E jak Ewa (116)
– Czekajcie, czekajcie – Ewie przyszło na myśl coś zupełnie nieoczekiwanego – a może ona sama tak wszystko wymyśliła, żeby nas zdenerwować? Jaka Bielska jest, to jest, ale wygarniała prawdę prosto w oczy, czy to się komu podobało, czy nie. Mamo, jak myślisz, Bielska robiłaby takie plany bez powiadomienia o nich Zbyszka? To poważna sprawa. Nie lubi Zbyszka, bo nie lubi, to fakt, przecież dla nas to żadna nowina, ona tego nigdy nie ukrywała, ale podłości po niej nigdy nie dało się poznać. A przecież ona sama wie, jak nam na Jagodzie zależy. Nie zawiadomiłaby nas? – Napierską zastanowiły słowa córki. Nie przepadały za sobą z Bielską. Nigdy się jakoś dogadać nie mogły. Bielska nie mogła się pogodzić z małżeństwem córki, a Krystynie nie odpowiadało traktowanie z góry. Bo i co takiego ta jej córka miała do zaoferowania? Po co to tak głowę do góry zadzierać, gdy do słońca droga daleka? Czas pokazał, kto z tej dwójki lepiej się w życiu sprawdził, Aśka, niby taka zdolna i mądra, choć do niczego nie doszła i nawet własnym dzieckiem zająć się nie potrafi, czy Zbyszek, który pracuje, jest dobrym synem i ojcem, i domu się trzyma. Po co to oskarżać Zbyszka, że przez niego na studia nie poszła, jak ona wcale o nich nie myślała? Nawet do matury nie podeszła, zresztą, poznali się przecież już po tej nieszczęsnej maturze! Ale Ewa miała rację. Bielska była uczciwa. Zawsze informowała o swoich zamiarach, nigdy nie ukrywała tego, co o innych myślała. Czyżby to się zmieniło? Przecież ona najlepiej wie, jak im bardzo zależy na wychowywaniu Jagody. Sama zrobiła wszystko, żeby mała nie trafiła do Aśki, więc teraz miałaby zmienić zdanie? Czemu ich nie zawiadomiła? Kto wie, czy Aśka rzeczywiście sobie czegoś nie wymyśliła, bo wiedziała, że Hanka im wszystko powtórzy i będą się martwić.
– Wiecie co? – zaczęła – to naprawdę jest takie dziwne. Aśka nigdy nie lubiła Hanki, jak Hanka tu nieraz przychodziła, to ona w ogóle nie schodziła z góry. Ile się Zbyszek naprosił, żeby się do ciotki grzecznie odezwała! Stara pulcheria, tak mówiła o Hance, przedrzeźniała ją prawie że w jej obecności, a tu nagle taka miła się stała? Mówię wam, Ewa ma rację. Ona to specjalnie zrobiła, żeby nam nerwów napsuć. Na złość chciała zrobić. Nie inaczej.
– No zadzwoń do tej całej Bielskiej i spytaj, o co w tym wszystkim chodzi! – krzyknęła Zosia.
– Nie wiem, czy to tak wypada?
– Czy to wypada? – Zosia się wyraźnie zezłościła. – Wypada, moja droga, jak najbardziej wypada. Od dwóch lat wychowujecie dziecko, bez alimentów, bez pomocy Aśki czy Bielskiej. Żadna się nie kwapi, żeby spytać, czy czego dzieciak nie potrzebuje. Obie wiedzą, że się u was nie przelewa, ale wcale się tym nie przejmują. A ta stara potrafiła jeszcze powiedzieć, że wychowanie dzieci należy do rodziców, nie do dziadków. Tylko że jej córunia nawet rodzicem nie jest. Odwróciły się tyłkami i zadowolone. A Bielska też dobra. Co to? Nie babcia czy jak? To ty masz obowiązek wobec wnuczki, a ona nie? I ty się jeszcze zastanawiasz czy to wypada? Na herbatkę się wybierasz i nie wiesz, co na siebie włożyć? Ty głupia, ty! Łap za telefon i dzwoń! Trzeba wiedzieć, o co chodzi. Inaczej jeszcze przed rozprawą się wykończysz.
– Mamo – Ewa spojrzała na matkę – ciocia ma rację. Trzeba zadzwonić. Ale nie wydaje mi się, żebyś to ty miała z nią rozmawiać. Od tego jest Zbyszek. To on musi zadzwonić do teściowej, nie ty, ja też nie. On musi sam z nią pomówić. To przecież dorosły człowiek, nie możemy go tak ciągle we wszystkim wyręczać…
Komentarze
Prześlij komentarz