E jak Ewa (85)
– Ale lepiej, że głupia niż podła. I dziękuję ci, że nareszcie to zrozumiałam, bo głupotę zniosę z radością, nie jesteś temu winna. Taka się już urodziłaś. Podłości znieść bym jednak nie umiała. – Krystyna szykowała się do wygłoszenia siostrze litanii, w której mogłaby zawrzeć kilkudziesięcioletnie żale, gdy spostrzegła, że Hanka zalewa się łzami. Ukryła twarz za chustką do nosa, którą znalazła w torebce.
– Czemu ty mnie tak nienawidzisz, co? Co ja ci zrobiłam? A teraz jeszcze Zośkę na mnie nastawiłaś. I za co to wszystko? – zawodziła żałośnie. – Przecież tylko we trzy jesteśmy. Nikogo innego nie mamy. Tylko we trzy! – Widok płaczącej Hanki wywarł na Krystynie piorunujące wrażenie, bo Hanka do płaczliwych nie należała. One wszystkie wstydziły się łez, ale Hanka najbardziej. Matka zawsze powtarzała, że łzy to słabość, że nikt nie powinien ich widzieć i jak zamierzają płakać, to tylko w ukryciu, a teraz Hanka zanosiła się płaczem i nie mogła przestać. I miała chyba rację, jak można powiedzieć tyle przykrych rzeczy własnej, rodzonej i w dodatku najstarszej siostrze? A przecież obiecywały matce, że się nie tylko kłócić nie będą, ale pomogą sobie zawsze i wszędzie. No i proszę, jak przysięgi dotrzymały. Ale jak ta Hanka może myśleć, że Krystyna jej nienawidzi? Boże drogi! To już do tego doszło? A może ona naprawdę tak się zachowuje jakby jej nienawidziła? Nie przychodziła do niej całymi miesiącami, nie pozwalała dawać sobie rad i robiła wszystko na przekór. Czy naprawdę tak się okazuje nienawiść? – I co, będziesz teraz histeryzować? No co ty! Co ty tak z tą nienawiścią – spytała, uważając, by nie przesadzić z okazywaniem czułości, którą Hanka zaraz by wykorzystała. – Naprawdę myślisz, że mogłabym na ciebie Zosię nastawić? – Hanka chlipnęła cichutko, już trochę uspokojona. – Nie, ale tak mi się jakoś przykro zrobiło.
– No, nie gniewaj się, nie chciałam, przecież wiesz, ale jak sobie przypomniałam tamtą sytuację…Też mi przykro było, i też płakałam, żeby nikt nie widział, nawet Janek, bo by się śmiał. Dla niego to głupoty były.
– Głupoty! – żachnęła się Hanka. – A przez kogo u ciebie taka bieda, co? Jemu nigdy nic potrzebne nie było. No, ale dosyć już o tym. Powiedz, co ta wariatka z tą Białorusią wymyśliła?
– To chyba z tej niemocy, wiesz. Coś by chciała zrobić, żeby w miejscu nie siedzieć, a i ja jej chyba głowę nabiłam, sama nie wiem jak. Ale rękę pod topór bym położyła, że dziadków do łagrów wywieźli. Skąd to mi się wzięło? – Hanka pomilczała chwilę, zastanawiając się nad czymś.
– Gala o tym mówiła. – Krystyna spojrzała na nią z niedowierzaniem. Jeszcze przed chwilą wrzeszczała, że Zośce głupot nagadała, a teraz jednak jej rację przyznaje.
– No to jak? Krzyczałaś na mnie, a tu moja racja na wierzch wychodzi?
– Jak racja? Ona o swoich dziadkach mówiła! O swoich, nie o naszych! Naszym nic się nie stało! Babcia umarła wcześniej, a dziadek dziewięćdziesiątki dobił. W domu starców, sam z siebie umarł, nie w jakimś łagrze.
– Ty, Hanka, a skąd ty to wiesz i czemu ja dopiero teraz się dowiedziałam?
– Od ciotek wiem, a ty za mała byłaś, żeby cię w sprawy pogrzebu dziadka wtajemniczać. No co ty! Chyba pamiętasz ciotki? Siostry ojca? Przyjeżdżały do nas czasami, pamiętasz? – Pamięć o ciotkach nie była aż tak żywa, ale jednak istniała gdzieś tam, czekając na odpowiednią chwilę, by ją odgrzebać.
– Ile ich było?
– Pięć albo sześć, ale po wojnie, tu, do Polski, tylko trzy przyjechały. Reszta gdzieś się rozjechała, nie wiem gdzie. Te trzy też chyba nie wiedziały, gdzie reszta sióstr osiadła, przynajmniej nic nie mówiły.
Komentarze
Prześlij komentarz