcie w spokoju! Mam już swoje lata i wiem, kiedy chcę, a kiedy nie chcę z kimś rozmawiać. Pogadaj sobie z nim! Pozwalasz mu się kąpać w naszej wannie ( za tę kąpiel, do cholery, ja płacę!), umyłaś ją po nim i wytarłaś posadzkę. Niech cię teraz zabawia rozmową, czemu tego nie robi? Poszedł już do siebie? No właśnie. On ma dokąd pójść, prawda? Tylko ja nie mam. Pragnę odejść, co ja mówię! – pragnę uciec, ale na samą myśl o tym robi mi się niedobrze. Mam zostawić cię samą? Poradzisz sobie beze mnie? Będziesz taka samotna, bardziej samotna niż teraz, gdy domagasz się uwagi, gdy prosisz o rozmowę. Czyżbym na samą myśl o opuszczeniu ciebie miała wyrzuty sumienia? Skąd te wyrzuty sumienia? Przecież są nienormalne, tak właśnie! Nienormalne! Normalne jest to, że dorośli ludzie się usamodzielniają, ale ja tego nie potrafię. Chyba nie uda mi się nigdy. Będę tak trwać do końca świata. W końcu coś mnie zabije: albo to, że zostałam, albo to, że odeszłam. Nie ma dla mnie ratunku, nigdy nie znajdę rozwiązania problemu, bo problem to ja. Tak, jestem wielkim starzejącym się, zdziwaczałym problemem i dostaję bzika. Naprawdę, chyba wariuję. Boże! Jeszcze mi tylko tego trzeba. Bzika! Jak ty ze mną wytrzymujesz? To dobrze, że nie wiesz, o czym myślę, bo gdybyś wiedziała, przeraziłabyś się. Próbuję zwalić moją nieudolność na ciebie. Jestem okropna, wiem, ale nie potrafię się zmienić. Tyle lat uczyłaś mnie ustępować innym i w dalszym ciągu tego nie umiem. Już się tego chyba nie nauczę. Staram się, ale mi nie wychodzi. I czemu? Byłoby mi lepiej, dużo lżej, gdybym umiała przyjąć z pokorą to, co mi pisane lub co mnie spotyka. Po co mi ten cały niemy bunt, którego nigdy głośno nie wykrzyczę w obawie, że sprawię wam obojgu przykrość, na którą sobie nie zasłużyliście, po której poczucie winy na pewno mnie zeżre? Ono mnie nigdy nie opuści, jest przy mnie zawsze, zna moje myśli, umie w nich czytać, wyciąga wnioski, przewiduje, karci mnie za to, co zrobiłam, powiedziałam, pomyślałam; uprzedza to, o czym zamierzam pomyśleć. „O czym myślisz?”
Myślę, że jestem podła, że wciąż pamiętam o tej cholernej wannie wypucowanej teraz do czysta, o której nie chcę przecież pamiętać; nie chcę, ale pamiętam, nie jestem panią własnej woli. Nigdy nie byłam jej panią, więc dlaczego się dziwię, że nie mogę nad nią zapanować? Chce mi się płakać, ale nie będę. Nie pokażę przecież, że jestem słaba, bo znowu powiesz, że jestem głupia. Będziecie się oboje śmiać, że się starzeję, że to typowy symptom staropanieństwa. Ale kiedyś ucieknę. Zapomnę o tej cholernej białej wannie, o tym, że jestem dziwna i inna niż wy. Będę mogła płakać, myśleć, sprzątać po swojemu, a ty nie będziesz mi zadawać pytań, przypominać, jaka jestem wredna i poprawiać po mnie, gdy zrobię coś nie tak, jak chcesz. Odejdę, jeszcze nie wiem, kiedy, nie wiem też dokąd, ale odejdę. A potem zajmę się moim poczuciem winy. Odpłacę mu za te wszystkie lata, za strach, za wstyd, za świadomość niewdzięczności wobec ciebie. Już wkrótce… „O czym myślisz?”

Komentarze

Popularne posty