E jak Ewa (75)



– Co ty mówisz? Kto? Leszek? – Pokiwała z powątpiewaniem głową. – Albo masz bujną wyobraźnię, zresztą, co tu dużo mówić, zawsze byłaś zazdrosna; albo ktoś ci jakichś głupot nagadał, a ty uwierzyłaś.
– Dowiedziałam się kilka miesięcy temu, od Matyldy. Nikt mi niczego nie nagadał. Wiesz, jaka ona jest. Nie lubi mnie, ja za nią też nie przepadam, ale uczciwości jej nikt nie odmówi. To ona zaczęła coś węszyć. Nie wiedziałam, o co jej chodzi, gdy raptem zaczęła nas częściej odwiedzać albo dzwoniła z pytaniem, co słychać. Sprawdzała, czy Leszek jest w domu. Dopiero później, gdy już miała pewność, wkroczyła do akcji. – Krystyna przyjrzała się siostrze. Zaczynała rozumieć, że ta chyba jednak niczego sobie nie wymyśliła. Znała Matyldę, jej teściową. Mówiły o niej kobieta głaz, taka, co to się przed nikim nie kłania, a i przyłożyć potrafi, gdy przyjdzie potrzeba. Nie lubiła Zosi, sama jej to powiedziała. Przed Krystyną też nie kryła swoich uczuć. Właściwie to Krystynę lepiej tolerowała od synowej. Jej zdaniem Leszek powinien wziąć sobie żonę z ich stron, a poza tym, Zosia nie mogła mieć dzieci. Co to za małżeństwo bez dzieci? Nie jeden raz Zosia przez nią płakała. Jednak wiedziała, że teściowa jest osobą na wskroś uczciwą. Nigdy nie uciekała się do intryg i pogaduszek za plecami. Miała odwagę wygarnąć delikwentowi w oczy to, co jej się nie podobało. Miała kobieta własne, żelazne, jakże staromodne zasady, jedną z nich było przeświadczenie o nierozerwalności małżeństwa.
– Jak to zrobiła? Jak wkroczyła do tej akcji?
– Odszukała tę kochankę Leszka i odwiedziła ją w domu. Musiała narobić niezłego rabanu, bo Leszek o mało zawału nie dostał. Wiesz, ta dziewczyna mieszka z rodzicami, sama rozumiesz…Oni nie wiedzieli, że ich jedyna córka z żonatym mężczyzną się prowadza. Matylda nie pozostawiła ich w niepewności. – Zosia uspokoiła się i przestała płakać. Krystyna zrozumiała, że dawno już pogodziła się z sytuacją.
– Próbowała nawet dosyć teatralnej zagrywki. – Uśmiechnęła się do Krystyny. – Przeklęła ich oboje.
– Kogo? – Krystyna spojrzała na nią z niedowierzaniem?
– No ich! Leszka i tę jego Pati! Ona ma na imię Patrycja i Matylda szybko nazwała ją Papilotem czy jakoś tak. To musiało komicznie wyglądać, nie uważasz? Pomyślały przez chwilę, próbując wyobrazić sobie Matyldę w akcji przeklinania syna i jego flamy.
– Szkoda, że nie mogłaś tego zobaczyć. Jak ona się do tego zabrała? Wyobrażasz ją sobie? Matylda, wielka jak góra, Statua Wolności prawie, rozłożysta, piersiasta, ogromna i Lesio broniący jej dostępu do Papiloty. Jak ona wygląda? – Zosia zastanowiła się przez moment.
– Ładna, filigranowa blondynka. Dołeczki w policzkach, niebieskie oczy. Obraz niewinności i cnoty.
– Jesteś na nią zła?
– Na początku byłam. Wyzywałam od najgorszych, groziłam, że zrobię wszystko, by jej zaszkodzić. Matylda mi dzielnie sekundowała. Gdy Leszek się wyprowadził…
– Wyprowadził się? – Krystyna krzyknęła, nie mogąc dłużej powstrzymywać emocji.
– Tak, zaraz potem, jak Matylda zrobiła tę awanturę.
– Co na to Matylda?
– Nie odstępowała mnie na krok. Prawie zamieszkała ze mną. Potem wymogła na nim, by zrzekł się praw do mieszkania. Wszystko załatwiła za mnie, żebym nie musiała się z nim spotykać. Nasze oszczędności też mu wyrwała. Mam za co żyć jeszcze przez kilka miesięcy. Lesio zawsze dobrze zarabiał.
– A on? A właściwie, to jak ty się o tym dowiedziałaś?
– Matylda przyszła do nas i powiedziała wszystko, co wiedziała. Przy nim. On zaczął się pakować. Patrycja podjechała pod dom samochodem i zabrała jego i spakowane torby. Widać, byli już umówieni.

Komentarze

Popularne posty