E jak Ewa (17)



Wieczór, choć Ewie trudno było się do tego przyznać, minął całkiem przyjemnie. W końcu wygrała z Kaśką, stawiając jej ultimatum: albo idzie razem z nią, albo z przymusowego sam na sam nici. Starała się nie uczestniczyć w rozmowie tych dwojga i udawała, że nie słyszy, jak świetnie się bawią. Mimowolnie łowiła uchem zabawne dialogi i robiła, co mogła, by się nie roześmiać. Kto by pomyślał, że ten burak ma takie poczucie humoru? Początkowo schlebiało jej, że facet tak bardzo chce ją dokądś zaprosić, ale potem, już w trakcie kolacji, poczuła się nieco zawiedziona. Opracowany naprędce plan grania wieży z kości słoniowej i traktowania intruza z pogardliwą nieco pobłażliwością spalił na panewce. Intruz bowiem wcale jej się nie narzucał, nie nadskakiwał nawet i nie próbował przepraszać, całą swoją uwagę skupiając na jej koleżance. Cha, cha! Zaśmiała się w duchu. I tak nic z tego. Już tam Lasse z obrączkami gna przez Bałtyk nie po to, żeby ten tu go z siodła wysadził, pomyślała złośliwie. Mimo tej trochę kłopotliwej sytuacji odprężyła się, siedząc za stołem i oddając się swemu ulubionemu zajęciu – obserwacji ludzi przy innych stolikach.
– I co, zadowolona? – Kaśka nie zamierzała zasnąć bez uprzedniego omówienia minionego wieczoru.
– O co ci chodzi?
– No, przyznasz chyba, że zachowywałaś się jak pensjonarka, prawda? Och! Jaka jestem rozkapryszona! Jaka wspaniała! Klękajcie narody!
– A odwal ty się ode mnie, małpo wredna! Mówiłam ci, że nie chcę się umawiać na żadną kolację, po cholerę się wpieprzałaś?
– Ale cię trochę wkurzył, gdy ci nie nadskakiwał, co? Hej, śpiąca królewno? Przyznasz mi rację?
– Bredzisz coś, kobieto. Śpij już i nie zawracaj mi głowy.
– Dobra, ale na koniec jeszcze tylko ci coś powiem. On to zauważył i bardzo się z tego ucieszył, wiesz? Poza tym tak sobie myślę, że gdybyś nie chciała z nim wychodzić, to byś nie wyszła. Jesteś uparta jak osioł, nikt nie jest w stanie cię przekonać do czegoś, czego ty sama nie akceptujesz, więc po cholerę się krygujesz?
– Co zauważył? – Zaniepokojona Ewa uniosła się na łokciu, rozpinając suwak śpiwora. – Już coś musiałaś chlapnąć ozorem, a jakże! Ty sobie będziesz niedługo łowić ryby w szwedzkich jeziorach, a ja tu ze wstydu z domu nie wyjdę!
– Aj tam! Co mu miałam powiedzieć? Zgłupiałaś? Zauważył, że zrobiłaś się czerwona jak burak, gdy zabawiał mnie rozmową, a ciebie ignorował. I był z tego bardzo zadowolony. Stwierdził, że tylko tak może cię zainteresować swoją osobą. Jednego tylko nie rozumiem, czemu nawet mi się nie przyznasz, że fajny z niego facet, co? Ja niedługo wyjadę, a ty zostaniesz tu sama jak palec, a tak…
– A tak co? A tak co? Wiesz, kto to jest? Wiesz, co on zrobił? – Kaśka nie pozwoliła jej nawet dokończyć zdania. Znała tę historię na pamięć.
– Zrozum, idiotko, ktoś go okradł, więc zawiadomił policję. To policja znalazła ślady prowadzące na waszą działkę, nie on, rozumiesz?
– Kiedy on ci to wszystko powiedział?
– Gdy byłaś zajęta obserwacją tego przystojnego kelnera. To też zauważył. Ale powiedział jeszcze coś, pewnie cię to zainteresuje. Te ślady ktoś zrobił specjalnie.
– Jak to specjalnie? Co ty mówisz?
– Mówię: specjalnie, pewnie po to, żeby rzucić na was podejrzenia. Bo cement znaleźli po kilku dniach, leżał przykryty stertą gałęzi w lesie. Chciał wam to powiedzieć, ale bał się, że go pogonisz.
– Specjalnie? Ale kto by mógł zrobić takie świństwo?
– No, właśnie, kto? Komu mogło zależeć na wrobieniu Zbyszka, bo to o niego przecież chodziło? Nikt przy zdrowych zmysłach nie podejrzewałby ciebie ani twojej matki o kradzież tego cementu. Może tak wreszcie zaczniesz myśleć?

Komentarze

Popularne posty