E jak Ewa (24)
Matka miała przez chwilę satysfakcję i gdy już szykowała
się, by pokazać córce drzwi,
ta padła na kolana i płacząc, całowała jej ręce. Matka najpierw stanęła jak słup soli, a potem też uklękła. Przyjęła i Krystynę, i Janka, którego, mimo jego wysiłków, by zjednać teściową, nigdy nie polubiła. Po roku od pojednania urodziła się Ewa, oczko w głowie babci. Życie Krystyny nie należało do najłatwiejszych. Janek, chociaż kochał rodzinę ponad wszystko, był lekkoduchem, typem artysty, któremu do życia potrzebna jest tylko kromka chleba raz dziennie, a gdy ją miał, był szczęśliwy. Krystyna tak nie chciała, pracowała za dwoje, ale i to nie wystarczało, bo należało też płacić alimenty na jego dziecko z pierwszego małżeństwa. A potem zaczęła się nieuleczalna choroba matki. Pieniędzy nie starczało na nic. W kilka lat po śmierci matki choroba dopadła i Janka. Dzieci były jeszcze małe, gdy nagle została sama, bez pieniędzy i jakichkolwiek nadziei na polepszenie tej sytuacji. Chwała Bogu, że miała Zosię, która pomagała jak mogła. I już mogłoby się wydawać, że wyszli na prostą, dzieci się usamodzielniły, Ewa skończyła studia, nawet auto kupiła, urodziła się Jagódka, a tu znowu coś. Widać, taki już jej los, że kłopoty wchodzą do jej domu jak nieproszeni goście i nic na to nie może poradzić. Cóż, jakoś trzeba żyć. Prawdę mówi Zosia, że nie można się zamartwiać na zapas. Przyjdzie problem, znajdzie się rada, jak mawiała mama. Może Zosia miała rację? Przecież Zbyszek też musi jakoś rozwiązać sprawę swego małżeństwa. Przecież tak dłużej być nie może. Kim on teraz jest? Ni to pies, ni wydra. Ni żonaty, ni rozwodnik. Czy młody mężczyzna może tak żyć? Przecież też coś mu się należy od życia. Może kiedyś pozna kogoś, ułoży sobie życie na nowo? A jak tu sobie cokolwiek układać, jak ma się w papierach żonę? I z tymi długami też prawda. Już do Ewy ktoś z biblioteki wydzwaniał, żeby jakieś książki oddała. Aśka kiedyś pożyczyła, nie oddała, a teraz mówi, że są u Ewy, a Ewa oddać ich nie chce. Tylko po co Aśce książki? Jak tak za książkami jest, to czemu się nie uczyła? Dziwne to wszystko jakieś. Pewnie, że Zosia ma rację, najlepiej będzie, gdy ten rozwód dojdzie do skutku, nie daj Bóg za Aśkę długi spłacać. Tylko czemu ta Aśka Jagody się czepia? Od tylu miesięcy się nią nie zajmuje i wcale za nią nie tęskni, a raptem, teraz przypomniała sobie o córce? Chociaż, jakby się tak zastanowić…Przecież to matka, a najgorsza matka zawsze jednak jest matką. Młoda jeszcze, głupia, a może do macierzyństwa niedorosła, a teraz dopiero do niej doszło, że przecież córkę tu ma? Napierska westchnęła ciężko. Co ma być, to będzie. Nic się na to nie poradzi.
ta padła na kolana i płacząc, całowała jej ręce. Matka najpierw stanęła jak słup soli, a potem też uklękła. Przyjęła i Krystynę, i Janka, którego, mimo jego wysiłków, by zjednać teściową, nigdy nie polubiła. Po roku od pojednania urodziła się Ewa, oczko w głowie babci. Życie Krystyny nie należało do najłatwiejszych. Janek, chociaż kochał rodzinę ponad wszystko, był lekkoduchem, typem artysty, któremu do życia potrzebna jest tylko kromka chleba raz dziennie, a gdy ją miał, był szczęśliwy. Krystyna tak nie chciała, pracowała za dwoje, ale i to nie wystarczało, bo należało też płacić alimenty na jego dziecko z pierwszego małżeństwa. A potem zaczęła się nieuleczalna choroba matki. Pieniędzy nie starczało na nic. W kilka lat po śmierci matki choroba dopadła i Janka. Dzieci były jeszcze małe, gdy nagle została sama, bez pieniędzy i jakichkolwiek nadziei na polepszenie tej sytuacji. Chwała Bogu, że miała Zosię, która pomagała jak mogła. I już mogłoby się wydawać, że wyszli na prostą, dzieci się usamodzielniły, Ewa skończyła studia, nawet auto kupiła, urodziła się Jagódka, a tu znowu coś. Widać, taki już jej los, że kłopoty wchodzą do jej domu jak nieproszeni goście i nic na to nie może poradzić. Cóż, jakoś trzeba żyć. Prawdę mówi Zosia, że nie można się zamartwiać na zapas. Przyjdzie problem, znajdzie się rada, jak mawiała mama. Może Zosia miała rację? Przecież Zbyszek też musi jakoś rozwiązać sprawę swego małżeństwa. Przecież tak dłużej być nie może. Kim on teraz jest? Ni to pies, ni wydra. Ni żonaty, ni rozwodnik. Czy młody mężczyzna może tak żyć? Przecież też coś mu się należy od życia. Może kiedyś pozna kogoś, ułoży sobie życie na nowo? A jak tu sobie cokolwiek układać, jak ma się w papierach żonę? I z tymi długami też prawda. Już do Ewy ktoś z biblioteki wydzwaniał, żeby jakieś książki oddała. Aśka kiedyś pożyczyła, nie oddała, a teraz mówi, że są u Ewy, a Ewa oddać ich nie chce. Tylko po co Aśce książki? Jak tak za książkami jest, to czemu się nie uczyła? Dziwne to wszystko jakieś. Pewnie, że Zosia ma rację, najlepiej będzie, gdy ten rozwód dojdzie do skutku, nie daj Bóg za Aśkę długi spłacać. Tylko czemu ta Aśka Jagody się czepia? Od tylu miesięcy się nią nie zajmuje i wcale za nią nie tęskni, a raptem, teraz przypomniała sobie o córce? Chociaż, jakby się tak zastanowić…Przecież to matka, a najgorsza matka zawsze jednak jest matką. Młoda jeszcze, głupia, a może do macierzyństwa niedorosła, a teraz dopiero do niej doszło, że przecież córkę tu ma? Napierska westchnęła ciężko. Co ma być, to będzie. Nic się na to nie poradzi.
