E jak Ewa (80)



– Kaśka, ja mam dziecko! Ona jest moja, rozumiesz? Nie chcę żadnego innego dziecka, chcę wychowywać moją Jagodę. I uda mi się! Zobaczysz! – Kaśka uśmiechnęła się tylko i poklepała Ewę po ramieniu. Co miała jej powiedzieć? Jak pocieszyć, jak wesprzeć na duchu, kiedy właściwie sprawa należała do tych z góry przegranych? Ostatecznie, czy ona teraz nadawała się na pocieszycielkę? A ją kto pocieszy? Matka w szpitalu z głową wielkości wiadra, mąż gdzieś tam, na obczyźnie, w ramionach tej wysokiej blondyny, a ona tutaj, sama jak kołek w płocie. Czy mogła kogoś pocieszać?
Zosia szykowała się do drogi. Rano wykupiła bilet na wieczorny pociąg do Wrocławia, a teraz pakowała walizkę. Niepokoiła ją trochę ta nocna podróż pociągiem, ale było to jedyne bezpośrednie połączenie. Krystyna miała rację. Musiała wrócić, żeby porozmawiać z Leszkiem i ostatecznie wyjaśnić wszystkie nieporozumienia. Matylda jakoś dziwnie zamilkła, przestała pisać listy i Zosia się domyśliła, że musiało zajść coś istotnego. Może wszystko wróci do normy? Może Krystyna miała rację, mówiąc, że ona i Leszek są jak dwie połowy jednego jabłka? Krystyna rzadko kiedy się myliła, może i tym razem wiedziała, jak zakończy się ta historia? Jak to możliwe, że Leszek ją zdradził? Jak do tego doszło? Dlaczego niczego w porę nie zauważyła? Była tak pewna łączącej ich więzi, że zbagatelizowała wszystkie tak oczywiste sygnały; te jego samotne, wieczorne spacery, głuche telefony, częste wyjścia z domu. Czy gdyby w porę coś zauważyła, zdołałaby jakoś zareagować i sprawić, że Leszek wróciłby do niej? Ale przecież Matylda zauważyła, co się dzieje daleko wcześniej i robiła wszystko, by nie dopuścić do rozkładu ich małżeństwa i co to dało? Naraziła się tylko synowi, którego przecież bardzo kochała. Ciekawe, czy Leszek zdołał przeprosić matkę? Może dlatego teściowa przestała ją informować, co się dzieje na ich małżeńskim froncie? Czyżby Patrycja wkradła się w łaski Matyldy? To byłby cud. Jak by to mogła zrobić? Wyobraziła sobie tę kobietę, ogromną i majestatyczną, z jej wiecznie niezadowoloną miną i uśmiechnęła się do swoich wspomnień. Tyle lat starała się jej przypodobać, a i tak wszystko to psu na budę się zdało. Nic nie pomagało. Ani sterylnie czyste mieszkanie, ani smaczne obiady, ani dbałość o domowe oszczędności i o śnieżnobiałe koszule męża. Wszystkie te czynności Matylda uważała za zwyczajne obowiązki, nie widząc w nich nic nadzwyczajnego i dając wyraźnie do zrozumienia, że inne kobiety też tak właśnie prowadzą dom, a w dodatku mają jeszcze coś ważniejszego do zaoferowania swoim mężom. Rodzą im dzieci. Dopiero zdrada Leszka zbliżyła je nieco. Zosia podejrzewała, że Matyldę bardziej zdenerwowało odstępstwo Leszka od zasad, jakie wpajała swoim dzieciom przez te wszystkie lata, szczycąc się skutecznymi wychowawczymi metodami, niż to, że zdradził on żonę. Po prostu, nie zapytał mamy o zgodę – zaśmiała się na głos do swoich myśli. Bo gdyby zapytał, przedstawiając jakieś rozsądne argumenty, to kto wie, jak by to było. No tak, tylko jakie to argumenty mogły przekonać kogoś takiego jak Matyldę? Zastanowiła się przez chwilę, szukając czegoś, czym Leszek mógłby pozyskać przychylność matki. Nagle przeraziła ją myśl, która już od jakiegoś czasu natrętnie powracała, gdy Zosia próbowała wytłumaczyć sobie, dlaczego teściowa nie odpowiada na jej listy. Boże drogi! Tylko jedno mogło przekonać tę nieugiętą w swoich postanowieniach kobietę, ale czy to możliwe, by ta dziewczyna, taka młoda, chciała się na stałe wiązać z jej Leszkiem? Matylda mogła ustąpić tylko w przypadku dziecka, o którym marzyła od lat, a którego ona, jej niezbyt lubiana synowa, dać jej nie mogła.

Komentarze

Popularne posty