E jak Ewa (105)
Ale że też ta Jolka się w coś takiego wpakowała! Co za
dziewucha paskudna! I ładna, i wykształcona, i przebojowa taka! Nie mogła to
sobie innego chłopa przyhołubić? Po jaką cholerę jej ten żonaty? Żona gania,
wyzywa pewnie, a ta i tak sobie nic z tego nie robi. Taki piękny ten jej żonaty
fatygant? A Hanka? Ta to musi przeżywać. Syn, oczko w głowie, wyciągnięty na
siłę z jakiejś meliny, a córka w objęciach żonatego faceta. Tyle się nagadała o
fatalnej, życiowej pomyłce ciotki Kryśki, a tu masz, córka w ślady ciotki w te
dyrdy poszła. Toż to musi być cios! Krystyna uśmiechnęła się mimo woli, by już
po chwili kreślić znak krzyża na czole i piersiach. Boże, pomyślała, jaka ja
jestem podła! Wybacz mi, proszę, ileż we mnie podłości. Jak można się cieszyć z
cudzego nieszczęścia? Zresztą, jakie to cudze?
To nie cudze, tylko swoje, siostry przecież, czyli tak jak swoje własne. W takich właśnie chwilach człowiek poznaje samego siebie, stwierdziła. Dobra ze mnie siostra, pomyślała. Jeszcze nie tak dawno narzekała, że mimo siostry mieszkającej niedaleko, nie ma się przed kim wyżalić, ale czy przed nią Hanka mogłaby się wyżalić? Ledwo Zbyszek próg przekroczył, a ona już się cieszy z niepowodzenia Hanki i jej dzieci! I po jaką cholerę ta Hanka Jurka do Warszawy goniła? Trzeba było chłopaka w domu trzymać i na krok od siebie nie puścić, dopóki zawodu porządnego by nie zdobył. Od dziecka wszyscy widzieli, że chłopak był trudny, swoje chimery pokazywał na każdym kroku, ale do matki to nie docierało. Kto wie, czy już za późno na wychowanie nie jest? Karol też dobry! Obraził się na syna. Zostawił Hankę z tym całym bajzlem, niech sobie sama radzi, on się do niczego nie miesza. On zarabia! Klękajcie narody! Synek nie spełnił oczekiwań tatusia, więc jest zły. Już nie warto sobie nim głowy zawracać. Matka niech się martwi, wychowała łajdaka, to niech sobie sama radzi. A on gdzie był? Gdzie był, gdy ojcowskiej ręki chłopak najbardziej potrzebował? Pieniądze zarabiał, ale pieniądze jeszcze nigdy nikogo nie wychowały. I co? Na co mu teraz te wszystkie jego pieniądze? Te samochody? Komu je da? Kto je po nim przejmie? Obraził się na dziecko własne, wariat jakiś. Co to by było, gdyby wszyscy się tak na siebie obrażali? Rodzin by nie było, bo każdy byłby obrażony. Boże, żeby tylko ich rodzina jakoś przetrwała. Może Jola wyjdzie na swoje, zawsze cwana była, już wie, czego chce od życia i oszukać się nie da. Twarda z niej sztuka, podniesie się nawet z upadku. Ale z Jurkiem już trudniejsza sprawa. Ten jeszcze matce kłopotów narobić może, a i sobie życie zmarnować. Po chwili Krystyna przypomniała sobie o własnej sytuacji. Biadoli nad siostrą, a sama przyjmuje każdy dzień z Jagódką jak dar od losu, bo to wiadomo, co sąd zdecyduje? Nawet myśleć nie chce o tym, co zdarzyć się może. Zosia też znowu znaku życia nie daje. Widać, nie wszystko idzie po jej myśli, bo gdyby szło, napisałaby przecież. Wie, jak ona, Krystyna, się o nią martwi. Dzięki Bogu, z Ewą kłopotu nie ma, bo cicha, spokojna, zrównoważona. Szkoda tylko, że nie ma przy niej nikogo, kogo mogłaby pokochać. Przez jakiś czas był ten Maciek, ale ostatnio w ogóle się u nich nie pokazywał, a i Ewa o nim nic nie mówiła. I mimo że Ewa nie należy do tych, co to się chętnie zwierzają, Krystyna widziała, że córka zmieniała się przy tym mężczyźnie, tak jakby promieniała, a teraz znowu była smutna.
To nie cudze, tylko swoje, siostry przecież, czyli tak jak swoje własne. W takich właśnie chwilach człowiek poznaje samego siebie, stwierdziła. Dobra ze mnie siostra, pomyślała. Jeszcze nie tak dawno narzekała, że mimo siostry mieszkającej niedaleko, nie ma się przed kim wyżalić, ale czy przed nią Hanka mogłaby się wyżalić? Ledwo Zbyszek próg przekroczył, a ona już się cieszy z niepowodzenia Hanki i jej dzieci! I po jaką cholerę ta Hanka Jurka do Warszawy goniła? Trzeba było chłopaka w domu trzymać i na krok od siebie nie puścić, dopóki zawodu porządnego by nie zdobył. Od dziecka wszyscy widzieli, że chłopak był trudny, swoje chimery pokazywał na każdym kroku, ale do matki to nie docierało. Kto wie, czy już za późno na wychowanie nie jest? Karol też dobry! Obraził się na syna. Zostawił Hankę z tym całym bajzlem, niech sobie sama radzi, on się do niczego nie miesza. On zarabia! Klękajcie narody! Synek nie spełnił oczekiwań tatusia, więc jest zły. Już nie warto sobie nim głowy zawracać. Matka niech się martwi, wychowała łajdaka, to niech sobie sama radzi. A on gdzie był? Gdzie był, gdy ojcowskiej ręki chłopak najbardziej potrzebował? Pieniądze zarabiał, ale pieniądze jeszcze nigdy nikogo nie wychowały. I co? Na co mu teraz te wszystkie jego pieniądze? Te samochody? Komu je da? Kto je po nim przejmie? Obraził się na dziecko własne, wariat jakiś. Co to by było, gdyby wszyscy się tak na siebie obrażali? Rodzin by nie było, bo każdy byłby obrażony. Boże, żeby tylko ich rodzina jakoś przetrwała. Może Jola wyjdzie na swoje, zawsze cwana była, już wie, czego chce od życia i oszukać się nie da. Twarda z niej sztuka, podniesie się nawet z upadku. Ale z Jurkiem już trudniejsza sprawa. Ten jeszcze matce kłopotów narobić może, a i sobie życie zmarnować. Po chwili Krystyna przypomniała sobie o własnej sytuacji. Biadoli nad siostrą, a sama przyjmuje każdy dzień z Jagódką jak dar od losu, bo to wiadomo, co sąd zdecyduje? Nawet myśleć nie chce o tym, co zdarzyć się może. Zosia też znowu znaku życia nie daje. Widać, nie wszystko idzie po jej myśli, bo gdyby szło, napisałaby przecież. Wie, jak ona, Krystyna, się o nią martwi. Dzięki Bogu, z Ewą kłopotu nie ma, bo cicha, spokojna, zrównoważona. Szkoda tylko, że nie ma przy niej nikogo, kogo mogłaby pokochać. Przez jakiś czas był ten Maciek, ale ostatnio w ogóle się u nich nie pokazywał, a i Ewa o nim nic nie mówiła. I mimo że Ewa nie należy do tych, co to się chętnie zwierzają, Krystyna widziała, że córka zmieniała się przy tym mężczyźnie, tak jakby promieniała, a teraz znowu była smutna.
Komentarze
Prześlij komentarz