E jak Ewa (115)



– Uspokój się! – matka podniosła głos, spoglądając niespokojnie na Zbyszka, który nie brał udziału w ich dyskusji i przez cały czas siedział ze spuszczoną głową.
– Wierz mi, smarkata, z wieloma rzeczami człowiek może się pogodzić. Przerobiłam to na własnej skórze – Zosia wycelowała w nią palec, którym ciągle teraz groziła. – Nie zapominaj, że jesteś ciotką, tylko ciotką, a tamta to matka. Zła czy dobra, to nie ma dla sądu znaczenia, ważne, że to matka. Ciesz się, że tyle czasu wychowywałaś jej dziecko, bo niektóre z nas nawet tyle w swoim życiu nie miały. Wyjdź wreszcie za mąż i urodź własne dziecko, nie będziesz się musiała zajmować cudzymi problemami, wreszcie będziesz miała swoje.
– Cudzymi problemami? Problemy mojego brata to moje problemy, niech ciocia to sobie dobrze zapamięta!
– Sraty pierdaty! – odcięła się Zosia. – Brata zostaw w spokoju i tak ma wiele na głowie. Jagoda to jego dziecko, nie twoje. Jego i Aśki, nie twoje, dociera to do ciebie?
– Zbyszek, powiedz coś do jasnej cholery! Będziesz teraz tak siedział i napawał się swoim bólem? – Ewa zmusiła go, by na nią spojrzał.
– A odwal ty się ode mnie! – warknął. – Czepiasz się tak, jakby to wszystko ode mnie zależało. Co ja mam zrobić? Co mam zrobić? Zabić Aśkę? Zamknąć Bielską w domu i nie pozwolić jej dojechać na tę rozprawę? O co ci chodzi? Myślisz, że tylko ty się martwisz? Wszystkie się ode mnie odczepcie. – Podniósł się ze stołka i wziął Jagodę na ręce.
– Dokąd się wybierasz? – Krystyna spojrzała na niego z obawą.
– Idę nad rzekę – odparł. – Najpierw wrzucę dziecko, potem wskoczę sam. Pasuje mamie taka odpowiedź?
– Oczywiście, że pasuje! – syknęła. – Zasłużyłam sobie na nią już dawno. Najpierw zapłodniłam Aśkę, potem sprowadziłam ją do domu i zmusiłam was do ślubu, zaczęłam wyprowadzać ją do chłopów, następnie namówiłam, żeby cię rzuciła i zostawiła córkę, teraz też trzymam jej stronę. Ależ ty masz podłą matkę, syneczku! – Krystyna otarła płynącą po policzku łzę. –Tak, tak, taka odpowiedź jest dla mnie w sam raz. – Zbyszek stał przez chwilę z córką na ręku, po czym wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
– Widzisz do czego doprowadziłaś? – Zosia oskarżycielskim tonem zwróciła się do Ewy. – Po jaką cholerę zaogniasz sytuację i to przy Zbyszku? Taka niby mądra, a w rzeczywistości głupia jak but. Co ty sobie w tym swoim zakutym łbie myślisz? Że on serca nie ma? Że on się nie martwi? Wychodzi na to, że to tylko ty się wszystkim przejmujesz, tak?
– Przestańcie już! A ty się tak nie wymądrzaj! – Napierska popatrzyła na siostrę.– Lepiej opowiedz, gdzie Hanka o tym wszystkim usłyszała.
– Oj! Sąsiadka ją do siebie zaprosiła, u której Aśka akurat była. Właściwie to nie u sąsiadki, ale u jej córki. Jak Hankę zobaczyła, to się od razu przywitała, ciociu do niej cały czas mówiła. Hanka od razu zauważyła, że ona jakaś taka zmieniona. A znasz Hankę. Co w głowie, to i na języku, zapytała czy ona czasem nie w ciąży i jak sobie teraz poradzi, a Aśka od razu zaczęła opowiadać, jak to mama jej pomaga, bo się cieszy, że wreszcie od Zbyszka odeszła. Ona nigdy Zbyszka nie lubiła, bo przez niego Aśka matury nie zdała i w ogóle. Jak to pokój dla dzieci urządza, bo przecież Jagoda musi mieć już kanapę, a maluszek łóżeczko i tak dalej.
– Święci pańscy! – Krystyna zakryła oczy dłońmi. – To już po nas. Zabiorą nam dziecko. Przecież nie mamy najmniejszych szans. I co my teraz zrobimy? Tylko mi nie mów, żeby się z tym pogodzić – uprzedziła Zosię – tylko mi tego nie mów!
– Masz inne wyjście? Co zrobisz? Będę mówiła, że musicie się z tym pogodzić, bo nie ma innej rady.

Komentarze

Popularne posty