E jak Ewa (54)



Zosia szybko zamieniła domowe kapcie na wygodne botki i zamierzała wyjść, gdy przypomniała sobie o czymś ważnym.
– Kryśka! Ty o niczym Zbyszkowi nie mów, bo byś wtedy dopiero narobiła – przykazała siostrze, grożąc wymownie palcem. Przyjdzie czas, wszystko się powie, ale teraz jeszcze nie. O Maćku teraz mówię. Pamiętaj! Wiesz, jaki Zbyszek wyrywny, zdenerwuje się, potłucze z tym Maćkiem, a on jest policjantem. Żebyś syna do kryminału przez to swoje poczucie sprawiedliwości nie wsadziła. – Nie czekając na odpowiedź Krystyny, szybko zamknęła za sobą drzwi i ruszyła w kierunku zielonej ściany lasu. Oby go tylko zastać w domu, pomyślała i oby nie brał w tym wszystkim udziału. Ewa zasłużyła sobie na szczęście, taka dobra  dziewczyna. A on wygląda na takiego, który to szczęście może zapewnić. Jak mógł się zadać z kimś tak wulgarnym jak Aśka? Oczu nie miał, czy co? A może to ona, Zofia, coś pokręciła, przesłyszała się, pomyliła? Może Bielska tylko przypomniała sobie zachwyty córki przystojnym, nowym sąsiadem i wyciągnęła fałszywe wnioski? Może nie powinna tak od razu wtajemniczać we wszystko Krystyny? Przedtem mogła porozmawiać z Maćkiem, a tak narobiła tylko bigosu. Teraz nawet jeżeli się okaże, że nie miał nic wspólnego ani z Aśką, ani z Jagodą, Krystyna – która tak łatwo się uprzedza do ludzi – nigdy nie nabierze do niego zaufania. Po jaką cholerę wyskoczyła z tą rewelacją od Bielskiej? Stara a głupia. Była zła sama na siebie.
Bielska przywiozła Jagodę późnym wieczorem i dziewczynka natychmiast zasnęła. Widać było, że teściowej Zbyszka, zazwyczaj niesamowicie opanowanej, tym razem puściły nerwy. Chodziła po pokoju dużymi krokami i próbowała zapalić papierosa.
– Znalazłam ich u jego siostry – oświadczyła drżącym głosem.
– U siostry? Ale u jakiej siostry? – Napierska nie mogła zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi.
– U siostry tego Krzyśka! On i moja Aśka… Jak to, nic nie wiecie? – spytała zdziwiona. Kobieta chodziła w tę i z powrotem, wymachując paczką papierosów.
– Siedzieli przy stole, Jagódka kolację jadła, więc chyba jej tam nie krzywdzili… – spojrzała wymownie na Napierską. – Moja Aśka i ten jej Krzysiek się w ogóle nie pokazali, ale jego siostra w awanturę się ze mną wdała. Jak się stawiać zaczęła! Krzyczała, że napadłam ją w jej domu, że policję zawoła! A ja jej na to: – Proszę bardzo! Proszę wołać, zaraz zresztą sama to zrobię! Jakim prawem moja wnuczka znajduje się w pani mieszkaniu?
– A Aśka co robiła? – Napierska nie mogła powstrzymać nasuwających się pytań.
–A no właśnie! Potem się okazało, że Aśki tam nie było! Moja córunia siedziała w tym czasie w restauracji razem z tym swoim gachem. Gdy ją zapytałam, czemu Jagody do domu do tej pory nie odwiozła, odpowiedziała, że jest matką i przed nikim się tłumaczyć nie musi. A ten jej gach tylko się drwiąco uśmiechał. Nie pozostałam jej dłużna, stwierdziłam, że matka ma do dziecka prawo pod warunkiem, że jest trzeźwa, więc może policję wezwę, by to sprawdzić…Wtedy dopiero mina jej zrzedła. Wiecie, jaka jest ta moja córka. – Westchnęła. Krystyna dopiero wtedy zauważyła, że jest zmęczona. Na jej twarzy wyraźnie widać było zmartwienie.

Komentarze

Popularne posty