E jak Ewa (157)
– Już Bielska cierpieć za bardzo nie będzie. Nigdy nie
przepadała za Aśką. Zachowywała się tak, jakby w ogóle nie miała córki. Dla
niej to bez różnicy czy Aśka jest porządna, czy z kryminałem obeznana.
– Co ty wygadujesz! – Krystyna oburzyła się na syna. – Jak
możesz tak mówić? To że z córką dobrze nie żyła, o niczym jeszcze nie świadczy.
Aśka to trudny człowiek. Matka nie mogła się pogodzić z jej stylem życia, ale
ty naprawdę myślisz, że matce nie zależy na własnym, w dodatku jedynym dziecku?
– Tak o nas myślą nasze dzieci – Hanka uśmiechnęła się
zagadkowo, szykując się do rozważań filozoficznych. – Ty człowieku zajdź w
ciążę, urodź w cierpieniu, wychowaj, zamartwiaj się przez całe dzieciństwo, a
dzieci ci potem odpłacą.
– Może gdyby Bielska zachowywała się inaczej, to i Aśka
byłaby inna? – Zbyszek nie chciał ustąpić, czym rozwścieczył Hankę na dobre.
– Coś ty powiedział? – wrzasnęła na całe gardło. – To co? Ja
winna jestem temu, że mój Jurek pijak i narkoman jest? Że Jola za żonatym,
starym piernikiem się po świecie ugania? Ja jestem temu winna? Czym zawiniłam?
Bo za mocno kochałam? – Ciotka zaniosła się płaczem, zakrywając przy tym oczy
dłońmi.
– Czy ja kazałam Jurkowi wódkę pić, w melinach spać? Czy ja
pokazałam Joli, jak cudzych mężów żonom odbijać? – łkała, wygrażając Zbyszkowi
pięścią przed nosem.
– Ciociu, przepraszam – wymamrotał – naprawdę. Palnąłem coś
bez namysłu, a teraz mi strasznie przykro jest. Niech się ciocia na mnie nie
gniewa – mówił, całując Hankę po zaciśniętej w pięść dłoni.
– Ty naprawdę tak myślisz, że to wina matki? – spytała już
spokojniej.
– Ciociu, naprawdę, ależ ja głupi jestem – uspokajał ją
Zbyszek. – Wie ciocia, że ja nigdy Bielskiej nie lubiłem. Często wydawało mi
się, że te wszystkie nasze niepowodzenia to przez nią, bo mogła nam przecież
chociaż spróbować pomóc. Mieszkanie puste stało, ale nie pozwoliła nam się tam
przenieść, choćby na próbę. Gnietliśmy się tu jak króliki w klatce. Ona od
początku nas skreśliła. Nie lubiła mnie i wcale się z tym nie kryła, a ja naprawdę
się starałem. – Hanka otarła oczy chusteczką i pogłaskała Zbyszka po głowie.
– Myślała, że za zięcia ministra dostanie, a skończyło się
na kryminaliście. Kto wie, czy teraz nie żałuje, że ci szansy nie dała? A ty
sobie poradzisz. Ty tak. Zobaczysz, wszystko się dobrze ułoży. Mojemu Jurkowi
się nie uda.
– Jeszcze nic nie wiadomo, to taki młody chłopak, ile on ma
lat? Dwadzieścia jeden, dwa? Wszystko się jeszcze może zmienić – pocieszała
Krystyna.
– Nic się nie zmieni i dobrze o tym wiecie. Nie ma co obwijać
w bawełnę. Jurek nie chce wracać do domu, boi się szpitala. To tylko raz, wtedy
w Warszawie, dał się wziąć z zaskoczenia. Teraz już umie się przede mną chować.
I nawet ty nic tu nie poradzisz – powiedziała do Zbyszka.
– A Jola? Odezwała się? – spytała Zosia, korzystając z
pretekstu, że Hanka sama zdradziła tajemnicę przed Krystyną, która przecież nie powinna o niczym wiedzieć.
