E jak Ewa (161)
Noc spowiła świat,
zalewając atramentową czernią zagubioną na obrzeżach miasteczka ulicę. Krystyna
siedziała przy oknie w ciemnym pokoju, wpatrzona w dal. Jagoda spała w swoim
łóżeczku, słychać było jej spokojny oddech. Ewa nie wróciła do domu po pracy,
ale Krystyna przestała się o nią martwić, gdy Zbyszek zauważył, że ich nowy
sąsiad przyholował jej autko pod swój dom sąsiadujący z warsztatem
samochodowym. Chciał nawet gnać tam do nich, żeby od razu pomóc siostrze przy
tym cholernym gracie, który od dłuższego już czasu coraz rzadziej był na
chodzie, ale Krystyna nie pozwoliła. Syn najpierw spojrzał na nią ze
zdziwieniem, bo niby dlaczego nie miałby pomóc siostrze?
– Zostaw ją – kategoryczny głos matki ostudził jego zapał.
– A co ci, mamo, chodzi po głowie? – zapytał z ciekawością.
– To jest fajny facet. Ona zasługuje na szczęście. A on może
je jej dać, więc się nie wtrącajmy. I tak się dziwię, że mu odpuściła po tym
jak… – zawahała się.
– Jak na mnie nasłał gliny? Czy może po tym, jak się z Aśką
zwąchał? Ale trzeba Ewce przyznać, twarda z niej sztuka, że tak go pogoniła!
Nasza krew – zaśmiał się.
Matka spojrzała na niego zaskoczona.
– No co mama tak na mnie patrzy? Mama myśli, że jak zawodówkę
mam tylko, to głupi jestem i nie wiem, co się z moją żoną działo?
– Nie o to mi chodzi, tylko… Zbyszku, on jest policjantem,
nie zrób czegoś głupiego. Proszę. Masz dziecko. – Patrzyła na niego z
niepokojem.
– Rany, matka! Jak ja bym mu chciał coś złego zrobić, to by
mnie ten jego mundurek nie wystraszył. Ale on… Z żalem to muszę przyznać, ale
on jest porządny gość. A najważniejsze jest to, że na Ewce mu zależy. I to tak
na serio. Wie mama, że on mi sam o wszystkim powiedział? O tej kradzieży, o
Aśce, o tym, że Ewka go pogoniła, że znać go nie chce, a on nie chce innej,
tylko Ewka mu w głowie…
Krystyna patrzyła na syna zdumiona. Przez chwilę nie mogła
zebrać myśli. Sygnał przychodzącego SMS-a na chwilę odwrócił jej uwagę od słów
syna.
– Ewa napisała, że wróci późno, bo auto jej się zepsuło i
Maciek ją podholował i zaprosił na kawę – powiedziała. – Od dawna o tym wiesz?
– spytała cicho, wracając do przerwanego tematu. Starała się nie zwracać uwagi
na wyrzuty sumienia. Ostatecznie sama ukrywała przed nim, swoim dzieckiem, to,
co powinna mu już dawno powiedzieć.
– A dwóch-trzech miesięcy.
– I nic nie powiedziałeś?
– A co miałem mówić? Wy też siedziałyście cicho. Jak
tajemnica, to tajemnica.
– No a Ewa? Co z nią? Widziałeś, co się z nią dzieje i nic
nie powiedziałeś?
Syn popatrzył na nią posępnie. Podszedł do łóżeczka Jagody,
opatulił ją kołderką. Stał nad łóżeczkiem dziecka w ciszy.
– A co miałem mówić? – zaczął – że na początku najchętniej
rozbiłbym mu łeb na kawałki? Że chciałem, żeby Ewka go upokorzyła, żeby
zniszczyła mu życie? Żeby czuł się jak zbity pies? Bo tak chciałem, ale potem… Kiedyś
podejrzałem Ewę, siedziała przy łóżeczku małej, myślała, że jest sama w pokoju,
i tak strasznie płakała… I wie mama co? To nie był szloch. Ona płakała
bezgłośnie, żeby Jagody nie obudzić, żeby jej nie przestraszyć. Jej twarz
widziałem tylko z boku, ale była zalana łzami. Jakby przed chwilą ją umyła i
nie zdążyła wytrzeć ręcznikiem. Pomyślałem sobie, że tu nie tylko o mnie chodzi
i że nigdy dotąd nie chodziło o Ewę, a przecież jej zawsze chodziło o mnie.
Zadzwoniłem do tego Maćka, zaprosił mnie do siebie. Wyglądał jakby był chory.
On też cierpiał. Powiedziałem mu, że nic do niego nie mam, ale pomagać mu z
Ewką nie będę, niech sobie sam radzi.
– Jak myślisz? Czy ona teraz się z nim pogodzi? Da mu
szansę? – Krystyna patrzyła przez szybę na rozświetlone okna Maćka.
– Oj, mama, mama – Zbyszek przytulił matkę do siebie – gdyby
nie chciała mu dać szansy, to by przyszła do domu. A ona, coś mi się zdaje,
wróci dopiero nad ranem… I niech się mama nie dziwi ani zgorszonej nie udaje. I
powiem mamie, że jak tak się dobrze zastanowić, to wszystko nam się dobrze
układa. Ten Maciek fajny gość, on już jej teraz z rąk nie wypuści. Nasz sąsiad,
więc będzie mama miała córunię na podorędziu, a Jagoda nie straci ukochanej
ciotki. A i Ewa będzie szczęśliwa. Zobaczy mama.
Krystyna z uśmiechem patrzyła w punkt, który jeszcze przed
chwilą jarzył się światłem, bo teraz ono zgasło. Ze zdziwieniem pomyślała, że
jest szczęśliwa z tego powodu, że jej córka spędzi noc z tym młodym mężczyzną.
– Zbyszek, a jak my się jutro rano zachowamy? – spytała
spłoszona. – Będziemy udawać, że nic się nie stało?
– A co się stało? Ewka nareszcie ma faceta! To trzeba oblać,
ale nie ma czym…
– Czyli?
– Czyli zachowamy się jak gdyby nigdy nic, a ty, mama,
szykuj się na przyjęcie zięcia.
Krystyna nie analizowała długo słów syna. Ma chłopak rację,
pomyślała, jak gdyby nigdy nic. I zaczęła układać się do snu.
Komentarze
Prześlij komentarz