E jak Ewa (23)



– Zofia, daj jej spokój – matka ofuknęła siostrę. – Głupstwa gadasz, jak szkoła może jej szkodzić? Myślałam, że pomożesz, a ty… – zaczęła z wyrzutem.
– A jednak! – Ewa krzyknęła z radością.– Nie myliłam się. Mama wezwała ciotkę na pomoc!
– Ciotkę? Mówisz teraz do mnie ciotka? To już na ciocię nie zasługuję? O, tego się po tobie nie spodziewałam! – Zofia z impetem wyszła z pokoju i zatrzasnęła za sobą drzwi łazienki. Ewa, zgnębiona, postanowiła zostawić ją w spokoju, mając nadzieję, że później znajdzie okazję na wyrażenie skruchy. Zastanawiała się tylko czy reakcja ciotki jest prawdziwa, czy aby nie jest to tylko jeszcze jeden chwyt strategiczny, z których ciotka w rodzinie słynęła. Do końca dnia schodziła jej z drogi, co nie było łatwe, wziąwszy pod uwagę, że mieszkanie składało się z dwóch pokoi. Na szczęście siostry, pochłonięte rozmową, nadrabiały zaległości długich miesięcy niewidzenia się, więc miała trochę czasu dla siebie.
– Przestań się zamartwiać. – Zosia usiłowała pocieszyć siostrę, chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że jej argumenty nie mają silnej podstawy. – No sama pomyśl, czy ty masz jeszcze siły, by wychowywać małe dziecko? Aśka na pewno pozwoli odwiedzać małą, zresztą, kto wie, najprawdopodobniej i tak wam ją zostawi, bo co z nią zrobi?
– To po co cały ten cyrk? Po co to ciąganie po sądach?
– Pewnie chce się uwolnić od Zbyszka urzędowo. Chce odzyskać wolność. A może ma kogoś innego? A kto to zresztą wie? Ale po co się zamartwiać i zdrowie tracić? Mało to miałaś kłopotów w swoim życiu, żeby teraz za dzieci się martwić? One już dorosłe, matki nie potrzebują. Zajmij się sobą. Należy ci się po tych wszystkich latach. A Zbyszkowi? Nie należy się wolność? Kto wie, do czego taka jak ona jest zdolna. Jeszcze długów narobi, kredytów nabierze i kto będzie za cholerę spłacał? Do kogo komornik zapuka? Do was, sama wiesz, jak to jest, ona nigdzie nie robi, są małżeństwem, niech mąż spłaca. Pomyślałaś o tym? Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Nie zamartwiaj się na zapas, nie warto. – Krystyna popatrzyła na siostrę. Było w tym trochę racji, ale jak oderwać się od problemów, które rosną pod samym nosem? Może i powinna zająć się sobą, ale czy po to człowiek żyje, zakłada rodzinę, rodzi i wychowuje dzieci, by zajmować się sobą, gdy one są w potrzebie? Przypomniała sobie swoje własne życie. Nie należało do udanych co prawda. Ale niczego nie żałowała. Bo i czego żałować, że ma dwoje dzieci, które są jej całym światem? A teraz to już nie dwoje, a troje. Gdyby nie jej wcześniejsza decyzja o wspólnym życiu z Jankiem, nie byłoby ich teraz i czego tu żałować? Gdy poznała Janka, ojca Ewy i Zbyszka, była jeszcze bardzo młoda. Matka nie chciała dopuścić, by spotykała się z chłopakiem, o którym nikt nic nie wiedział. Bo kto mógł cokolwiek wiedzieć o żołnierzu pochodzącym z odległych o kilkaset kilometrów stron? Jednak jej matka, wiedziona jakimś przeczuciem, przeszkadzała córce jak mogła. Potem zawsze mówiła, że gdy tylko go zobaczyła, już wiedziała, że nic dobrego z tego związku wyjść nie mogło, bo Jankowi z oczu źle patrzyło. Krystyna nigdy nie zauważyła w jego oczach nic złego, ale ich małżeństwo do szczęśliwych nie należało. Gdy Krystyna na całego szykowała się do ślubu z Jankiem, okazało się, że o żadnym ślubie nie może być mowy, bo jest on już po prostu żonaty! Matka triumfowała, mając nadzieję, że teraz znienawidzony fagas, jak go nazywała, zniknie z życia jej córki. Cieszyła się niezbyt długo. Krystyna otrząsnęła się z bólu i… zniknęła! Uciekła z domu ze znienawidzonym fagasem. Dla matki to był prawdziwy cios, postanowiła nigdy więcej nie odezwać się do marnotrawnej córki. To milczenie z jednej i drugiej strony trwało całe dwa lata! Aż wreszcie skruszona Krystyna stanęła na progu rodzinnego domu.

Komentarze

Popularne posty