E jak Ewa (76)
– Ale co? Matka wygarnęła kawę na ławę, a on nic nie
powiedział? Nie bronił się, nie tłumaczył, nie przepraszał?
– Owszem, chciał ze mną rozmawiać, ale ja nie chciałam. Byłam jak ogłuszona. Usłyszałam tylko, że mu przykro z powodu tego, w jaki się dowiedziałam, bo on chciał od dawna powiedzieć mi prawdę, ale delikatnie. Prosił też, żebym nie obwiniała Patrycji, bo to niej jej wina, tylko on jest winny, nikt więcej, tylko on. Ale zakochał się i nic nie może na to poradzić. Życzył mi, bym ułożyła sobie jakoś życie, bo nie jestem przecież jeszcze taka stara, rozumiesz? Po dwudziestu sześciu latach małżeństwa stwierdził, że nie jestem jeszcze taka stara i jak się bardzo postaram, to sobie kogoś znajdę! Pocieszył mnie na swój sposób. Musiałam stamtąd wyjechać.
– Matylda wie o twoim wyjeździe?
– No pewnie! Muszę jej co tydzień kartki wysyłać. Chce chyba mieć pewność, że utrzymuję się przy życiu. Gdy wyjeżdżałam, odprowadziła mnie na dworzec. Zastanawiała się, jak długo Lesio z nią wytrzyma, z tą młodą dziewczyną. Wiesz, w tym wszystkim miała trochę racji. On ma czterdzieści osiem lat, z czego przeżył ze mną dwadzieścia sześć. Znamy się już na pamięć, nie musimy nawet pytać, by wiedzieć, co komu dolega. Mamy swoje przyzwyczajenia, nawyki. A ona jest jeszcze młoda, nie ma doświadczenia w pewnych sprawach, a życie z drugim człowiekiem pod wspólnym dachem nie należy do łatwych, nie uważasz?
– Owszem, chciał ze mną rozmawiać, ale ja nie chciałam. Byłam jak ogłuszona. Usłyszałam tylko, że mu przykro z powodu tego, w jaki się dowiedziałam, bo on chciał od dawna powiedzieć mi prawdę, ale delikatnie. Prosił też, żebym nie obwiniała Patrycji, bo to niej jej wina, tylko on jest winny, nikt więcej, tylko on. Ale zakochał się i nic nie może na to poradzić. Życzył mi, bym ułożyła sobie jakoś życie, bo nie jestem przecież jeszcze taka stara, rozumiesz? Po dwudziestu sześciu latach małżeństwa stwierdził, że nie jestem jeszcze taka stara i jak się bardzo postaram, to sobie kogoś znajdę! Pocieszył mnie na swój sposób. Musiałam stamtąd wyjechać.
– Matylda wie o twoim wyjeździe?
– No pewnie! Muszę jej co tydzień kartki wysyłać. Chce chyba mieć pewność, że utrzymuję się przy życiu. Gdy wyjeżdżałam, odprowadziła mnie na dworzec. Zastanawiała się, jak długo Lesio z nią wytrzyma, z tą młodą dziewczyną. Wiesz, w tym wszystkim miała trochę racji. On ma czterdzieści osiem lat, z czego przeżył ze mną dwadzieścia sześć. Znamy się już na pamięć, nie musimy nawet pytać, by wiedzieć, co komu dolega. Mamy swoje przyzwyczajenia, nawyki. A ona jest jeszcze młoda, nie ma doświadczenia w pewnych sprawach, a życie z drugim człowiekiem pod wspólnym dachem nie należy do łatwych, nie uważasz?
– Masz nadzieję na jego powrót? Przyjmiesz go z powrotem?
Zaufasz mu na nowo?
– Nie mam komu ufać
ani kogo przyjmować, bo o powrocie on nawet nie myśli, ale gdyby chciał, sama
nie wiem…Co ty byś zrobiła?
