E jak Ewa (111)
Patrycja! Też dali jej imię! Stara, trzydziestoletnia baba i
Patrycja! Pati! Leszek mówi na nią Pati albo Patusia! Zosia w myślach nazywała
ją Papilotem. Papilot! A niech ich oboje szlag trafi! Jak on mógł coś takiego
zrobić? Odszedł bez jednego słowa, nie zapytał nawet, jak sobie teraz poradzi,
a przecież wiedział, i to dobrze, w jakiej jest sytuacji. Nawet nie zapytał!
Tylko łapę wyciągnął po pieniądze za mieszkanie. Zaniósł je pewnie swojej
ukochanej Patusi, żeby kupiła sobie coś nowego do przyozdobienia tyłka.
Ostatecznie jej tyłek ma dla niego ostatnimi czasy ogromne znaczenie, trzeba o
niego szczególnie dbać. Zosia wściekła się. Jak ona mogła żyć z takim
człowiekiem tyle lat i nie wiedzieć, że taka z niego kanalia? Zostawił ją gołą
i wesołą! Po tylu latach! Nawet do widzenia nie powiedział, niczego dobrego nie
pożyczył, zabrał się i poszedł zadowolony, że Patusi byt zabezpieczył. Zwiał
jak szczur, który opuszcza tonący okręt, nie zwracając uwagi na pozostałych
towarzyszy niedoli.
Kanalia! Tchórz! Nie miał odwagi porozmawiać z nią w cztery oczy, Patrycję przywlókł. A ta dziwka miała czelność się z nią układać, moralności jej uczyć. Siedziała rozparta wygodnie w fotelu, który Zosia wybrała i ustawiła tak, żeby Lesiowi było wygodnie. Zwykła kurwa! Kurwa i alfons. Dureń jeden, nawet się nie zastanowił nad tym wszystkim. Patusia się o mieszkanie wykłócała, stawiała warunki, dawała rady… A ten dureń siedział wpatrzony w nią jak w obrazek, nie zastanawiając się, że coś tu jest nie tak, skoro ukochanej zależy przede wszystkim na dostępie do jego konta. To na co poleciała? Na niego czy na mieszkanie? Ile lat jeszcze będzie przystojny? Dwa, pięć, osiem? Przecież już teraz widać, że dobija pięćdziesiątki. Na co liczy? Patusia na potulną gołębicę nie wygląda, gdy on będzie miał sześćdziesiątkę, ona będzie ryczącą czterdziestką. I niech by go zdradziła! Niech by wiedział, jak to jest, co to znaczy zostać tak strasznie upokorzonym przez kogoś, komu się bezgranicznie ufało, kto był sensem życia, kogo się tak kochało! Niech by wiedział, co to znaczy, gdy życie się wali na głowę i kończy się świat! A ona, Zosia, chciałaby to widzieć, żeby móc mu się roześmiać prosto w twarz i pokazać, jak sobie na nowo ułożyła życie, bo ona ułoży sobie życie! Ułoży na pewno! Inaczej być nie może i nie będzie… Sięgnęła do torebki, chcąc wyjąć chusteczkę do nosa, żeby otrzeć łzy z twarzy, które spływały po jej policzkach. Pod twarda plastikowa plakietka leżała na dnie torebki. Karta bankomatowa. Karta do ich wspólnego konta, o której zapomniała. Będzie musiała mu ją odesłać. Odda ją pewnie swojej Patusi, żeby mogła korzystać z pieniędzy, które się na nim mnożyły między innymi dzięki oszczędności Zosi. Zaraz potem zaświtała jej inna myśl. Czy rzeczywiście musi oddawać te kartę tak od razu? Lesiu też zapomniał o tym kawałku plastiku, bo inaczej już dawno zażądałby jego zwrotu. Będzie musiała sprawdzić, czy nie zablokował jeszcze konta. Ostatecznie połowa tych pieniędzy należała jej się jak psu micha; nadchodzi jesień, pomoże Krystynie kupić opał na zimę, bo na pewno nie ma pieniędzy i znowu musiałaby płacić za węgiel w ratach, a i Patusi mina zrzednie, gdy zobaczy, ile ich ubyło… Uśmiechnęła się do swojego odbicia w szybie.
Kanalia! Tchórz! Nie miał odwagi porozmawiać z nią w cztery oczy, Patrycję przywlókł. A ta dziwka miała czelność się z nią układać, moralności jej uczyć. Siedziała rozparta wygodnie w fotelu, który Zosia wybrała i ustawiła tak, żeby Lesiowi było wygodnie. Zwykła kurwa! Kurwa i alfons. Dureń jeden, nawet się nie zastanowił nad tym wszystkim. Patusia się o mieszkanie wykłócała, stawiała warunki, dawała rady… A ten dureń siedział wpatrzony w nią jak w obrazek, nie zastanawiając się, że coś tu jest nie tak, skoro ukochanej zależy przede wszystkim na dostępie do jego konta. To na co poleciała? Na niego czy na mieszkanie? Ile lat jeszcze będzie przystojny? Dwa, pięć, osiem? Przecież już teraz widać, że dobija pięćdziesiątki. Na co liczy? Patusia na potulną gołębicę nie wygląda, gdy on będzie miał sześćdziesiątkę, ona będzie ryczącą czterdziestką. I niech by go zdradziła! Niech by wiedział, jak to jest, co to znaczy zostać tak strasznie upokorzonym przez kogoś, komu się bezgranicznie ufało, kto był sensem życia, kogo się tak kochało! Niech by wiedział, co to znaczy, gdy życie się wali na głowę i kończy się świat! A ona, Zosia, chciałaby to widzieć, żeby móc mu się roześmiać prosto w twarz i pokazać, jak sobie na nowo ułożyła życie, bo ona ułoży sobie życie! Ułoży na pewno! Inaczej być nie może i nie będzie… Sięgnęła do torebki, chcąc wyjąć chusteczkę do nosa, żeby otrzeć łzy z twarzy, które spływały po jej policzkach. Pod twarda plastikowa plakietka leżała na dnie torebki. Karta bankomatowa. Karta do ich wspólnego konta, o której zapomniała. Będzie musiała mu ją odesłać. Odda ją pewnie swojej Patusi, żeby mogła korzystać z pieniędzy, które się na nim mnożyły między innymi dzięki oszczędności Zosi. Zaraz potem zaświtała jej inna myśl. Czy rzeczywiście musi oddawać te kartę tak od razu? Lesiu też zapomniał o tym kawałku plastiku, bo inaczej już dawno zażądałby jego zwrotu. Będzie musiała sprawdzić, czy nie zablokował jeszcze konta. Ostatecznie połowa tych pieniędzy należała jej się jak psu micha; nadchodzi jesień, pomoże Krystynie kupić opał na zimę, bo na pewno nie ma pieniędzy i znowu musiałaby płacić za węgiel w ratach, a i Patusi mina zrzednie, gdy zobaczy, ile ich ubyło… Uśmiechnęła się do swojego odbicia w szybie.
Komentarze
Prześlij komentarz