E jak Ewa (86)
– A gdzie one teraz są?
– Jak to gdzie? Poumierały.
– Ale jak? Rodziny żadnej nie miały? Dzieci nie miały? To przecież nasza bliska rodzina?
– A bliska, bliska! Tylko, że ta rodzina do nas się nie garnie. Dopóki ciotki żyły, to te ich siostry przyjeżdżały, pomagały jak mogły. Ale po ich śmierci nikt już nie przyjeżdżał, a wiesz, jak mamie było ciężko, gdzie by jeszcze szukać kogo miała siły. A tamci nie chcieli się chyba do nas przyznać? One dosyć bogate były. Osiadły w Kanadzie i Stanach chyba? Ciotki dobrze za mąż powychodziły, a u nas ciągle bieda i bieda. Może nie chciały już do nas przyjeżdżać? A może same kłopoty miały? W każdym bądź razie, zerwały wszystkie kontakty i nie wiadomo, co z nimi.
– I tak się rodzina rozpadła. – Krystyna spojrzała na Hankę. – Gdybym ja umarła, to ty też byś się moich dzieci wyparła, bo biedne?
– Znowu zaczynasz? To tak o mnie myślisz? Gdybym się ciebie wyparła, to bym tu się z tą sztywną nogą nie telepała. Kłócimy się od dziecka, ale przecież jesteśmy siostrami, pamiętasz? I właściwie to o co my się ciągle kłócimy?
– Oj, Hanka! Dajmy spokój, bo znów się będziemy szarpać. Ty ciągle dajesz mi dobre rady, a dla mnie to nie są dobre rady, a ty się wtedy denerwujesz, że ja tych dobrych rad do wiadomości nie przyjmuję i tak to dalej idzie.
– No może masz rację – Hanka zgodziła się łaskawie – ale ja przecież nie robię ci na złość, czasami dobrze radzę. – Ty, Kryśka, a co ze sprawą Zbyszka? Jakoś nic nie mówisz? Wtedy też na mnie naskoczyłaś, że Bielską zawiadomiłam, ale gdyby nie ja, to kto wie, czy gorzej by nie było? – Krystyna zastanowiła się przez moment i w duchu przyznała siostrze rację.
– Ale nie powinnaś była, wiesz o tym, co? A u Zbyszka na razie bez zmian. Sprawa się toczy. Aśka chce Jagodę. Sama wiesz, jak to jest, gdy matka chce dziecko…
– Co? – tego już Hance było za wiele – dziecko teraz chce? A to ci matka Polka zakichana! A gdzie ta matka teraz jest, co? Jaki sędzia tam w tym sądzie jest, co? Zapytał ją, gdzie teraz jest dziecko?
– Pewnie, że zapytał.
– No i co ona na to?
– Płakała, tłumaczyła, że musiała dziecko zostawić u męża, bo nie ma pracy, nie ma za co żyć i musiała wybrać mniejsze zło. Tak dokładnie powiedziała. Mniejsze zło. Żeby dziecko nie cierpiało. – A to franca jedna! Musiał ją ktoś pouczyć, jak w sądzie mówić. A Zbyszek? Co Zbyszek powiedział? Powiedział coś, czy stał tam jak dupa wołowa?
– Powiedział, powiedział. O tych jej panach, o tym jak opiekowała się Jagodą i tak dalej, ale nie wiadomo jaki będzie efekt.
– Wiesz co? – Hanka zerwała się z miejsca – ze Zbyszka to taka sama ofiara jak z ciebie! Tylko tyle ci mówię. Kiedy następna sprawa? Jadę z nim do tego sądu. Koniec kropka. Ja jej dam, cholerze jednej, mniejsze zło! Ona mnie jeszcze popamięta! I niech Zbyszek nie waży się jechać sam, bo ja go tam znajdę. Wstydu narobię. Ty sobie siedź cicho w domu, a my to już załatwimy. Alimentów się mendzie zachciewa, co? Pewnie sobie obliczyła, że do pracy nie będzie musiała iść, a pieniądze brać będzie. Dyskoteki, kurestwo, pełno alfonsów i dzieciak ma w tym wszystkim rosnąć? W naszej rodzinie kurestwa nie było, nie ma i nie będzie, ja ci to mówię! Już za długo siedzę w domu. Najstarsza jestem, matka mi powierzyła opiekę nad rodziną, a ja jakoś tak…Sama wiesz. Ale teraz to się zmieni! Moje dzieci już dorosłe, w Warszawie siedzą ani tu wracać nie zamierzają. Jola list napisała, że nową pracę dostała, dobrze zarabia, a przy niej i Jurek się jakoś zaczepił. I chwała Bogu, bo sama wiesz, ile kłopotu miałam z tymi jego kolegami i szkołą. Krzyż pański, a teraz jakoś tak przycichł. Sens pracy zobaczył, Jola mu dobrą robotę załatwiła.
Komentarze
Prześlij komentarz