E jak Ewa (82)



A może Matyldzie coś się stało? Ale jak to, Leszek nie dałby jej żadnej wiadomości? Pomyślała przez chwilę, zastanawiając się, czy ten jej mąż, nie mąż, posunąłby się do takiej podłości. Pewnie tak. Ostatecznie, między nią a Matyldą nigdy nie było bliskości, zawsze się kłóciły, a jedna drugiej jawnie nie lubiła, więc czemu miałby akurat ją zawiadamiać, zwłaszcza teraz, gdy najlepiej by dla niego było, żeby już nigdy więcej nie wróciła, bo praktycznie nie są już rodziną? No cóż, będzie jednak musiał z nią się jeszcze trochę pomęczyć! Już ona się tak sama dobrowolnie nie usunie. Tyle lat ze sobą przeżyli w zgodzie, więc będzie musiał jej wszystko wytłumaczyć, powiedzieć, jak to się stało, kiedy nastąpił ten pierwszy raz, ta pierwsza chwila, w której pomyślał, by się umówić z tamtą i czemu to zrobił? Czemu się zdecydował? Czyżby nagle zauważył, że jego żona już dawno skończyła dwudziestkę i zaczęła się starzeć; a może zbrzydła, stała się nudna, zgłupiała i nie ma z nią o czym rozmawiać? A może dopiero teraz uświadomił sobie, że wokół jest tyle młodych dziewczyn, a jego żona to bezpłodny, bezwartościowy worek kości? O, on odpowie na te wszystkie pytania i jeszcze na wiele innych. Odpowie, choćby miał ją zranić jak nigdy dotąd, ale ona musi wiedzieć, po prostu musi wiedzieć. Ma prawo, by wiedzieć. Ma prawo do zaplanowania swojego życia, nie jest jeszcze taka stara. Starsze od niej zaczynają wszystko od nowa i to im się udaje, więc jej też się może udać.
Hanka rozsiadła się na kanapie, ułożywszy złamaną ongiś nogę, jeszcze nie całkiem sprawną, na pufie. Krystyna przysiadła obok, ogłuszona nieco niespodziewaną wizytą siostry, która dosłownie przed chwilą z wielkim jazgotem wygramoliła się z taksówki. Dla Hanki to była cała wyprawa, najpierw musiała pokonać kilka pięter, schodząc w dół, a potem czekała na taksówkę. W dodatku kierowca był bezczelny ponad miarę, zamiast pomóc jej wsiąść, narzekał, że mu laską szyby powybija. Aż ją korciło, żeby mu na odchodnym karoserię zadrapać, ale przestraszyła się, że będzie musiała ponosić koszty malowania i dała sobie spokój. Musiała jednak przyjechać do Krystyny, żeby dowiedzieć się, co z Zosią. Smarkata uciekła przed nią, chociaż kazała jej zaczekać na swój przyjazd. Pewnie Krystyna maczała w tym swoje palce. No, ale teraz się z nią rozprawi!
– I co, wyrzuciłaś Zośkę z domu, co? – zaczęła z przekąsem. – Sprzykrzyła ci się młodsza siostrzyczka? Musiałaś ją wyrzucać? Mogła u mnie pomieszkać, jeśli ci tak bardzo ciążyła. Ale, było nie było, mieszkasz w domu naszej matki, nie zapominaj o tym. Nie masz prawa z niego nikogo wyrzucać. Nikogo z nas, rzecz jasna. Zapamiętaj to sobie! – Stuknęła laską w podłogę. Krystyna popatrzyła na nią w ten swój sposób, którego od dziecka nienawidziła. Zawsze była krnąbrna i tak jej to już pozostało. I pozostanie już taka pewnie do ostatka.                 
 – Przyszłaś mnie zdenerwować? – spytała z tym swoim uśmieszkiem. – Denerwujesz mnie w moim domu? Bo to jest mój dom, zapomniałaś? Ja go wykupiłam po mamie, ty do niczego się nie dołożyłaś. A przecież wiedziałaś, że było mi bardzo ciężko. Tak ciężko, że sąsiedzi próbowali mnie nawet wykupić i wyrzucić. Nawet palcem nie kiwnęłaś w tej sprawie. Ty mi teraz będziesz mówić, kogo mogę, a kogo nie mogę wyprosić z mojego domu?
– Nie przesadzaj! Wiedziałam, że sobie poradzisz. Zresztą, mnie wtedy też się nie przelewało. Pamiętasz? Wiedziałam, że jak przyjdzie kryzys, to na pewno sobie poradzisz. Ty byś nawet do piekła poszła, jakby było trzeba, no nie? –  zakpiła.  Zaraz potem pomyślała, że ta Kryśka zawsze taka była. Cholerna egoistka. Zawsze umiała sobie wszystko załatwić. Wstydu nie miała za grosz i jeszcze jakieś bzdury jej wypominać będzie!

Komentarze

Popularne posty