Cytując Gustawa (1)
R. Goddard "...ale szczęście jest jak benzyna.
Kiedy się kończy, do najbliższej stacji jest zawsze kawał drogi".
Jerzy miał być tylko na trochę. Wiem, że to okropne mówić
tak o człowieku, ale tak naprawdę, to mało o nim wiedziałam, podejrzewając że
nie był wolny. W tym momencie można by zapytać: po co się pchać w taką
znajomość? Gdyby myśleć zdroworozsądkowo, taka znajomość na pewno nic dobrego
nie wróżyła, ale w tamtym czasie o tym nie myślałam. Byłam tak bardzo samotna,
tak przeraźliwie samotna, że nawet gdybym miała pewność co do statusu cywilnego
J., i tak by mnie to nie powstrzymało. Było mi to obojętne, chciałam się po
prostu poczuć kobietą, tęskniłam za „my”, za przynależnością do kogoś i jego
silnym męskim ramieniem, za ciepłem, czułością, cholera wie jeszcze za czym.
Jerzy nie dał się tak szybko odprawić. Inteligentny, oczytany, z poczuciem
humoru, miał silną osobowość, nie znał kompromisów i lubił postawić na swoim.
Wykłócał się ze mną godzinami, gdy coś nie szło po jego myśli i zaczął
metodycznie wdrukowywać mi przekonanie, że ze mną nikt nigdy nie wytrzyma, bo
jestem okropna, wytrzymać ze mną da radę tylko on (he, he). Uwielbiał sprawdzać
się jako mężczyzna, musiał się sprawdzać jako mężczyzna, więc po jakimś czasie
odkryłam, że miał co najmniej jedną „znajomą” poza mną, która go – jak
stwierdził – rozumiała i wspierała, bo była miła i łagodna, żadna tam harpia
jak ja (ha!). Zareagowałam dosyć dziwnie, bo zamiast się zdenerwować, rozpłakać
czy popaść w czarną rozpacz… poczułam ulgę! A ten bęcwał, nie mogąc znieść, że
mi nie zależy, przysłał mi zdjęcie „znajomej”. Ładna kobitka, nie powiem;
apetycznie zaokrąglona, zadbana i przymilnie uśmiechnięta stała w swojej
kuchni, z jedną nogą zmysłowo ustawioną na taborecie. Łańcuszek na
wyeksponowanej kostce pobłyskiwał wesoło, tiulowa, biała, króciutka koszulka z
falbaneczkami odsłaniała ponętne wałeczki tłuszczyku, nie zakrywając dorodnych
piersi i eksponując bieluśki pasek stringów wrzynający się między co najmniej
pięćdziesięcioletnie pośladki. Chwila
przed seksem uwieczniona w obiektywie. Pani była już wyraźnie po 50-tce, a mimo
to atrakcyjna. I po co ci to było, durna babo?, pomyślałam. Zawierzyłaś
baranowi, wyeksponowałaś przechodzone albo przez nikogo niechciane już wdzięki,
ustawiłaś się przed aparatem fotograficznym, uśmiechając się zalotnie to faceta
robiącego zdjęcie. Jak ja skłonił do pozowania? Co jej mógł powiedzieć? Że jest
piękna, że seksownie wygląda w prześwitujących przez biały tiul stringach?
Mogłabym złośliwie wystawić to jej zdjęcie na portalach randkowych, gdyby mi na
Jerzym zależało. Spytałam nawet, co by powiedział na ten mój pomysł, czym
napędziłam Jerzemu niezłego stracha. Miałby się z pyszna, gdyby zdjęcie kobitki
obiegło sieć, ale właściwie za co karać tę nieznaną mi przecież kobietę? Rozstaliśmy się z Jerzym, o dziwo!, w zgodzie,
choć on nie mógł się do końca pogodzić z rekuzą, podejmując od czasu do czasu
próby powrotu. Gdy zachorował, nasza znajomość ewoluowała w przyjaźń;
rozmawialiśmy telefonicznie godzinami i wspierałam go jak mogłam w jego
ostatnich chwilach. Do dzisiaj nie wiem, ile miał lat, bo mi nigdy tego nie
zdradził. Na nekrologu podpisały się pogrążone w żałobie dzieci i …żona. Może
było tak jak twierdził, że nie żyli ze sobą, nie mając rozwodu, może inaczej,
nie wiem. I dowiadywać się nie będę. Po pierwsze, bałam się prawdy; po drugie,
bałam się prawdy; po trzecie, to nie była miłość.
Komentarze
Prześlij komentarz