– Ja? Mnie nawet nie
pytaj, ja nie nadaję się do udzielania rad w sprawach małżeńskich. Sama musisz
wszystko dokładnie przemyśleć i podjąć decyzję. Może się mylę, ale wydaje mi
się, że przed taką decyzją staniesz i to niedługo. Ty i on to nie tylko jakaś
tam para, dwoje ludzi, którzy postanowili się pobrać. Was łączy coś więcej.
Zawsze miałam wrażenie, że jesteście jedną myślą, jednym kawałkiem materiału, z
którego uszyto dwoje ludzi, by się spotkali. To nie może się tak skończyć.
Pamiętasz? Ciebie bolał ząb, a on cierpiał! To przypadek, wymysł, urojenia?
– Nie wiem, już sama nic nie wiem, ale skoro tak, to jak do tego wszystkiego doszło? Jestem u ciebie tyle czasu, a on ani razu nie zadzwonił, nie napisał…
– Kto to może wiedzieć? Ludzie mówią, że w tym wieku zdrady są wynikiem strachu. Wiesz, człowiek dobija pięćdziesiątki, boi się starości, która stoi tuż za progiem, a tu spotyka ładną, młodą, chętną na wszystko dziewczynę. To ma sens, naprawdę.
– Też myślisz, że się opamięta? I co wtedy? Co wtedy? Przyjąć go, jak gdyby nigdy nic? Odprawić z kwitkiem? Wrzasnąć „spierdalaj” i zatrzasnąć przed nosem drzwi ?
– Nie wiem, już sama nic nie wiem, ale skoro tak, to jak do tego wszystkiego doszło? Jestem u ciebie tyle czasu, a on ani razu nie zadzwonił, nie napisał…
– Kto to może wiedzieć? Ludzie mówią, że w tym wieku zdrady są wynikiem strachu. Wiesz, człowiek dobija pięćdziesiątki, boi się starości, która stoi tuż za progiem, a tu spotyka ładną, młodą, chętną na wszystko dziewczynę. To ma sens, naprawdę.
– Też myślisz, że się opamięta? I co wtedy? Co wtedy? Przyjąć go, jak gdyby nigdy nic? Odprawić z kwitkiem? Wrzasnąć „spierdalaj” i zatrzasnąć przed nosem drzwi ?
– A cholera wie! –
Krystyna zdenerwowała się nie na żarty. – Mówiłam przecież, radzić ci nie będę.
Rób sobie, co chcesz, ale tylko tyle ci powiem. Trzeba by wreszcie skończyć z
cierpieniem w imię wyższych celów w tej rodzinie. Wszystko, co zrobisz, zrób
dla siebie. Nie dla niego, nie dla Matyldy, ale dla siebie! Zapamiętaj to
sobie! Myśl tylko o sobie. Chcesz go, to go przyjmij. A jak nie, to wrzaśnij i
zatrzaśnij drzwi i to tak, żeby sobie na nich ten cholerny nos złamał!
Rozumiesz? A jak się zdecydujesz, by go nie przyjmować albo gdyby mu z tą nową
było lepiej, to wracaj do domu, bo twój dom jest tutaj, nie tam, gdzie wokół
sami obcy ludzie. Jakoś się pomieścimy. Nie możesz przecież do końca życia
mieszkać wśród obcych, bo to bezsensowne. Nawet za wielu znajomych tam nie
masz. Zawsze wystarczał ci tylko Leszek…
Zosia kiwała tylko głową na znak, że rozumie. Znowu płakała,
ale tym razem sama nie wiedziała z jakiego powodu. Może było ich kilka?
Krystyna nie zastanawiała się już nad tym dłużej. Dowiedziała się, o co w tym
wszystkim chodzi i potwierdziła tylko własne podejrzenia. Zosia sama musi o
wszystkim zdecydować, nikt nie może jej do niczego namawiać, bo każdy człowiek
sam powinien popełniać własne błędy i je naprawiać. Zosia dzieckiem już nie
jest, prędzej czy później ze wszystkim się upora.
Komentarze
Prześlij komentarz