Cytując Gustawa (4)
Cytat z Gustawa
„Prawdziwy facet najpierw łapie kobietę za piersi, dopiero
później sięga do majtek”(no może i racja?)
– No i co ty myślisz o tej Alicji? – spytał Gustaw po
półgodzinnym wstępie, w którym dowodził, że aktorka grająca Zosię w „Panu
Tadeuszu” Wajdy nie ma za grosz talentu, a rolę dostała dzięki koneksjom ojca.
– Ja? A co mam myśleć? Czy ja się na tym znam? – odparłam
zgodnie z prawdą. – Zagrała tak sobie, jakoś tak szczególnie nie zapadła mi w
pamięć, ale i rola Zosi do przebojowych nie należy. To jak miała zagrać?
– O, widzisz! – Gustaw krzyknął rześko do słuchawki
telefonu. – Też to zauważyłaś! Ja ci gwarantuję, że tę Zosię można by zagrać na
kilka różnych sposobów, ale jak się talentu nie ma, a tatuś rolę załatwił, to
wychodzi potem taka mamałyga.
– Czy ty nie przesadzasz? – ośmieliłam się zwątpić w Gustawowe
umiejętności interpretacyjne. – Dziewczyna ładna, młodziutka, debiutowała
dopiero… Coś się tak uczepił?
– Kurde! Ja ci gwarantuję, że żadna z niej aktorka. I wiesz, co ja ci
powiem? Ja ci powiem, że ja nawet bym tę Zosię lepiej zagrał od tej całej
Alicji! Jak bym tam się zakręcił, dajmy na to w tym ogrodzie, jak bym spódnicą
zafurgotał, przez tę kładeczkę jak obłok przeleciał, przetakiem koło zatoczył,
to by się coś działo, akcja by jakaś się zadziała, ludzie by oczu od ekranu
oderwać nie mogli! – zatriumfował. – I ja ci jeszcze jedno powiem, moja droga! Latami
by ludzie pamiętali tę moją Zosię, nikt by obojętnie o mojej roli nie mówił. To
byłoby wydarzenie, moja droga, ot co! – zakończył z mocą, czekając na moją
reakcję. Wyobraziłam sobie ważącego sto dwadzieścia kilo Gustawa furkocącego
spódnicą wśród domowego ptactwa i okręcającego się z gracją na bosej pięcie… Przetak,
czy jak to się to pudło z ziarnem dla kur nazywa, z wdziękiem w rękach
dzierżył, warkocz ciężki raz po raz do tyłu odrzucał, lekkim truchtem między
grządkami roślinek ogrodowych pomykał, po kładeczce niczym zwinna gazela susami
sadził… i nagłym atakiem śmiechu zdjęta dałam upust wesołości.
– Wiesz co, Guciu, ja ci gwarantuję, że rzeczywiście latami
ludzie by o twojej roli mówili i pisali. Tu się z tobą zgadzam – przyznałam. – Tylko
czy widownia byłaby gotowa na oklaskiwanie studwudziestokilogramowej Zosi
tańczącej wśród kur? – zaczęłam się zastanawiać. – A czy ty może raczej nie
powinieneś pomyśleć o innej roli? Nie lepiej Horpynę byłoby ci zagrać? –
zaproponowałam usłużnie.
– Horpynę? Tę grubą wiedźmę od Skrzetuskiego? Chyba zwariowałaś
– oburzył się nie na żarty. – Baba gruba niczym piec, jakaś taka przaśna i
prosta jak budowa cepa. I co ona tam do grania miała? A co to, może ja taki
gruby jak Horpyna, hę? – zapytał w tonie bojowo-zaczepnym.
– Nie zagłębiajmy się w temat, przecież Sienkiewicz wagi
Horpyny nie podał – stwierdziłam polubownie, chcąc zakończyć rozważania o
nadwadze Gustawa, co zawsze prowadziło do kłótni.
– Sarenka się znalazła – zasyczał zjadliwie do słuchawki.
– Guciu, proszę, dajmy spokój – poprosiłam.
– Daj spokój, daj spokój – zaczął przedrzeźniać. – Jak ja ci
zaraz coś powiem, to od razu ci się Horpyny odechce. Jak ostatnio byłem u
ciebie, pamiętasz? – Pokiwałam potakująco głową, czego i tak nie mógł zobaczyć.
– W nocy mi się zimno zrobiło, bo ty ciągle na ogrzewaniu
oszczędzasz, złapałem więc koszulę, i nawet ją na siebie naciągnąłem, bez
problemów weszła. Ale potem się zorientowałem, że w mojej ramiączek nie ma! Bo
to twoja była!
Westchnęłam ciężko,
bo cóż miałam powiedzieć? Moje siedemdziesiąt kilogramów to i tak całe
pięćdziesiąt mniej od kilogramów Gustawa. A koszulę postanowiłam wyrzucić. Już
dawno zauważyłam, że dziwnie się jakoś rozciągnęła.
Komentarze
Prześlij komentarz