E jak Ewa (122)



Usłyszały trzaśnięcie drzwi samochodu. Ewa wróciła z pracy i weszła do pokoju.
– Zbyszek wrócił? – spytała zdenerwowana.
– Wrócił, wrócił! – Zosia pokazała na leżącego na stole Zbyszka. – A jakże! Pijany w trzy dupy, że nie można się niczego dowiedzieć. Tylko zdążył wybełkotać, że trzysta złotych alimentów zasądzili, ale kto komu ma płacić, to już tego nie jestem pewna.
– Jezu! Mamo! – Ewa przysiadła na brzegu fotela. – Chyba Zbyszek wygrał sprawę. Widziałam Aśkę, jak wysiadała z autobusu. Była zapłakana. A jak mnie zobaczyła, to zaczęła szlochać, gadała coś pod nosem i cały czas się na mnie oglądała. Chyba mnie od suk wyzywała czy coś w tym rodzaju. Nie przysłuchiwałam się, bo trochę się wstydziłam. Chciałam jej jak najprędzej z oczu zejść, ale od razu pomyślałam, że coś się jej nie powiodło, ale nie chciałam się przed czasem cieszyć. – Krystyna nie mogła wykrztusić słowa, ocierała tylko płynące po twarzy łzy i kiwała się lekko na pufie.
– Przestań mi się kiwać! – ofuknęła ją Zosia. – Chorobę sierocą masz czy jaka cholera? Stara baba, a zachowuje się jak nastolatka. I czego ryczysz? Masz powody?
– Jeszcze nic nie wiadomo, nic nie wiadomo – powtarzała Krystyna.
– Bo też i masz tego synusia, oj masz – zaczęła zjadliwie ciotka – zamiast wrócić do domu jak Pan Bóg przykazał, powiedzieć co i jak, a potem dopiero urżnąć się w trupa, to od razu do knajpy poleciał. Nie ma co! W ojca się wdał! Mówię ci, Kryśka, czysty Janek. Tylko patrzeć jak chlać zacznie.
– Niech już ciocia da spokój! – Ewa nie znosiła, gdy Zosia mówiła tak o ojcu.– Zbyszek nie pije, widać miał powód, żeby pójść do tej knajpy, a cioci nic do tego.
Zosia wybałuszyła oczy, nabrała powietrza w płuca i podparła biodra rękoma.
– Nie moja sprawa? Widzieliście ją? Jaka dorosła się zrobiła. To po to ci tyłek podcierałam, żeby teraz takie coś usłyszeć ? Ja nie należę do rodziny? Tak? To chciałaś powiedzieć? Zawadzam ci tutaj? Nie bój się, już niedługo się wyniosę. Już niedługo. – Ciotka rozszlochała się histerycznie i zamknęła za sobą drzwi swojego pokoju.
– Rany boskie! Ciociu! Ciocia doskonale wie, że nie o to mi chodziło. Ale niech ciocia przy mnie ojca nie znieważa, bo na to nie pozwolę. Słyszy ciocia? I dobrze ciocia wie, że mam rację!
Zosia nie odezwała się już słowem, słychać tylko było, jak głośno wyciera nos.
– Zostaw ją, niech się wypłacze, ona też to wszystko przeżywa, razem z nami. Jak myślisz? Zbyszek wygrał? – Krystyna spojrzała na nią z nadzieją.
– Myślę, że tak, mam jakieś takie przeczucie. Ale poczekajmy aż się Zbyszek obudzi.
A tak swoją drogą, to też miał kiedy się napić. Nieodpowiedzialny szczeniak. Przecież wiedział, jak na niego czekamy.
Krystyna nie odpowiedziała. Miała żal do syna. Rację miała Zosia, że się na niego zdenerwowała, rację ma Ewa.

Komentarze

Popularne posty