Ile to już czasu minęło od dnia, w którym odeszła od
Zbyszka? Ponad rok? No tak, Jagoda miała niespełna dwa lata, a niedawno
obchodziła swoje trzecie urodziny. Jak ten czas szybko leci. Niczego nie
żałowała, bo i czego tu żałować? Dopiero potem poczuła się wolna, tak naprawdę
wolna! Po raz pierwszy w życiu nie musiała się tłumaczyć z każdego spóźnienia
przed mężem, po raz pierwszy nie bała się matki. Czemu do tej pory tak się jej
bała, tak jej zależało na matczynej akceptacji? Komu to było w ogóle potrzebne?
Najważniejsze, że matka dała jej mieszkanie i opłacała rachunki. Wprawdzie
mogłaby dołożyć coś ekstra na inne wydatki, ale przecież zawsze była skąpa,
trudno oczekiwać, że raptem się zmieni. Zresztą i tak widać, że sumienie ją ruszyło, skoro dała ten klucz do mieszkania.
Ostatecznie jest przecież jej córką, więc czemu tu się dziwić? Wprawdzie ta
wymarzona od lat wolność nie była aż tak różowa, ale nie można mieć
wszystkiego. Po jaką cholerę w ogóle wychodziła za mąż? Po co to komu było?
Chociaż… Gdyby nie to zamążpójście, teraz pewnie nadal mieszkałaby z matką,
która w końcu zmusiłaby ją do pracy, co już raz chciała zrobić zaraz po tym,
jak Aśka nie zdała matury. A jej praca nie leży. Co mogłaby robić bez matury? W
sklepie pracować? Jeszcze jak to by był odzieżowy, to nie byłoby źle, ale w
innym? Skrzynki z kartoflami dźwigać za marne grosze? Wieczorem do domu dopiero
wracać? Może jeszcze Ewkę obsługiwać? Co to, to nie. Ślub ze Zbyszkiem uratował
ją przed warzywniakiem. No i jest Jagoda. Fajny dzieciak, rozgarnięty, jak mało
który w jej wieku. Stara Napierska dobrze się nią opiekuje, małej chyba tylko
pieczonych gołąbków brakuje. Ewka też świata za nią nie widzi, co wcale Aśki
nie dziwiło; stara panna, samotna, wiecznie pogrążona w książkach. Swoich
dzieci nie ma i pewnie nie będzie miała, jak tak dalej będzie siedzieć w domu z
matką, to się przypięła do Jagody jak rzep psiego ogona. Chociaż, kto to
ostatnio coś o niej wspominał? Podobno widziano ją z jakimś całkiem rzeczowym
facetem w niezłym samochodzie, ale Aśka w to za bardzo nie wierzyła. Fajny
facet, do tego szmalowny, z Ewką? To raczej niemożliwe, komu jak komu, ale Ewce
to tylko ktoś taki jak Jędrzej, ten jej sąsiad niewydarzony, trafić się może.
Powinna już dawno za niego wyjść i zająć należne jej miejsce. Aśka zachichotała,
wyobrażając sobie szwagierkę w chustce na głowie i długich gumiakach,
pomagającą Jędrzejowi obrządzać świnie w chlewiku. Ale Ewka ma ambicje, za
Jędrzeja nie wyjdzie, nie jej poziom. Co prawda, Jędrzej sobą żadnego poziomu
nie reprezentuje, a na tę Ewkę się po prostu uparł. I co on w niej widzi?
Napuszona jak paw, głową chmury strącać niedługo będzie, a temu idiocie się
podoba. To by z nich para była, zaśmiała się, telewizyjna, bo w telewizji taką
tylko pokazywać. Żeby tylko teraz ten cholerny rozwód przeżyć, a wszystko się
jakoś ułoży. Zbyszek będzie musiał płacić alimenty na córkę, a kto wie czy i
nie na nią, ostatecznie o pracę nie tak łatwo. Jak zechce, mała może zostać u
nich, alimenty musi płacić, łaski nie robi. Mało to biedy przecierpiała, kradła
ludziom ziemniaki z działek, żeby coś do ust włożyć? A co, gdzie do pracy ma
iść? Siedzieć od rana do wieczora w sklepie za marne grosze i dźwigać skrzynki
z towarem? Ta jej matka też dobra. Ma tyle forsy, ale nie pomoże. To co, że
opłaca mieszkanie, ostatecznie na nią zapisane, to kto ma płacić? Zresztą, po
co jej tyle szmalu? Komu go odda, do grobu zabierze? Jedyną córkę ma! Jedyną! I
co z tego, że jest jedynaczką? Podobno jedynaki mają wszystko, ale nie ona.
Komentarze
Prześlij komentarz