E jak Ewa (51)
– Kogo tak wypatrujesz przed bramką, co? – Zosia już z
daleka zauważyła siostrę chodzącą po ulicy przed bramką wzdłuż drewnianego płotu,
jaki okalał duży warzywny ogród. Co się mogło zdarzyć? Krystyna była
najwyraźniej w świecie zdenerwowana. Czyżby czekała na nią? Wiedziała przecież
o planowanej przez Zosię wizycie u Hanki, którą wypisali ze szpitala. Poszła do
niej sama, bo Krystyna nie miała ochoty na spotkanie ze Starszą po ostatniej
awanturze w szpitalu.
– Co się dzieje? – powtórzyła, podchodząc bliżej. Krystyna nie zaprzestała marszu,
z wypiekami na twarzy chodziła tam i z powrotem, zaciskając dłonie w pięści.
– Aśka zabrała Jagodę. Nie ma ich od pięciu godzin, a miały tylko pospacerować.
– Dałaś jej dziecko? Jak mogłaś? Zwariowałaś, czy co?
– A co miałam zrobić? Nie pozwolić, by pospacerowała z małą? Przecież to jej matka! – Zosia siłą nakłoniła siostrę, by weszła z nią do domu.
– Zbyszek o tym wie?
– A skąd! Przecież oboje, i Ewa, i on, są w pracy. – Głos Krystyny zaczynał niebezpiecznie drżeć, jakby za chwilę kobieta miała popaść w histerię.
– Uspokój się! Pomyślmy przez chwilę, dokąd mogła zabrać małą?
– Wszędzie, wszędzie! Sąsiadka widziała, jak wsiadały do stojącego na szosie auta, rozumiesz? Przyjechała tu z kimś! Nie podjechali pod dom, kierowca zaparkował przed wjazdem na ulicę!
– Boże drogi! Ta małpa porwała dzieciaka! Dzwoń na policję i to już! – Zosia zerwała się z krzesła. – Dzwoń na policję!
– Już o tym myślałam, ale co mam powiedzieć? Że matka zabrała swoje dziecko? Nie będą chcieli nawet ze mną rozmawiać. Boże, Zosia, co robić? Co robić? Przecież oni rozwodu nawet nie mają, każde z nich ma prawo do córki. Gdzie ona mogła ją zabrać? Czy chociaż dała jej coś do jedzenia? Ona jest taka nieodpowiedzialna. – Łzy popłynęły po policzkach Krystyny, skulonej teraz i kiwającej się na drewnianym taborecie jak bezradna dziewczynka.
– Dzwoniłaś do Bielskiej?
– Nie.
– No to ja zadzwonię. Jeśli ona nie znajdzie Aśki, to nikt jej nie znajdzie.
– Zosia, daj spokój, przecież to jej matka, rozumiesz?
– Tak, rozumiem, ale ty, jako babka, która do tej pory wychowywała Jagodę, masz prawo wiedzieć, co się z nią dzieje, prawda? – Krystyna została w kuchni, podczas gdy Zosia rozmawiała z Bielską. Napierska nie miała złudzeń. Była pewna, że Bielska stanie po stronie córki i nie dziwiła się temu. Gdyby tak chodziło o Ewę… Jak ona by się zachowała? Zawsze i wszędzie trzymałaby stronę córki, ale żeby chociaż wiedzieć, co z wnuczką. Jak zareaguje Zbyszek? Co mu powiedzieć? Po co ta Aśka zabrała córeczkę? Tyle czasu minęło od jej odejścia, praktycznie nie odwiedzała małej, przychodziła tylko pierwszego, żeby dostać parę groszy z jej renty, więc co się teraz stało? Nagle za nią zatęskniła? A może chciała zdobyć dodatkowy atut w rozwodowej sprawie? Jeśli chciała pieniędzy, wystarczyło powiedzieć. Napierska już dawno rozgryzła taktykę synowej, wyłudzającej od niej drobne sumy. Może za mało dawała?
– Co się dzieje? – powtórzyła, podchodząc bliżej. Krystyna nie zaprzestała marszu,
z wypiekami na twarzy chodziła tam i z powrotem, zaciskając dłonie w pięści.
– Aśka zabrała Jagodę. Nie ma ich od pięciu godzin, a miały tylko pospacerować.
– Dałaś jej dziecko? Jak mogłaś? Zwariowałaś, czy co?
– A co miałam zrobić? Nie pozwolić, by pospacerowała z małą? Przecież to jej matka! – Zosia siłą nakłoniła siostrę, by weszła z nią do domu.
– Zbyszek o tym wie?
– A skąd! Przecież oboje, i Ewa, i on, są w pracy. – Głos Krystyny zaczynał niebezpiecznie drżeć, jakby za chwilę kobieta miała popaść w histerię.
– Uspokój się! Pomyślmy przez chwilę, dokąd mogła zabrać małą?
– Wszędzie, wszędzie! Sąsiadka widziała, jak wsiadały do stojącego na szosie auta, rozumiesz? Przyjechała tu z kimś! Nie podjechali pod dom, kierowca zaparkował przed wjazdem na ulicę!
– Boże drogi! Ta małpa porwała dzieciaka! Dzwoń na policję i to już! – Zosia zerwała się z krzesła. – Dzwoń na policję!
– Już o tym myślałam, ale co mam powiedzieć? Że matka zabrała swoje dziecko? Nie będą chcieli nawet ze mną rozmawiać. Boże, Zosia, co robić? Co robić? Przecież oni rozwodu nawet nie mają, każde z nich ma prawo do córki. Gdzie ona mogła ją zabrać? Czy chociaż dała jej coś do jedzenia? Ona jest taka nieodpowiedzialna. – Łzy popłynęły po policzkach Krystyny, skulonej teraz i kiwającej się na drewnianym taborecie jak bezradna dziewczynka.
– Dzwoniłaś do Bielskiej?
– Nie.
– No to ja zadzwonię. Jeśli ona nie znajdzie Aśki, to nikt jej nie znajdzie.
– Zosia, daj spokój, przecież to jej matka, rozumiesz?
– Tak, rozumiem, ale ty, jako babka, która do tej pory wychowywała Jagodę, masz prawo wiedzieć, co się z nią dzieje, prawda? – Krystyna została w kuchni, podczas gdy Zosia rozmawiała z Bielską. Napierska nie miała złudzeń. Była pewna, że Bielska stanie po stronie córki i nie dziwiła się temu. Gdyby tak chodziło o Ewę… Jak ona by się zachowała? Zawsze i wszędzie trzymałaby stronę córki, ale żeby chociaż wiedzieć, co z wnuczką. Jak zareaguje Zbyszek? Co mu powiedzieć? Po co ta Aśka zabrała córeczkę? Tyle czasu minęło od jej odejścia, praktycznie nie odwiedzała małej, przychodziła tylko pierwszego, żeby dostać parę groszy z jej renty, więc co się teraz stało? Nagle za nią zatęskniła? A może chciała zdobyć dodatkowy atut w rozwodowej sprawie? Jeśli chciała pieniędzy, wystarczyło powiedzieć. Napierska już dawno rozgryzła taktykę synowej, wyłudzającej od niej drobne sumy. Może za mało dawała?
Komentarze
Prześlij komentarz