E jak Ewa (154)
– A skąd ja mam to niby wiedzieć? Tak mnie pytasz, jakbym go
zachęcała!
– No i po co te nerwy tak od razu? – matka spróbowała
załagodzić sytuację.
– Po co nerwy? To po co mnie denerwujesz? Też się
przyczyniłaś do tego wszystkiego.
– Co ty bredzisz? A w jaki to niby sposób?
– A kto kiełbasy od Jędrzeja przyjmował? Ja? Nawet wiedział,
jaką kiełbasę najbardziej lubisz i taką przynosił!
– Tak jakbyś ty tych jego kiełbas nie jadła! – wytknęła jej
Krystyna. – A jakbyś się na tego nieszczęsnego Maćka nie obraziła o byle co, to
i Halinka by się ciebie nie bała i głupot by nie wymyślała. Ale ty nie byłabyś
sobą, gdybyś się nie obraziła i o kogo? O Aśkę? Też mi mecyje wielkie! Jaka
Aśka była, wszyscy wiedzą, a chłop każdy taki sam, trzeba go mocno trzymać, a
nie obrażać się – wygarnęła córce, która nie podjęła dyskusji, a tylko patrzyła
na matkę w milczeniu. Dopiero po chwili
Napierska zorientowała się w tym, co zrobiła, ale było już za późno, by to
wszystko odkręcić.
– Mamo, ty o wszystkim wiesz? – spytała cicho.
– Co? A o czym bym tu wiedzieć miała? – Krystyna próbowała
zbagatelizować sprawę, ale wiedziała, że teraz to już na nic i będzie musiała
powiedzieć wszystko, co wiedziały z Zosią. Przeklinała siebie w duchu za brak
rozsądku, ale nie było już na to żadnej rady.
– I mam tylko nadzieję, że nie obrazisz się teraz na Zosię,
bo ona to wszystko dla twojego dobra zrobiła – dodała na koniec.
– Czemu mi nie powiedziałyście od razu? – Ewa spytała
zupełnie spokojnie, czego matka się wcale nie spodziewała, licząc się z
koniecznością wysłuchania długiej litanii skarg.
– Dlaczego? Nie
chciałyśmy się wtrącać, to ty tego nie wiesz?
– Oj, mamo, szkoda, że mi nie powiedziałaś. Może
zareagowałabym inaczej? – westchnęła.
– A guzik tam! Wcale nie inaczej. Byłabyś wściekła i dobrze
o tym wiesz. Każdy by się wściekł. My z Zosią też. Ale teraz już chyba trochę
ci przeszło, co? Bo wiesz, jakby się tak nad wszystkim zastanowić, to i nie ma
o co.
– Teraz to już trochę za późno na wszystko, nie uważasz?
Krystyna uśmiechnęła się tajemniczo.
– Za późno? Jakoś mi się nie wydaje. Coś za często ten
Maciek się koło naszego domu kręci, żeby miało być na wszystko za późno.
– Kręci się? Kiedy?
– Kręci się, kręci i to bardzo często, ale ty jakaś taka
ślepa ostatnio jesteś i niczego nie zauważasz. I kłania się zawsze tak ładnie,
z szacunkiem takim – dodała z zadowoleniem.
– Kłaniał się mamie?
– No pewnie. A co myślałaś? Tylko wiesz co, dziecko? –
zaczęła z wahaniem w głosie. – Nie wtajemniczaj w nic Zbyszka. Sama rozumiesz,
że jemu byłoby trudno pogodzić się z pewnymi sprawami. Znasz go przecież. To
co, zadzwonisz do niego?
– Do kogo?
– Do Maćka, a do kogo?
– Chyba oszalałaś! Jeszcze czego, dzwonić mam do niego?
Niech on do mnie dzwoni! – Ewa znowu się zdenerwowała. Co ta mama wymyśliła? I
od kiedy taka nowoczesna się zrobiła? Jeszcze nie tak dawno krytykowała te
dzisiejsze zwyczaje, a teraz jej nie przeszkadzały?
– No i masz. Ty zawsze jakoś tak ze wszystkim na opak –
podsumowała matka – chcesz, a boisz się. Inne się nie boją i na tym dobrze
wychodzą, a ty ciągle się boisz, a i tak Jędrzejowa gębę sobie tobą wyciera.
Przestań w końcu świętą Cecylię udawać. Człowiekiem z krwi i kości jesteś, a
nie jakąś tam Cecylią. Jak trzeba zadzwonić, to trzeba. Po to telefon
wynaleźli. Czego to się tak wstydzić? Przez telefon jeszcze nikt nikogo ani nie
pogryzł, ani nie pobił, a słuchawkę w każdej chwili odłożyć można. – Machnęła
ręką i wyszła z pokoju, zostawiając Ewę w lekkim szoku.
Komentarze
Prześlij komentarz