E jak Ewa (21)
Przyjazd Zosi poprzedził telefon. Zawsze w taki sposób się
zapowiadała,
żeby nikogo nie zaskoczyć w najmniej oczekiwanym momencie. Krystyna od kilku dni przygotowywała dom na przyjęcie gości, sprzątała i gotowała, gotowała i sprzątała. Ewa wprawdzie pomagała, ale bez zbędnego entuzjazmu, wizyta ciotki Zośki miała tylko jeden cel – pomóc matce przebrnąć przez ten cholerny rozwód, a właściwie jego ostatnią, najgorszą dla nich część, po której najprawdopodobniej będą musieli pożegnać się z Jagodą. Przynajmniej na to przygotowywał ich adwokat. Zbyszek przychodził z pracy, jadł obiad i zamykał się w swoim pokoju, którego nie opuszczał ani na minutę. Matka ciągle płakała i wbrew radom córki, zaprosiła swoją siostrę, mając nadzieję, że ta w jakiś tajemniczy sposób zmieni bieg wydarzeń. Ewa nie bardzo się z tego cieszyła, ciotka, oprócz tego, że bardzo się we wszystko angażowała, była męcząca i nie rozumiała, co to znaczy nie móc załatwić jakiejś sprawy po własnej myśli, czym doprowadzała ją często do szału, nie mówiąc już o tym, że w całym, pogrążonym w czymś w rodzaju żałoby domu, tylko ona zajmowała się ich małym gospodarstwem i dzieckiem, nie mając wielkiej ochoty na dogadzanie dodatkowej gębie. Do tego wszystkiego na pewno dojdą przepychanki z Jędrzejem. Ciotka nie zrezygnuje z tej zabawy. Przechodziła przez to co roku i tym razem też pewnie będzie musiała. Ale to jeszcze nie było najgorsze. Ciotka na pewno szybko zorientuje się w sytuacji i zacznie zaczepiać Maćka. Narobi wielkiego szumu i jeszcze większego wstydu, a ona, Ewa, nic na to nie poradzi. Właściwie jak mogła dopuścić do takiej sytuacji? Jak do tego doszło, że ona, dorosła i samodzielna kobieta nie może sobie poradzić ze zwariowaną ciotką? I nie tylko z ciotką. Westchnęła zrezygnowana, gotowa na przyjęcie siostry matki z miną cierpiętnicy. Tak więc najpierw był telefon, potem zjawiła się Zofia, zmordowana ośmiogodzinną podróżą, szczęśliwa, wesoła i gotowa do podboju świata.
– Ewka, no co ty, nie przywitasz się ze mną? – wrzasnęła na widok dziewczyny. Coś taka naburmuszona jakbym ci ojca i matkę przetrąciła gitarą? Nie cieszysz się, że przyjechałam?
– Cieszę się, czemu nie, ale co się stało, że ciotunia w tym roku tak wcześnie? Dopiero marzec!
– Jak wcześnie, co roku tak przyjeżdżam, jak nie chciałaś mnie widzieć, trzeba było dać znać, nie wlokłabym się tyle kilometrów!
– Wie ciocia dobrze, że nie o to mi chodzi! Niech ciocia nie przeinacza moich słów!
– O co smarkatej chodzi? – Zofia zaczęła rozpakowywać swoje rzeczy z podróżnej torby. Dla niej Ewa pozostała małą dziewczynką, która podkradała się do łóżeczka brata i wyrywała mu butelkę z mlekiem, by ją następnie w pośpiechu wytrąbić.
– Ona myśli, że wezwałam cię wcześniej, byś mi pomogła ją nakłonić do rzucenia się w ramiona naszego sąsiada. Boi się też, że poradzisz sobie z Aśką i wyjdzie na to, że ty potrafisz, a ona nie – powiedziała z przekąsem Krystyna. – Jest przekonana, że obie podejmiemy, jak to ona mówi, radykalne środki.
– Jakiego sąsiada? – spytała Zosia z zaciekawieniem. Chyba nie tego zza płotu? – zachichotała złośliwie. – No coś ty, Ewka, aż tak cię przypiliło? Lepiej starą panną do końca życia zostać, niż Jędrzejową żoną, to ci, dziewczyno, dobrze radzę!
