E jak Ewa (106)
Może to i lepiej, że wszystko się samo rozwiązało? Co by było, gdyby Ewa się dowiedziała o nim i Aśce? Napierska nie chciała nawet się nad tym zastanawiać, chociaż sama musiała się przed sobą przyznać do pewnych nadziei związanych z tym człowiekiem. Początkowo miała mu za złe romans z synową, ale później…To porządny człowiek. Byłby dobrym mężem. Mógłby zagwarantować rodzinie bezpieczeństwo i oparcie. Kto wie, może znowu zszedł się z Aśką? A może przychodził do nich nie dla Ewy, ale po to, by się zorientować w sytuacji i donosić Aśce? Człowieka przecież do końca się nie pozna, nigdy nie wiadomo, kogo na co stać. No, jeśli tak, to lepiej, że to już się skończyło. Ewa jakoś to przeboleje. Może kiedyś spotka kogoś, kto ją pokocha? I kogo ona pokocha? Daj Boże, to przecież dobra dziewczyna, a samej iść przez życie to nie najlepszy pomysł. Przynajmniej nie wtedy, gdy się ma trzydzieści lat. W tym wieku człowiek powinien zaznać miłości. Może z tym Maćkiem jeszcze nie wszystko skończone? Czas pokaże.
Brzuch zaczynał się wyraźnie zaznaczać pod bluzką, Aśka widziała go wyraźnie
i robiła wszystko, by jak najdłużej ukryć fakt, że jest w ciąży. Na szczęście koniec lata jak i nadchodząca jesień była dosyć chłodna i można było nosić już kurtkę. Byleby tylko przetrwać do kolejnej rozprawy, może tym razem ostatniej, myślała, to potem już jakoś będzie. Z Krzyśkiem nie zginie, a ten oszalał na punkcie dziecka. A tak się bała mu o nim powiedzieć! Kto by pomyślał, że on tak jest za dziećmi? Nawet całe mieszkanie już odmalował i wziął od siostry łóżeczko. Najgorsze, że matka się jakoś o ciąży dowiedziała. Jak ona to robi? Przecież Aśka nawet jeszcze u lekarza nie była, bo się bała, że się Zbyszek dowie i wykorzysta to przeciwko niej w sądzie, a matka i tak się dowiedziała. Przyszła spytać, czy to prawda. A co ona miała odpowiedzieć? Kłamać? Po co? Za kilka tygodni i tak się wszystko wyda, nie ma się co łudzić. Brzuch rośnie jak na drożdżach. A właściwie, może to i dobrze, że się dowiedziała? Może wreszcie przestanie się czepiać Krzyśka, że przychodzi do jej mieszkania? Przecież teraz nie będzie chyba odpędzać ojca od dziecka? „Biedne to twoje dziecko, oj biedne” – powiedziała. Biedne? A czemuż to? Jeszcze się nie urodziło, a już ma pokój dziecinny jak się patrzy i całą szufladę ubranek. O wszystko Krzysiek się postarał. A jakby z niej taka dobra babcia była, to by sama jeszcze co dzieciakowi kupiła, ale nie, wszystko tamtej, Jagodzie, ładuje. Mało to ludzie opowiadają, jak to Jagoda ubrana? I sukienki, i kurteczki… A z czego Zbyszek by to wszystko kupił? Musi matka dawać mu forsę. Ale to się niedługo skończy, niech tylko matka nowego wnuka zobaczy, a zmięknie, na pewno zmięknie. Już tym razem zachowywała się inaczej, nawet spytała, czy Aśka ma co jeść, a potem zaprowiantowała jej lodówkę. Aśka dałaby sobie głowę uciąć, że matce spodobała się dbałość Krzyśka o mieszkanie i te nowo pomalowane ściany. Żeby tylko się nie wydało, kiedy w sądzie rozprawa, bo matka gotowa do sądu jechać, żeby zobaczyć, jak się sprawy mają. Aśka instynktownie przeczuwała, że zasądzenie alimentów od Zbyszka jakoś się matce nie spodoba, a z tych pieniędzy, nawet najmniejszych, nie mogła teraz zrezygnować. Wprawdzie Krzysiek dwoił się i troił, żeby do domu pieniędzy nastarczyć, ale i tak było ich mało. Stałej pracy załatwić nie mógł, kombinował coś z kolegami na boku, żeby na chleb zarobić, ale różnie z tym bywało. Raz przynosił więcej, innym razem mniej, a takie alimenty to byłby stały przypływ gotówki.
Komentarze
Prześlij komentarz