– Jola? – Hanka uśmiechnęła się gorzko. – Dzwoniłam całymi
dniami. Ciągle się odzywała ta automatyczna sekretarka, aż któregoś dnia moja
córka wreszcie podniosła słuchawkę. Nie widziałam jej, ale byłam pewna, że
wyglądała jak zbity pies. Dopiero po jakimś czasie, gdy się już wypłakała,
powiedziała, co się z nią działo. Wyjechała z tym starym capem gdzieś za
Warszawę. Znowu jej obiecał, że zostawi żonę i znowu dała się nabrać, a
któregoś ranka stwierdziła, że zniknął i on, i jego walizka. Opłacił tylko ten
hotel, w którym mieszkali, a ona wróciła do swojego mieszkania. Nie ma pracy,
mieszkanie wynajmuje, ale właściciel zaczyna jej robić jakieś trudności. Jola
myśli, że to przez te awantury z żoną. Okazuje się, że ta baba przychodziła do
niej kilka razy. I wcale się kobiecie nie dziwię, ale co miałam jej powiedzieć?
– Namów ją, żeby wróciła. Ma dobre wykształcenie, znajdzie
pracę gdzieś tu, blisko domu – namawiała Zosia.
– A ty myślisz, że ja tego nie wiem? Przecież namawiałam,
błagałam nawet, ale gdzie tam! Dla niej życia nie ma bez Wawrzyńca, tak mi powiedziała. Wawrzek i
Wawrzek. Słyszał to kto, żeby normalny chłop Wawrzyniec miał na imię? –
zdenerwowała się. – W dodatku stary, wyleniały dziad! Niech Zbyszek sam powie,
widział go przecież.
– Wie ciocia, młody to on nie był, ale żeby tak od razu
wyleniały? Elegancki facet, powiedziałbym nawet, że… wytworny. Można dla takiego
głowę stracić. Gdybym był jakąś przystojną babką, to bym głowę stracił.
– O żesz ty! – Hanka pomachała przed nim pięścią.
– Ale co on się tak tej Joli uczepił? – zastanowiła się
Zosia. – Innych kobiet tam nie ma? Po co jej w głowie zawracał? Przecież musiał
jej czegoś naobiecywać?
– Jędrzej też się naszej Ewy uczepił, a nigdy niczego mu nie
obiecywała. Zawsze od niego głowę odwracała, a on i tak swoje. Aż do dziś.
Kobietę ma, dziecko ma, a pod naszą bramką śpi, wystarczy, że kieliszek
powącha. Tak już czasami jest – odezwała się Krystyna.
– No sama widzisz. I ta moja Jola taka sama jak ten wasz
durny Jędrzej, tylko Jola niby mądrzejsza, ładna, wykształcona, a Jędrzej
wszystkich w domu nie ma. A postępują tak samo. I na co ta moja Jola liczy?
Tyle razy ją oszukiwał, tyle razy żona ją za kudły przy ludziach targała, a ona
ciągle na coś liczy. Ale na co, zapytaj się jej, to nie odpowie, tylko płacze.
– A Karol? Co na to? – zapytała Krystyna.
– O niczym nie chce wiedzieć i obwinia mnie za wszystko tak
jak Zbyszek Bielską – załkała znowu Hanka.
– Pies mu mordę lizał – podsumowała gniewnie Zosia – niech
cierpi w samotności, bo na pewno też cierpi. Nie chce o niczym gadać, ale nie
wierzę, by się niczym nie przejmował. Ty przynajmniej masz siostry, a on siedzi
pewnie w tym swoim biurze i gryzie palce z rozpaczy, ale niech tam sobie
gryzie. Sam sobie wybrał takie rozwiązanie, to niech sam siedzi.
– Twoja Ewa to mądra jest – Hanka głośno wydmuchała nos w
chusteczkę – jak nie ma porządnego, to za byle kogo się nie bierze. – Krystyna tylko się uśmiechnęła i nie
podzieliła się z siostrą swoimi myślami. Mądrość dobra rzecz, ale samotności ani
nie odpędzi. Przydałby się jeszcze ktoś do towarzystwa.
Komentarze
Prześlij komentarz