żeby nikogo nie zaskoczyć w najmniej oczekiwanym momencie. Krystyna od kilku dni przygotowywała dom na przyjęcie gości, sprzątała i gotowała, gotowała i sprzątała. Ewa wprawdzie pomagała, ale bez zbędnego entuzjazmu, wizyta ciotki Zośki miała tylko jeden cel – pomóc matce przebrnąć przez ten cholerny rozwód, a właściwie jego ostatnią, najgorszą dla nich część, po której najprawdopodobniej będą musieli pożegnać się z Jagodą. Przynajmniej na to przygotowywał ich adwokat. Zbyszek przychodził z pracy, jadł obiad i zamykał się w swoim pokoju, którego nie opuszczał ani na minutę. Matka ciągle płakała i wbrew radom córki, zaprosiła swoją siostrę, mając nadzieję, że ta w jakiś tajemniczy sposób zmieni bieg wydarzeń. Ewa nie bardzo się z tego cieszyła, ciotka, oprócz tego, że bardzo się we wszystko angażowała, była męcząca i nie rozumiała, co to znaczy nie móc załatwić jakiejś sprawy po własnej myśli, czym doprowadzała ją często do szału, nie mówiąc już o tym, że w całym, pogrążonym w czymś w rodzaju żałoby domu, tylko ona zajmowała się ich małym gospodarstwem i dzieckiem, nie mając wielkiej ochoty na dogadzanie dodatkowej gębie. Do tego wszystkiego na pewno dojdą przepychanki z Jędrzejem. Ciotka nie zrezygnuje z tej zabawy. Przechodziła przez to co roku i tym razem też pewnie będzie musiała. Ale to jeszcze nie było najgorsze. Ciotka na pewno szybko zorientuje się w sytuacji i zacznie zaczepiać Maćka. Narobi wielkiego szumu i jeszcze większego wstydu, a ona, Ewa, nic na to nie poradzi. Właściwie jak mogła dopuścić do takiej sytuacji? Jak do tego doszło, że ona, dorosła i samodzielna kobieta nie może sobie poradzić ze zwariowaną ciotką? I nie tylko z ciotką. Westchnęła zrezygnowana, gotowa na przyjęcie siostry matki z miną cierpiętnicy. Tak więc najpierw był telefon, potem zjawiła się Zofia, zmordowana ośmiogodzinną podróżą, szczęśliwa, wesoła i gotowa do podboju świata.
– Ewka, no co ty, nie przywitasz się ze mną? – wrzasnęła na widok dziewczyny. Coś taka naburmuszona jakbym ci ojca i matkę przetrąciła gitarą? Nie cieszysz się, że przyjechałam?
– Cieszę się, czemu nie, ale co się stało, że ciotunia w tym roku tak wcześnie? Dopiero marzec!
– Jak wcześnie, co roku tak przyjeżdżam, jak nie chciałaś mnie widzieć, trzeba było dać znać, nie wlokłabym się tyle kilometrów!
– Wie ciocia dobrze, że nie o to mi chodzi! Niech ciocia nie przeinacza moich słów!
– O co smarkatej chodzi? – Zofia zaczęła rozpakowywać swoje rzeczy z podróżnej torby. Dla niej Ewa pozostała małą dziewczynką, która podkradała się do łóżeczka brata i wyrywała mu butelkę z mlekiem, by ją następnie w pośpiechu wytrąbić.
– Ona myśli, że wezwałam cię wcześniej, byś mi pomogła ją nakłonić do rzucenia się w ramiona naszego sąsiada. Boi się też, że poradzisz sobie z Aśką i wyjdzie na to, że ty potrafisz, a ona nie – powiedziała z przekąsem Krystyna. – Jest przekonana, że obie podejmiemy, jak to ona mówi, radykalne środki.
– Jakiego sąsiada? – spytała Zosia z zaciekawieniem. Chyba nie tego zza płotu? – zachichotała złośliwie. – No coś ty, Ewka, aż tak cię przypiliło? Lepiej starą panną do końca życia zostać, niż Jędrzejową żoną, to ci, dziewczyno, dobrze radzę!
Komentarze
Prześlij komentarz