E jak Ewa (14)



– No i co z tego? Przecież nic się nie stało! Ostatecznie to on siedział za kierownicą auta, którym jechałyśmy. Pamiętasz? – Ewa zastanowiła się przez chwilę.
– Wiesz – zaczęła – w tym roku to nawet taki Skorpion się nam nie trafi, zobaczysz.
– O, a to dlaczego?
– Jaki idiota rzucałby się na stare panny z trzydziestoletnim przebiegiem, gdy wokół tyle młódek i to w dodatku bez zahamowań? – Parsknęły śmiechem.
– Panie dokądś chcą jechać? Z chęcią podwiozę – usłyszały. Obok przystanął osobowy samochód, z którego uśmiechał się w ich kierunku, zza ciemnych szkieł okularów przeciwsłonecznych, młody mężczyzna.
– Ależ oczywiście! – Kaśka nie czekała nawet na ponowienie propozycji i zanim Ewa wygramoliła się z rowu, wszystkie ich rzeczy były już upchane w bagażniku. Kaśka, jak zwykle, usiadła na fotelu przy kierowcy. Na ten temat też miała swoją teorię związaną, oczywiście, ze schowaną w torebce tajną bronią . Jechały, obserwując umykające drzewa i słuchając muzyki. Ewa oddawała się czemuś w rodzaju błogiej kontemplacji; świat wydawał się idealny. Żadnych problemów, żadnej Aśki wymuszającej drobne datki, po prostu nieważkość i lekkość bytu, przerywane od czasu do czasu śmiechem Kaśki konwersującej
z miłym kierowcą. Nie zwróciła początkowo uwagi na to, że zatrzymali się przy przydrożnym zajeździe.
– Obudź się – głos Kaśki wyrwał ją z czegoś, co mogło przypominać tylko drzemkę. –Idziemy na kawę. Maciek jest tak miły, że nas zaprasza. – Maciek? Dobre sobie, pomyślała Ewa, ta to ma tempo. Jadą dopiero z godzinę, a ona już z nim po imieniu. Może tak trzeba? Zresztą, Kaśka od urodzenia miał dar nawiązywania tak zwanych międzyludzkich kontaktów, co ułatwiało jej życie. Rzeczony Maciek wyprzedził je znacznie i gdy weszły do restauracji, kelner już niósł do stolika kawę i maleńkie lampki, chyba z koniakiem, jak zdołała ocenić Ewa. Miła, niezobowiązująca rozmowa, którą prowadziła przede wszystkim Kaśka, wprowadziła Ewę w stan anielskiego wręcz rozleniwienia i nie próbowała nawet pomóc przyjaciółce w podtrzymywaniu rozmowy z sympatycznym mężczyzną, który wydał jej się, pewnie przez tę jego serdeczność, dziwnie znajomy, wręcz bliski. Wprawdzie Kaśka kilka razy kopnęła ją dotkliwie w kostkę, zwłaszcza wtedy, gdy ów sympatyczny Maciek zwracał się z jakimś pytaniem bezpośrednio do niej, ale nawet to nie wyprowadziło jej z błogostanu nicnierobienia. Automatycznie odpowiadała na zadawane pytania i oddawała się niezbyt sprecyzowanym marzeniom. Dalsza podróż upłynęła szybko i bez zakłóceń, a Maciek okazał się na tyle sympatyczny, że podwiózł je na pole namiotowe w Grzybowie, żeby mogły przenocować. Nic nie zakłóciłoby Ewie nastroju, gdyby nie fakt, że ten uwielbiany już przez Kaśkę Maciek, zapragnął się z nią osobiście pożegnać.

Komentarze

Popularne posty