E jak Ewa (16)
– Czego się pani boi? – spytał z tym swoim uśmieszkiem na
ustach, który umarłego wyprowadziłby z równowagi.
– Właśnie, czego się boisz? – Kaśka, całkiem niespodziewanie przyszła mu w sukurs. – Myślisz, że cię zgwałci?
– O, naprawdę? – zaśmiał się, zmrużywszy oczy. – Odważna panna Napierska boi się mnie?
– Niech pan wreszcie przestanie z tą panną, co? – syknęła. – Jak się skończyło trzydziestkę, to panna nieco razi, nie uważa pan? I niech pan sobie zapamięta, że ja – popatrzyła mu prosto w oczy – niczego się nie boję. Po prostu nie widzę żadnej potrzeby jadania z panem kolacji. Przyjrzał się jej uważnie. Starała się wytrzymać to spojrzenie. Też coś, trzydziestoletnia baba, a zachowuje się jak nastolatka. Niepojęte, nawet dla niej samej.
– Przyjadę po panią za dwie godziny i mam nadzieję, że panią zastanę. Inaczej pomyślę, że pani po prostu stchórzyła.
– Co za dziecinada – starała się, by śmiech zabrzmiał nieprzyjemnie. – A to z jakiego powodu?
– Może się pani najzwyczajniej podobam? – Nie czekał na jej odpowiedź, odwrócił się szybko i odszedł. Zanim zdobyła się na ripostę, już go nie było.
– No to cię załatwił – stwierdziła Kaśka. – Taka jesteś mądra, a dałaś się podejść jak dziecko. Przyznaj się, chciałaś z nim pójść na tę kolację, tylko ci było wstyd, co?
– Och, zamknij się! – odpowiedziała.– Rozbijmy ten namiot, bo będziemy nocować pod gwiazdami. W duchu przyznała Kaśce rację. Przecież wystarczyło nie zareagować na te jego szczeniackie docinki, odwrócić się na pięcie i odejść. Ale nie zrobiła tego, czyżby rzeczywiście chciała dać się zaprosić?
– Załatwił cię na cacy! Musisz sama mu to przyznać. Zresztą, co ci szkodzi zjeść tę kolację na jego koszt?
– Jak to na jego koszt? Płacę sama za siebie, niech sobie nie myśli, że mnie nie stać.
– Zwariowałaś? Facet wyraźnie cię zaprosił. Za- pro- sił!!! – wyskandowała.– Zaprosił, czyli zafunduje tak zwaną wyżerkę. Szkoda, że mnie tam nie będzie, z ogromną przyjemnością poobserwowałabym tę twoją minę upadłej arystokratki. Jakaż to szkoda, że nie mogę się zamienić w muchę i przysiąść gdzieś na ścianie blisko was. Ale miałabym ubaw – zaśmiała się.
– Nie musisz się zamieniać w żadną muchę, moja droga, idziesz ze mną. Będziesz mogła obserwować do woli, żeby potem mnie opieprzać przez następne miesiące i wymawiać mi do końca życia zmarnowaną okazję.
– Co? Ja? Z tobą? Nigdy w życiu! Zapamiętaj to sobie! Ciebie zaprosił i ty pójdziesz, ty ze mną do Lassego nie chodziłaś i ja z tobą chodzić nie będę.
– Pójdziesz, pójdziesz, nie zarzekaj się tak. Musisz mnie pilnować, bym chłopinie oka nie podbiła lub inszej nieprzyjemności nie zrobiła. Widziałam, jak na niego patrzyłaś, spodobał ci się, nie pozwolisz, żeby go tak na wejściu utrącić. Prawda? – Zaśmiała się. Kaśka zaczęła się wściekać, ale Ewa wiedziała, że i tak postawi na swoim.
– Właśnie, czego się boisz? – Kaśka, całkiem niespodziewanie przyszła mu w sukurs. – Myślisz, że cię zgwałci?
– O, naprawdę? – zaśmiał się, zmrużywszy oczy. – Odważna panna Napierska boi się mnie?
– Niech pan wreszcie przestanie z tą panną, co? – syknęła. – Jak się skończyło trzydziestkę, to panna nieco razi, nie uważa pan? I niech pan sobie zapamięta, że ja – popatrzyła mu prosto w oczy – niczego się nie boję. Po prostu nie widzę żadnej potrzeby jadania z panem kolacji. Przyjrzał się jej uważnie. Starała się wytrzymać to spojrzenie. Też coś, trzydziestoletnia baba, a zachowuje się jak nastolatka. Niepojęte, nawet dla niej samej.
– Przyjadę po panią za dwie godziny i mam nadzieję, że panią zastanę. Inaczej pomyślę, że pani po prostu stchórzyła.
– Co za dziecinada – starała się, by śmiech zabrzmiał nieprzyjemnie. – A to z jakiego powodu?
– Może się pani najzwyczajniej podobam? – Nie czekał na jej odpowiedź, odwrócił się szybko i odszedł. Zanim zdobyła się na ripostę, już go nie było.
– No to cię załatwił – stwierdziła Kaśka. – Taka jesteś mądra, a dałaś się podejść jak dziecko. Przyznaj się, chciałaś z nim pójść na tę kolację, tylko ci było wstyd, co?
– Och, zamknij się! – odpowiedziała.– Rozbijmy ten namiot, bo będziemy nocować pod gwiazdami. W duchu przyznała Kaśce rację. Przecież wystarczyło nie zareagować na te jego szczeniackie docinki, odwrócić się na pięcie i odejść. Ale nie zrobiła tego, czyżby rzeczywiście chciała dać się zaprosić?
– Załatwił cię na cacy! Musisz sama mu to przyznać. Zresztą, co ci szkodzi zjeść tę kolację na jego koszt?
– Jak to na jego koszt? Płacę sama za siebie, niech sobie nie myśli, że mnie nie stać.
– Zwariowałaś? Facet wyraźnie cię zaprosił. Za- pro- sił!!! – wyskandowała.– Zaprosił, czyli zafunduje tak zwaną wyżerkę. Szkoda, że mnie tam nie będzie, z ogromną przyjemnością poobserwowałabym tę twoją minę upadłej arystokratki. Jakaż to szkoda, że nie mogę się zamienić w muchę i przysiąść gdzieś na ścianie blisko was. Ale miałabym ubaw – zaśmiała się.
– Nie musisz się zamieniać w żadną muchę, moja droga, idziesz ze mną. Będziesz mogła obserwować do woli, żeby potem mnie opieprzać przez następne miesiące i wymawiać mi do końca życia zmarnowaną okazję.
– Co? Ja? Z tobą? Nigdy w życiu! Zapamiętaj to sobie! Ciebie zaprosił i ty pójdziesz, ty ze mną do Lassego nie chodziłaś i ja z tobą chodzić nie będę.
– Pójdziesz, pójdziesz, nie zarzekaj się tak. Musisz mnie pilnować, bym chłopinie oka nie podbiła lub inszej nieprzyjemności nie zrobiła. Widziałam, jak na niego patrzyłaś, spodobał ci się, nie pozwolisz, żeby go tak na wejściu utrącić. Prawda? – Zaśmiała się. Kaśka zaczęła się wściekać, ale Ewa wiedziała, że i tak postawi na swoim.
Komentarze
Prześlij komentarz