E jak Ewa (39)
Krystyna została sama w kuchni, rozpamiętując sprzeczkę z
siostrą. Wyrzuty sumienia wzięły jak zwykle górę. Jest trochę prawdy w tym, co
mówiła Zośka, one dwie mają dzieci, mieszkają blisko siebie, a Zosia? I
właściwie, to po co się z nią kłóciła? Po cholerę jej te zdjęcia? Matkę miała w
sercu, pamiętała każdy jej gest, jej powiedzonka i miny. A Zosia była przecież
najmłodsza w chwili jej śmierci. Ale czemu tak się zezłościła? Przecież kwestię
zdjęć poruszały za każdą jej wizytą, więc czemu teraz tak nerwowo zareagowała?
Od dnia przyjazdu była jakaś dziwna, chyba nie wpadła w żadne tarapaty? Chociaż
po niej wszystkiego można się było spodziewać, zawsze była w gorącej wodzie
kąpana, nie to co one dwie, starsze. Po kim ona taka? Pewnie po ojcu. Krystyna
westchnęła. Trudno kogoś porównywać do osoby, której się nie znało. Matka tylko
zawsze mówiła, że Zosia do ojca podobna. Jaki był ten ich ojciec? Nie zachowały
się żadne zdjęcia, na które by można popatrzeć, by doszukać się rodzinnego
podobieństwa. Pewnie mama mówiła prawdę, bo Zosia różniła się bardzo od niej i
Hanki, a one dwie z kolei, wyglądały prawie jak bliźniaczki lub nieodrodne
kopie własnej matki. Zosia zawsze im tego podobieństwa do mamy zazdrościła, ona
też chciała wyglądać tak jak one, a nie jak nigdy niewidziany przez nich
ojciec. Czemu matka tak szybko od nich odeszła? I to wtedy, gdy córki już
dorosły, usamodzielniły się i nie musiała się już o nie troszczyć. Wystarczyło
tylko, że była. Tak bardzo cieszyła się z narodzin Ewy, czekała na ślub Zosi.
Krystyna dobrze pamiętała tamten dzień, dzień, w którym zapadł wyrok. Najpierw
myślały, że to jakiś makabryczny żart lekarza, którego znały od lat i który
swoim nietypowym poczuciem humoru doprowadzał je nieraz do szału; potem modliły
się o pomyłkową diagnozę, ale ich modlitwy nie zostały wysłuchane. Matka
dopiero co skończyła czterdzieści dziewięć lat, gdy dopadła ją choroba i to ta
najgorsza, na którą ratunku nie było. Doktor powiedział wyraźnie, że choroba
może rozwinąć się szybko, choć wcale nie musi i nie ma co się na zapas martwić,
ale trzeba przygotować się na trudne chwile, żeby łatwiej było walczyć. Łatwiej
walczyć? Ale jak? Krystyna nigdy nie zapomniała cierpienia matki, bólu, jaki ją
nękał od rana do wieczora i tego błagania w oczach, by pomóc. A one, jej córki,
pomóc nie umiały. Nikt nie umiał, nawet lekarz, prawie przyjaciel rodziny,
który się dwoił i troił. Wszyscy widzieli gwałtownie zachodzące zmiany w
wyglądzie mamy, podkrążone oczy, zapadłe policzki, ziemistą cerę, przedwcześnie
postarzałą twarz. Szukały dla niej ratunku wszędzie. Jeździły po znachorach i
zielarzach, ale to nic nie dało. Nawet gdy zaczęła brać morfinę, by uśmierzyć
ból, nie traciły nadziei na cud.
Komentarze
Prześlij komentarz