Ejak Ewa (133)


Ewa weszła do mieszkania, dopiero przed chwilą wróciła z rady pedagogicznej.                                                   
 – Cześć smarkata – ciotka uśmiechnęła się do niej – odwieziesz ciotkę do domu czy mam wracać taki kawał na pieszo? 
 – Odwiozę, odwiozę, akurat mój „wóz” jest na chodzie. Wszystko wypiłyście? – spojrzała    na butelkę wina – czy zostawicie mi lampkę? Skonana jestem, chętnie sobie coś chlapnę przed snem.  
  Zostało dość dużo, starczy dla ciebie i dla twojego brata, ale najpierw mnie odwieź.
– Najpierw to może kolację zjemy? Niech się ciocia nie boi, przecież powiedziałam, że odwiozę. A gdzież to mój szanowny brat? – zainteresowała się.                                                                       
 – Pewnie na randce z tą podstarzałą pindą – zaśmiała się Zosia. Krystyna tylko przewróciła wymownie oczami i machnęła ręką. 
 – Rany, ciociu! Nie bądź złośliwa. Jak się ona Zbyszkowi podoba, to niech się z nią umawia. Co to nam szkodzi? Może się dogadują, może im ze sobą dobrze? Przecież jemu się też coś od życia należy, prawda?                                                                                                                         
 – Prawda, prawda – Zosia pogłaskała ją po ramieniu – obrończyni brata. A wiesz ty, Ewuniu moja kochana, co u Joli słychać?
– Zośka! – Krystyna machnęła jej ścierką przed oczami – zamknij się! Hanka cię o dyskrecję prosiła, a ty ozorem mielesz jak najęta. Zamknij się!                                                                                
– Sama się zamknij! – Zosia nie miała zamiaru pozbawiać się przyjemności w dzieleniu się sensacyjnymi wiadomościami o Joli z Ewą – Ewa nie piśnie ani słówka. No nie? Ewa skwapliwie przytaknęła ciotce, nie patrząc nawet w stronę obrażonej matki. Mina Zosi świadczyła o tym, że za chwilę usłyszy coś naprawdę ekscytującego i nie zamierzała rezygnować z takiej rozrywki. Zosia zaczęła opowiadać od początku całą historię, z lubością przyglądając się skamieniałej z wrażenia twarzy siostrzenicy. Krystyna od czasu do czasu, mimo ostrych protestów siostry, włączała swoje trzy grosze w treść opowiadanej historii, jakby to ona usłyszała o niej od Hanki i modliła się tylko, by Zbyszek nie wrócił z randki przed odwiezieniem Zosi do domu, bo ta opowiedziałby i jemu wszystko od początku, a tego Krystyna wolała uniknąć. Zakochany mężczyzna zwykle nie jest sobą i dzieli się z ukochaną kobietą wszystkim co ma, nawet wiadomością. A po co ta, w gruncie rzeczy obca jeszcze Maryla, ma wiedzieć takie rzeczy o Joli? Może dziewczyna zechce wrócić do domu?
W małym miasteczku byłaby napiętnowana, przynajmniej przez jakiś czas, a ona już swoje przeszła. Kto wie, czy Maryla nie wykorzystałaby tych informacji przeciwko Hance, która przecież nie była jej przychylna? Lepiej, żeby Zbyszek o niczym nie wiedział, bo jeszcze by się wygadał przed tą Marylą i to by dopiero było.
Alina nie schodziła do pokoju na przerwach już od kilku dni. Od kiedy rozeszła się plotka o wyjeździe Makarego, siedziała zamknięta w swoim gabinecie, nie życząc sobie, by jej przeszkadzano. Co przerwę przysyłała jakiegoś ucznia po dziennik, a dyrektor, chcąc nie chcąc, tolerował to jej zachowanie. Ewa raz spróbowała z nią porozmawiać, ale ta wyrzuciła ją prawie za drzwi, nie zważając na tłum uczniów kłębiących się za drzwiami na szkolnym korytarzu. Wrzeszczała, jakby ją ktoś obdzierał ze skóry. Nawet dyrektor zauważył jej dziwne zachowanie i chciał je we właściwy sobie sposób wyjaśnić, co mu się, niestety, nie udało. Siedział potem nabzdyczony, jakby powiedziała Alina, i zły na cały świat, który nie docenił jego mediatorskich wysiłków. Ewa postanowiła przeczekać. Nie była na nią zła, w pewnym sensie ją nawet rozumiała, chociaż dostało jej się wtedy aż miło. Wszystkie plany Aliny związane z Makarym legły w gruzach, dochodziły pewnie do tego wyrzuty sumienia, do których nawet podczas łamania kołem by się nie przyznała, ale które na pewno musiały jej się dawać we znaki. Ostatecznie, gdyby nie zatruwała facetowi ostatnimi czasy życia, nie pomyślałby o wyjeździe. Tak więc Ewa bywała ostatnio samotna w czasie przerw i nie robiła nic, by to zmienić, siedząc na uboczu. Nie miała ochoty na wysłuchiwanie chwalących się sukcesami swoich koleżanek. Czasami odnosiła wrażenie, że te kobiety poza szkołą nie mają żadnych innych zainteresowań. Wałkowały w kółko to samo. Mówiły przy tym tak głośno, że inne osoby znajdujące się w pokoju nie miały szans, by wyjść z niego bez wiadomości o nadzwyczajnych umiejętnościach pedagogicznych ich koleżanek. Makary dosiadł się do niej z właściwym sobie taktem. 
 – Teraz wiesz, jak postępować z Jakóbkiem? – nawiązał z wyraźną ironią do opowieści jednej z koleżanek, w której to dawała wszystkim obecnym rady na temat sposobów postępowania z upierdliwym Jakóbkiem, który wszystkim się dawał we znaki. Ewa z trudem powstrzymała śmiech. Jakoś nie mogła sobie wyobrazić Jakóbka bojącego się nieradzącej sobie na co dzień romanistki, o której od dawna krążyły po szkole różnego rodzaju historie na temat jak skutecznie zamknąć panią R. w gabinecie, by uniknąć lekcji francuskiego. Niestety, większość z tych historii była prawdziwa. 
 – W dalszym ciągu nie schodzi? – spytał po chwili, starając się, by przypatrujący się im dyrektor nie usłyszał pytania.                                                                                                          
– Nie. 
 – Rozmawiałaś z nią wtedy? Widziałem jak wchodziłaś – dodał.
– Wyrzuciła mnie. Darła się jak opętana. Wyzwała mnie tak, że aż mi uszy spuchły.
– Wyobrażam sobie – zaśmiał się cichutko. Słyszałem kilkakrotnie ją w akcji. Wiesz, że niektórzy tutaj obwiniają mnie za ten jej bojkot? Słyszałem nawet jakobym najpierw Alinę uwodził, a potem zaczął uwodzić ciebie i że Alina… – nie dokończył – sama rozumiesz.



Komentarze

Popularne posty