E jak Ewa (41)
– No dobrze już, wiem. Uspokój się. Mama chyba mówiła coś o
dziadkach, co?
– Mówiła to samo, co tobie i Hance. Wszelki słuch po nich zaginął, nikt nie wiedział, co się z nimi stało.
– Ale z którymi dziadkami?
– Jak to, z którymi?
– No, z którymi? Z rodzicami mamy, czy z rodzicami ojca? Ich czworo było, pamiętasz? I to jeszcze nie starzy byli, tak mama mówiła.
– Wygląda na to, że wszyscy zniknęli.
– Jak to zniknęli? Co ty wygadujesz? Jak może zniknąć czworo ludzi?
– Jakie czworo? Tam ich więcej zostało. Bracia i siostry tych dziadków, jacyś dalsi krewni… Mama ich szukała, ale bez skutku, nikt się nie odnalazł. Ta Gala mówiła coś takiego dziwnego. Nie bardzo zrozumiałam. A jak chciałam o więcej zapytać, to Janek mi zabronił. Wiesz, on jej nie ufał, mówił, że ona jakaś taka dziwna, a on miał te swoje przeczucia.
– No właśnie, ta Gala... Skąd ona się wzięła? Kto to był w ogóle? Do dziś żałuję, że nie zdążyłam wtedy do ciebie przyjechać. Już ja bym ją rozpracowała! Ale co ona wtedy powiedziała? Czemu się nie zgłosiła, jak mama rodziny szukała, tylko przyjechała już po jej śmierci?
– Mówiła, że na początku nie wiedziała, że ktoś ich szuka, dziadków znaczy. Bo podobno to też jej dziadkowie byli, tyle że cioteczni. A potem się bała. Wiesz, z tego co mówiła, zrozumiałam, że wieczorem dziadkowie położyli się spać we własnym domu, a rano już ich w tym domu nie było.
– Jak to nie było? To co się z nimi stało? Wymordował ich kto? A co na to policja?
– Milicja raczej, a nie policja. Po zniknięciu dziadków Dyczkowskich, rodziców naszej mamy, rodzice Gali próbowali się skontaktować z rodzicami naszego ojca i okazało się, że ich też nie ma. Nikt nic nie wiedział – tak przynajmniej mówiła Gala. Sąsiedzi mówić nic nie chcieli, ale w końcu któryś w tajemnicy wielkiej im powiedział, jak to w nocy samochód pod dom ich dziadków podjechał i domowników dokądś zabrano. To już się domyślili, że pewnie coś niedobrego się stało i dziadkowie zniknęli tak jak zniknęło wielu innych przed nimi. Zosia popatrzyła na siostrę z niedowierzaniem, zastanawiając się nad czymś przez chwilę.
– Ty mi tu jakieś bajdy opowiadasz. Po jaką cholerę ktoś miałby ich w nocy z domu wywozić? I jak już wywiózł, to dokąd, co?
– Mówiła to samo, co tobie i Hance. Wszelki słuch po nich zaginął, nikt nie wiedział, co się z nimi stało.
– Ale z którymi dziadkami?
– Jak to, z którymi?
– No, z którymi? Z rodzicami mamy, czy z rodzicami ojca? Ich czworo było, pamiętasz? I to jeszcze nie starzy byli, tak mama mówiła.
– Wygląda na to, że wszyscy zniknęli.
– Jak to zniknęli? Co ty wygadujesz? Jak może zniknąć czworo ludzi?
– Jakie czworo? Tam ich więcej zostało. Bracia i siostry tych dziadków, jacyś dalsi krewni… Mama ich szukała, ale bez skutku, nikt się nie odnalazł. Ta Gala mówiła coś takiego dziwnego. Nie bardzo zrozumiałam. A jak chciałam o więcej zapytać, to Janek mi zabronił. Wiesz, on jej nie ufał, mówił, że ona jakaś taka dziwna, a on miał te swoje przeczucia.
– No właśnie, ta Gala... Skąd ona się wzięła? Kto to był w ogóle? Do dziś żałuję, że nie zdążyłam wtedy do ciebie przyjechać. Już ja bym ją rozpracowała! Ale co ona wtedy powiedziała? Czemu się nie zgłosiła, jak mama rodziny szukała, tylko przyjechała już po jej śmierci?
– Mówiła, że na początku nie wiedziała, że ktoś ich szuka, dziadków znaczy. Bo podobno to też jej dziadkowie byli, tyle że cioteczni. A potem się bała. Wiesz, z tego co mówiła, zrozumiałam, że wieczorem dziadkowie położyli się spać we własnym domu, a rano już ich w tym domu nie było.
– Jak to nie było? To co się z nimi stało? Wymordował ich kto? A co na to policja?
– Milicja raczej, a nie policja. Po zniknięciu dziadków Dyczkowskich, rodziców naszej mamy, rodzice Gali próbowali się skontaktować z rodzicami naszego ojca i okazało się, że ich też nie ma. Nikt nic nie wiedział – tak przynajmniej mówiła Gala. Sąsiedzi mówić nic nie chcieli, ale w końcu któryś w tajemnicy wielkiej im powiedział, jak to w nocy samochód pod dom ich dziadków podjechał i domowników dokądś zabrano. To już się domyślili, że pewnie coś niedobrego się stało i dziadkowie zniknęli tak jak zniknęło wielu innych przed nimi. Zosia popatrzyła na siostrę z niedowierzaniem, zastanawiając się nad czymś przez chwilę.
– Ty mi tu jakieś bajdy opowiadasz. Po jaką cholerę ktoś miałby ich w nocy z domu wywozić? I jak już wywiózł, to dokąd, co?
Komentarze
Prześlij komentarz