E jak Ewa (56)



– Łudzisz się jeszcze, co? – zapytała Bielska, patrząc na Zbyszka. – Masz nadzieję, że ona zatęskni, przemyśli swój błąd i wróci? Nie licz na to. Nic z tego. Ona nie po to zabrała dziecko, by je wychowywać. Kto wie, po co to zrobiła? Może się stęskniła, przecież też ma uczucia, a może chciała ci pokazać, jak to będzie, gdy sąd przyzna córkę jej! Żebyś w sądzie za bardzo nie walczył i zgodził się na alimenty. A gdyby już je dostała, mógłbyś zabrać Jagodę. Rozumiesz? Przynajmniej tak wieść gminna niesie, że w sądzie o alimenty wystąpi na siebie i na dziecko. Tak mówiła koleżankom. Może zaplanowała, że odwiezie małą jutro wieczorem, gdy będziesz już skruszony? Nie przewidziała, że to wszystko niezbyt ciekawie się skończy. Zresztą, i tak nic jej nie będzie. Jest matką, ma prawo zabrać córkę, kiedy chce, ale siostra szanownego pana Krzysia naje się trochę strachu. I dobrze. No co? Zawiedziony? Kocham swoją córkę, ale znam jej wszystkie wady, a właściwie to znam ją lepiej niż ona zna samą siebie. Przeszłam z nią niejedno, obyś ty nigdy nie musiał przechodzić tego z Jagodą. Dlatego wydaje mi się, że potrafię przewidzieć każdy krok mojej Joanny. I co masz taką minę? Nie udawaj! Wiedziałeś, z kim się żenisz, ostrzegałam cię przed ślubem i to kilkakrotnie.
I tak było naprawdę. Bielska w obecności Aśki poinformowała Zbyszka, jego matkę i siostrę o tym, że ślub z nią to nie najlepszy pomysł, bo z Asi ani żony, ani matki nie będzie. Zrobiła wszystko, co do niej należało. Aśkę kochała, chciała dla niej innego losu, ale uważała, że córka do małżeństwa, a tym bardziej do macierzyństwa się nie nadaje, a jej przyszły mąż powinien o tym wiedzieć. Nie posłuchał, ma co chciał mieć. Tylko dziecka szkoda. Dobrze, że Napierska jeszcze młoda i kocha małą nad życie. Ma się kto nią zajmować. No i jest Ewa. Żeby tak jej Aśka była taka jak Ewa. Wszystko pewnie potoczyłoby się inaczej, nie musiałaby teraz po całym mieście wnuczki szukać ani tego obwiesia nazywać swoim zięciem.
– Na mnie już czas. – Bielska wzięła swoją torebkę i wyjęła z niej kluczyki.
– Bardzo pani dziękuję. – Zbyszek nieśmiało podał jej rękę na pożegnanie. Nigdy nie zdobył się na odwagę, by powiedzieć do niej mamo, a ona go do tego nie zachęcała. Wykończona całodniową nerwówką Napierska położyła się spać, nie zwracając nawet uwagi na dziwne przygnębienie Zosi. Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło. Jagódka wróciła do domu, a Maciek okazał się uczciwy. Powiedział Zosi, że Aśka kręciła się koło jego domu dosyć często, ale w końcu zrezygnowała, gdy nie okazał jej zainteresowania. Pewnie wspomniała o nim matce i stąd to całe nieporozumienie. Jak to dobrze, że w nic nie wtajemniczyły Ewy, bo to zaraz zaczęłaby prowadzić własne śledztwo. Zresztą, gdyby tak pomyśleć na zdrowy rozum, to gdzie by tam taki mężczyzna jak Maciek spojrzał na kogoś takiego jak Aśka? Ktoś, komu podoba się Ewa, nie mógł gustować w kimś takim jak jej synowa. Dziewczyna z niej wprawdzie bardzo ładna i inteligentna, ale sposób bycia ma jakiś taki dziwny, bardziej jak nastolatka, nie jak dorosła kobieta. Przecież one różnią się od siebie jak dzień od nocy. Jeszcze raz wspomniała swoją sprzeczkę z Zosią. Jak jej siostra mogła zasugerować, że wyróżniała któreś z dzieci? Kochała je oboje najbardziej na świecie. No, może teraz ta miłość przybladła trochę, bo na pierwszym miejscu była Jagódka, ale przecież nigdy nie robiła żadnych wyróżnień. Wiadomo, że Ewa zawsze była odpowiedzialna i poważna, to i obowiązków jakoś tak się więcej na nią nakładało. Zbyszek długo nie chciał wyrosnąć z krótkich spodenek, to czyja to wina, matki? Taki charakter i już. Zosia też dobra, nigdy żadnego dziecka nie wychowała, ale najwięcej w tym temacie miała do powiedzenia. Ekspertka się znalazła. Myślałby kto.

Komentarze

Popularne posty