Cytując Gustawa (5)
Od trzech tygodni nie mogłam spać.
Może rzeczywiście dopadła mnie już starość? Wstawałam rano niewyspana z
podkrążonymi oczami, obiecując sobie, że walnę się w bety zaraz po powrocie do
domu z pracy. Ledwo zipiałam, zasnąć nie mogłam, przewracałam się z boku na
bok, a sen nie nadchodził. Nie pomagało nic, ani gorące mleko, ani melisa, ani
muzyka relaksacyjna. Tabletek nasennych jeść nie chciałam, postanowiłam, że powalczę
jeszcze jakiś czas, nim się poddam, ale lekko nie było. Wypożyczyłam kilkanaście
książek, żeby czytać w nocy, chociaż tyle pożytku z tej mojej bezsenności. Wczorajszej
nocy zdarzyło mi się coś dziwnego. Po północy zadzwoniła moja komórka,
zdziwiłam się, widząc zastrzeżony numer na wyświetlaczu, ale ciekawość, a
poniekąd i niepokój zwyciężyły. Z początku nikt się nie odezwał, gdy zamierzałam
wyłączyć telefon, usłyszałam kobiecy głos, drążący, na granicy płaczu:
– Chcę rozmawiać z księdzem
Bogusławem – powiedziała nieznajoma. Odetchnęłam z ulgą, bo telefon o tak
późnej porze zwykle zwiastuje coś złego, ale ten okazał się najzwyklejszą w
świecie pomyłką.
– To pomyłka – odpowiedziałam uprzejmie, ale
nie zdążyłam odłożyć słuchawki, bo kobieta przeszła do ataku.
– Niech pani nie kłamie, wiem, że on leży
teraz koło pani! – krzyknęła, a ja zdębiałam. Na wszelki wypadek zerknęłam na
boki czy, a nóż widelec, żaden Bogusław nie wystawi głowy spod kołdry. Toż cuda
się zdarzały, co opisuje szeroko literatura, a ja nie miałam powodu, by ich
istnieniu zaprzeczać. Baba już na głos szlochała i sama nie wiem, co mnie
podkusiło, żeby jej tłumaczyć, iż w promieniu trzech kilometrów ode mnie nie ma
żadnego księdza. W tamtej chwili pomyślałam jednak, że skoro niejaki Bogusław
jest księdzem, to muszę jakoś udowodnić, że nie oddaje się on w tej chwili
niecnym igraszkom, bo oskarżenie go o takowe mogą mu poważnie zaszkodzić, a
przecież chłopina Bogu ducha winien. Jednak tamta wiedziała swoje.
– Niech pani nie kłamie! – krzyknęła. – Wiem,
że Bogusław leży teraz przy pani. Znam pani numer telefonu, jest przecież
zapisany w jego komórce. Skąd niby go mam?
– Numer mojego telefonu u Bogusława?
– zdenerwowałam się na dobre. No jakim prawem ksiądz miał mieć numer mojej
komórki? Ja tam do księży nic nie mam, ale żadnego nie znam na tyle, by się z
nim numerem wymieniać. Szybko jednak zreflektowałam się, że baba bredzi.
– Proszę pani – zaczęłam cierpliwie
– proszę nie wymyślać. Zadzwoniła pani do mnie przez pomyłkę, pomyliła pani
pewnie jedną z cyfr i…
– Oszustka! Proszę mi w tej chwili
dać księdza Bogusława! On tam leży teraz, tak? Leży? I co? Nie chce ze mną
rozmawiać? A tak mówił, żebym dzwoniła kiedy tylko zechcę, żebym dzwoniła o
każdej porze, i co? Teraz nie odbiera?
– Jak rany koguta! – Zaczełam tracic
cierpliwość. – Nie interesuje mnie ani pani Bogusław, ani żaden inny ksiądz.
Nie współczuję pani, bo trzeba być głupią babą, żeby się z księdzem w romanse
wdawać. Weź się w garść, głupia babo, i daj mi spokój.
– A ty co? Mądra jesteś? – syknęła
baba. – Ja byłam pierwsza, idiotko jedna! Pierwsza! – zaakcentowała z mocą.
– A paszła won! – odparłam. – Spadaj
ty z tym swoim Bogusławem. Nie dość, że ksiądz, to jeszcze babiarz? Masz
niezłego pierdolca – zaśmiałam się, a baba jakby zamilkła.
– Niech go pani pozdrowi ode mnie,
on wie od kogo – powiedziała cicho i zakończyła rozmowę. Po jaką cholerę
pakować się w taką znajomość?, zaczęłam się zastanawiać. Tamta kobieta też
pewnie tego nie wie. Ot, po prostu, pewnego dnia jakiś gest nieszczęsnego Bogusława,
grymas jego twarzy czy uśmiech sprawił, że pod sutanną dojrzała mężczyznę,
który widział w niej już kobietę. I tak się pewnie zaczęły samotne wieczory,
kradzione noce i czekanie, czekanie, czekanie…Taka miłość jest pewnie jak
piętno, którego nie sposób się pozbyć. Ani ona nie była szczęśliwa, ani on
pewnie nie był zadowolony. Że też ludzie potrafią tak sobie skomplikować życie.
Miałam dużo szczęścia, że na mojej drodze nie stanął żaden Bogusław i
ziewnęłam. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Komentarze
Prześlij komentarz