Cytując Gustawa (2)



Cholera jasna! Jestem stara! Ale kiedy to się stało? Kiedy się zestarzałam? Przecież byłam młoda, zawsze, od zawsze, cały czas, aż tu któregoś razu spojrzałam rano w lustro i zauważyłam, że coś się stało z moją twarzą! Nie mogłam zrozumieć, na czym ta zmiana polegała, ale najwyraźniej było coś nie tak, bo i zmiana na korzystną nie wyglądała. Moja twarz, dotąd gładka, straciła nieco na gładkości i to mną wstrząsnęło. A właściwie nie tyle przestała być gładka, co jakby zaczęła się nieco rozłazić, dziwnie zwisać tu i ówdzie, co urody mi nie dodawało, wręcz przeciwnie. Poszarzałam też trochę, jakiś meszek porastał mi policzki i szczękę, żaden tam zarost, żaden tam wąsik, meszek jakiś taki cholerny, który najpierw mnie zdziwił, potem przestraszył, na końcu do tego stopnia wkurwił, że przejechałam po twarzy depilatorem, co skończyło się niezbyt przyjemną wysypką w postaci czerwonych krostek, które obsiały mi dolną część twarzy i policzki niczym muchy muchomora. Zaraz potem zauważyłam cellulit na udach i to mnie już kompletnie dobiło. Ja, która nigdy nie miałam cellulitu, zauważyłam na swoich udach tę cholerną pomarańczową skórkę, bardziej przypominająca jakiegoś obrzydliwego kalafiora niż pomarańczę. Prawdę mówiąc, trochę mi się w ostatnim czasie przytyło, bo moja namiętność – jedzenie – zaczęła wieść prym wśród innych zainteresowań, ale siedemdziesiąt trzy kilogramy przy metrze sześćdziesięciu dwóch centymetrach wzrostu, to nie jest aż tak dużo, jak sobie skutecznie wmówiłam, żeby od radu kalafiorem porastać i obwisłym podgardlem nad biustem straszyć samą siebie w lustrze. Chwała Bogu, że biust pozostał jeszcze na swoim miejscu, a moje piersi nadal cieszyły się jędrnością i zdobiły górną połowę mojego ciała. Gdy jednak przeanalizowałam sytuację, doszłam do wniosku, że moje piersi są ode mnie całe piętnaście lat młodsze, bo zaczęły mi dopiero rosnąć, gdy byłam w ósmej klasie, co mnie ogromnie ucieszyło. Moje koleżanki zmieniały już wtedy staniki na większe, a ja – mimo że stanik też nosiłam – nie miałam co nim zakrywać, co mnie okropnie wkurzało. Tak więc jędrność cycków dało się łatwo wytłumaczyć piętnastoletnią różnicą wieku w stosunku do reszty ciała, które rozpoczynało walkę z grawitacją. Świadomość przegranej sprawiła mi ogromną przykrość, mimo że jeszcze do niedawna wydawało mi się, że skoro nie piję w nadmiarze, nie palę, nie zażywam i nie rodziłam, to moje ciało starzeć się będzie znacznie wolniej od ciał moich pijących, palących, zażywających, używających i rodzących koleżanek. Nadzieja ta, jak się boleśnie przekonałam, okazała się złudną. Przez chwilę przyszło mi nawet do głowy, żeby zacząć ćwiczyć, sport jakiś uprawiać, rzucić się w wir seksualnych podbojów, które – według Reny – odmładzają mięśnie i kości, eliminując cellulit, ale potem zaraz przypomniałam sobie, że od dziecka nienawidziłam wuefu, za co wuefista lał mnie gwizdkiem po tyłku, nic jednakże nie wskórawszy, a na podboje seksualne w moim wieku szans już nie mam. Jeden znajomy, złośliwiec taki, powiedział kiedyś nawet, że chwila, w której kobieta po czterdziestce (czyli przed pięćdziesiątką!), sensownego chłopa dorwać zdoła i do ołtarza go zawlecze, będzie momentem doniosłym nie tylko dla miasta, ale i dla całego okręgu, bo stojąca przy murach obronnych zabytkowa armata sama wystrzeli i to z takim hukiem, że w promieniu stu kilometrów ludziska ów huk usłyszą. Potem, gdy już przejrzałam skutki mojego długoletniego przebiegu, zmusiłam się do pozytywnego myślenia. I co z tego, że nie mam już dwudziestu lat, jędrnego tyłka i sprężystego ciała? Za to przybyło mi tu i ówdzie i lubię myśleć, że kurze łapki wcale mnie nie postarzają, ale nadają mej twarzy charakteru. Ot, taki znak czasu. Owal mojej twarzy, może i nie dwudziestoletni, trzyma się jeszcze właściwych granic, pośladkami nie zamiatam chodnika, a brzuch nie przykrył mi łona, więc nie mam na co narzekać. No i biust mi urósł, z miseczki B zrobiło się D, co też mnie wcale nie martwi, bo piersi nadal skutecznie opierają się siłom grawitacji i raczej mnie zdobią niż szpecą, ale nie ma się co im dziwić, skoro – jak już wspomniałam – są jeszcze całkiem młode. A teraz, gdy wiek średni zapukał do moich drzwi, mam je sobie na pocieszenie! Pysznią się te moje piersi pełną, wyrazistą wypukłością pod materiałem bluzki, wzbudzając od czasu do czasu zainteresowanie płci wcale nie pięknej w różnym wieku i o to chodzi, bo jako kobieta niekoniecznie feministycznie nastawiona do świata, lubię być zauważana i to przez mężczyzn właśnie.

Komentarze

Popularne posty