E jak Ewa (147)
Krystyna nigdy nie
próbowała zatrzymać swoich dzieci w domu. Same chciały do tego domu wrócić,
nikt niczego im nie narzucał. Która z nich wychowała dzieci lepiej? Hanka nie
wiedziała nawet, co się z córką działo. O to jej kiedyś chodziło? Tego pragnęła?
O tym marzyła? „ Dzieci muszą iść własną drogą”, pouczała Krystynę, ale czy o
takiej drodze myślała? Jaką drogę wybrała sobie Jola? Młoda, śliczna i mądra
dziewczyna. Gdzie tam Ewie do Joli!, stwierdziła obiektywnie. Ewa przy niej
zawsze wyglądała jak uboga krewna. A Jurek? Szkoda słów. Kto to powiedział, że
dorosłe dzieci nie są już problemem rodziców? Bzdury jakieś. Wtedy to się
dopiero zaczynają problemy! I znikąd pomocy. Co taka Hanka może zrobić? Komu
może się poskarżyć, że Jola nie pisze? Każdy tylko wysłucha, pokiwa głową, a
niejeden to i w tę głowę się palcem popuka. Czego stara chce? Córka przecież od
dawna dorosła, może robić co zechce, więc o co chodzi? Że z żonatym się zadała?
I co z tego? Czy to ona pierwsza? Taki standard, jak kiedyś ktoś powiedział.
Małżeństwo już przestało być gwarancją na przyszłość. Przypomniała sobie Zosię
i tę jej nadzieję, że przyjazd Matyldy nie jest przypadkowy. Zwierzyła się
przecież Krystynie ze swoich przemyśleń. Niby powiedziała to od niechcenia, ale
Krystyna wiedziała, jak bardzo czekała na teściową z nadzieją, że Leszek
zrozumiał swój błąd i gdzieś tam za nią tęskni. Krystyna nie miała sumienia
powiedzieć, by się na nic takiego nie nastawiała. Przeczucie jej nie myliło.
Matylda po prostu znowu się ze wszystkimi pokłóciła i
przyjechała do Zosi. Gdyby nie Hanka, to by pewnie siedziała u niej przez
następne pół roku, ale Hanka niczego nie owijała w bawełnę. Od razu jej
wygarnęła, że nie powinna się naprzykrzać obcej osobie, skoro ma własne dzieci.
Przecież Zosia obcą już dla niej była, a i przedtem za swoją Matylda jej nie
uznała. Początkowo i Zosia, i Krystyna obraziły się na Hankę, bo sytuacja
zrobiła się naprawdę nieprzyjemna. Zbyszek nazywał ją patową, Krystyna nie
bardzo wiedziała, co to znaczyło, ale nie było to pewnie nic dobrego. Matylda
najpierw udała wielce urażoną, potem się złamała i zaczęła płakać, a na końcu
postanowiła, że jej noga więcej u Zosi nie postanie i zaczęła pakować swoje
rzeczy. Na próżno obie z Zosią prosiły, żeby jeszcze została, zwłaszcza, że
Hanka do końca nie odpuściła. Raz po raz przypominała sobie krzywdy wyrządzone
wcześniej przez byłą teściową najmłodszej siostrze i z upodobaniem wyliczała
każdy zapamiętany szczegół, a było ich naprawdę dużo. Po wyjeździe Matyldy Zosia
o mało nie znokautowała Hanki, która się niczym w ogóle nie przejęła i
stwierdziła, że jeszcze jej wszyscy za tę szczerość podziękują. I miała rację.
Zosia przebolała wszystko, i swoje zawiedzione nadzieje, i zakłócenie
świątecznego spokoju, i wszystko inne. Potem nawet częściowo przyznała Hance
rację, bo gdyby nie jej interwencja, Matylda stałaby się wkrótce Zosiną
rezydentką. Przy okazji dowiedziały się czegoś nowego o Leszku i jego nowej
flamie. Oczywiście Zosia uniosła się honorem i nie zapytała o niego ani razu, a
Matylda jakoś wcale się nie kwapiła, by cokolwiek powiedzieć od siebie. Dopiero
Hanka przyparła babinę do muru i zaraz się okazało, dlaczego Matylda trzymała
język za zębami. Leszek był między innymi tego powodem, bo prosił matkę, by nic
nie mówiła. Patrycja nie mogła zajść w ciążę! Niby młoda, niby zdrowa, niby
wszystko w porządku, a w ciążę zajść nie mogła! Zosia śmiała się przez cały
wieczór a one razem z nią, tylko Matylda siedziała nadąsana, że dała się
podejść i tajemnicę syna zdradziła. Zosia od razu sobie przypomniała, jak
Patrycja mówiła o porozumieniu i kulturalnym rozstaniu, nie omieszkała też
wspomnieć o planowanym dziecku, co Zosia odczuła wtedy jak kopniak. Oj, biedna
ta Matylda, biedna! Całe życie marzyła o wnuku, który by nazwisko przed
zatraceniem uratował i chyba to jej nie będzie dane. Następna synowa i następne
rozczarowanie. Jak za karę jaką czy co? Może los się zemścił na Matyldzie za te
wszystkie lata, kiedy dokuczała Zosi? Hanka to też jej przypomniała. Spytała
czy nazwie Patrycję suchą gałęzią, jak mówiła o Zosi?
Komentarze
Prześlij komentarz