E jak Ewa (101)



– E tam! – Kaśka machnęła lekceważąco ręką. – Już prędzej inną panienkę sobie przygruchał. Zwłaszcza, że się koło niego kręciła.
– Kręciła albo i nie kręciła. Świetny to by był kamuflaż, jak powiadasz. Niby wszystko w porządku, bo żonaty, ale żona nawiała do Polski. On zdruzgotany, nie chce się z inną wiązać… – Alina przedstawiła naprędce cały scenariusz wydarzeń.
– Ale po co miałby to robić? W Szwecji podchodzą do tematu inaczej, nie tak jak u nas. Taki Makary na ten przykład. Nauczyciel, wychowawca, niby autorytet, a tu taki cymes, kocha inaczej. Jak ktoś taki może uczyć w szkole i to w takiej małej mieścinie? To co z tego, że inteligencja mu aż uszami wycieka? Niemoralnie się prowadzi, nie wiesz? Możesz być kanalia, ale żonę masz i wszystko jest jak ma być. A to, że tę żonę dwa razy dziennie pasem po grzbiecie bijesz? To nikogo nie obchodzi. Ale Lasse? Po co miałby się z tym kryć?
– To nieważne, jak tam u niego do tych spraw podchodzą – Alina nie dawała za wygraną – ale jak ON do tego podchodzi. To jest najważniejsze. Nie uważasz? Może on sam nie mógł się z tym pogodzić i starał się ze wszystkich sił, ale mu nie wyszło? Czemu cię nie szuka? Normalny mąż by szukał, a ten siedzi jak mysz pod miedzą, czy to nie dziwne?
– Dziwne, bo mysz pod miotłą siedzi, nie pod miedzą. A co do Lassego, to niemożliwe. – Kaśka stanęła po stronie męża. – Nie zapominaj, że żyłam z nim kilka miesięcy. Żaden z moich dotychczasowych narzeczonych nie miał takiego temperamentu. Żaden homo nie mógłby się aż tak zakamuflować.
– Nie ma już wina? – Alina była wyraźnie zawiedziona.
– Nie ma, a na nas już czas. – Kaśka wyciągnęła w jej kierunku rękę.– Zamówimy taksówkę i jedziemy. Już późno. Muszę jeszcze zajrzeć do matki. Mój Lasse homo nie wiadomo? Aleś wymyśliła, dobre sobie. – Zawiesiła Alinie torebkę na ramieniu i obie chwiejnym krokiem zwróciły się w kierunku drzwi. Ewa nie zatrzymywała ich, miała już dość tej wizyty i cieszyła się, że wreszcie się kończy.
– Może to i dobrze, że taksówką pojedziemy, bo jakby mnie tak ubzdryngoloną w tym świętojebliwym miasteczku zobaczyli, to kto wie… Może spełniłoby się największe marzenie naszego dyrektora i mógłby mnie wypierdolić na bruk za niemoralność, a tak nic z tego… Tylko pamiętajcie – pogroziła palcem – nikomu ani mru-mru o Makarym. Niech się tam w krzakach obściskuje z kim chce, ode mnie nikt się tego nie dowie. I od was też nie. Morda w kubeł! Pamiętajcie!
– Dobra, dobra, zbierajmy się. Taksówka stoi pod domem, licznik bije.
– Do jutra, Ewka. – Alina pomachała jej ręką i obie z Kaśką wyszły z domu.
Ewa pokiwała tylko z naganą głową. Co Alina znowu wymyśliła? Znalazła wytłumaczenie obojętności Makarego? Ewa wiedziała, że jest zdolna do zrobienia komuś świństwa, zwłaszcza, gdy chodziło o jej interesy. Kilka razy przyłapała ją na wyolbrzymianiu spraw i drobnym przeinaczaniu prawdy, które nazywała własną interpretacją. Czyżby kłamała i teraz? Ale po co? Może w taki sposób chciała się zemścić na nim za brak wzajemności? Właściwie to miałoby ręce i nogi, ale czy Alina posunęłaby się do takiej perfidii? A ta jej teoria dotycząca Lassego już w ogóle kupy się nie trzymała. Właściwie to i Maćka można również posądzić o inne upodobania. Spotykają się już od roku i do tej pory nie próbował tej znajomości „zacieśnić”.

Komentarze

Popularne posty