Końca świata nie będzie (94)



Ucieszyła się, gdy Marta jej powiedziała, że rozmawiała z Oliwierem. Oboje postanowili, że Oliwier będzie utrzymywał kontakt z dzieckiem i w miarę możliwości łożył na nie. Lilka nie bardzo wiedziała, co miało oznaczyć to „w miarę możliwości”, ale już się nie czepiała, zadowolona, że jednak Oliwier będzie mieć prawo do bycia ojcem, jeśli tylko tego zechce. Zaczęła się zastanawiać nad tym, co dalej. Marta zostanie matką, z pomocą jej i Emilii powinna szybko stanąć na nogi i radzić sobie z codziennością, a co z nią? Jutro wydawało się być przyszłością jawiącą się w niezbyt różowych barwach. Coraz częściej myślała, że może zostać bez pracy i nie miała pomysłu, co dalej. Na zatrudnienie w szkole nie miałaby już żadnych szans, więc co mogłaby robić? Kto zatrudni blisko pięćdziesięcioletnią kobietę? Czasami budziła się w nocy zdjęta niepokojem o własny byt. Siedziała wówczas po ciemku, wpatrując się w ciemność za oknem i popijając herbatę. Może nie bałaby się aż tak bardzo, gdyby nie była sama i miała jako takie oparcie w mężu. Chociaż, czy pozostawanie na pensji męża może być jakimkolwiek oparciem? Pomyślała o Gawlaku. Po początkowym, dość intensywnym rozwoju ich znajomości, zaczął się wycofywać, trzymając wyraźny dystans. Lilkę trochę to zabolało, bo przecież nie zrobiła niczego, co mogłoby spowodować taki stan rzeczy. Ostatecznie decyzja o wspólnym zamieszkaniu była na tyle poważna, że musiała ją dobrze przemyśleć. Widocznie Gaweł nie tego się spodziewał. Pewnie miał nadzieję, że Lilka potraktuje jego propozycję jak dar niebios, a gdy zaczęła się wahać, zorientował się, że nie jest ona kimś, kogo wprowadza się do swojego towarzystwa i w swoje życie. Spotykali się wprawdzie od czasu do czasu, coraz rzadziej, a te ich spotkania były coraz krótsze. Rozmawiała o tym z Magdą, nie chcąc na razie wtajemniczać w swoje rozterki Iwony. Siedziały we dwie w maleńkim saloniku Magdy, popijały wino i dyskutowały o życiu. Magda też się bała o pracę; wprawdzie nie była tak zaniepokojona jak Lilka, jednak poczucie zagrożenia towarzyszyło jej od dawna. Razem doszły do wniosku, że najbardziej boją się samotności. Dzieci w końcu odejdą, założą swoje rodziny, wyjada, a one zostaną same. Dokąd jeszcze będą mogły utrzymywać ze sobą kontakt, to nie będzie źle, ale kiedyś nastanie taki dzień, w którym i to się zmieni.  Ostatecznie człowiek umiera w samotności nawet wtedy, gdy otaczają go inni udzie. Magda przyznała, że sprawa z Leonem wytrąciła ją z równowagi. Najpierw opłakiwała śmierć Krzysztofa, nie mogąc się z nią pogodzić. Nie myślała nawet o żadnym innym mężczyźnie, sekundując Iwonie w nieustannych poszukiwaniach. Żal je było Lilki, gdy jej relacje z Błażejem rozlazły się jak zelżały materiał. Podejrzewała, że ten tajemny romans, w który się wdała, ma w sobie coś zakazanego, więc nie zdziwiła się, gdy Lilka w końcu przyznała się, że romansowała z żonatym mężczyzną.
– I co? Zmieniłam się w twoich oczach? Jestem godna potępienia? – spytała, patrząc jej w oczy.
– Trochę tak – przyznała. – Nareszcie wierzę, że jesteś normalną kobietą, taką z krwi i kości, bo ten twój idealny obraz lilii bez skazy i zmazy trochę mnie męczył. A tak poza tym… Romansem z żonatym chwalić się nie ma co, ale to również nie powód do rozrywania szat. Czasami w życiu tak się po prostu zdarza i nie ma na to mądrych. Kamieniem rzucić mogą tylko ci, co sami są bez skazy, pamiętasz? A co Gawlakiem? Będzie coś z tego?
– Chyba nie, wygląda na to, że on wycofuje się z tej znajomości.
– Ale jeszcze się spotykacie?
– Czasami, właściwie to sporadycznie. Sama nie wiem po co, chyba jednak podświadomie mam jakąś nadzieję? – przyznała się z wahaniem.
– Ale nadzieję na co? Facet zaprosił cię pod swój dach, a ty kaprysisz. Pewnie czuje się z tym źle i dlatego trzyma dystans. Gdyby chciał zerwać całkowicie kontakt, już by to zrobił.
– Cholera, to co ja mam robić? Chciałabym zacząć jakoś spokojniej, wspólne weekendy, wczasy, sylwester…. A ten od razu chciałby z przytupem.
– I ciebie to mierzi? Dziwne – Magda zaśmiała się. – Jedne się wkurzają, że faceci nie traktują ich poważnie, a ty odwrotnie. A swoją drogą… Szkoda, że nam się jakoś nie udaje w tej mierze, nie sądzisz? – Magda puściła do niej oko i obie się zaczęły śmiać.
– Przyznam szczerze, że odchorowałam tę sprawę z Leonem. Kurczę, z niego naprawdę jest fajny facet. Otworzył mi świat! To człowiek ciekawy świata, ciągle czegoś chce, czyta, uczy się. I raptem… Wystarczyło, że się zbliżyłam i koniec. No czy to nie jakieś fatum? Sama powiedz?
– Takie jest życie. Jedni z nas się dorabiają fortuny, inni całe życie klepią biedę, mimo że ciężko pracują. Tak samo jest z kobietami, jedne nie pracują, siedzą na utrzymaniu mężów i pachną, inne muszą zasuwać, a jeszcze inne, takie jak ja, no dobrze, takie jak my, nie są w stanie zainteresować sobą mężczyzny. Czy warto się nad tym zastanawiać? A poszli wszyscy w cholerę jasną! Bierzmy życie takim jakie jest. Jak się ktoś trafi, to będzie, nie trafi się? I co z tego?
– Nie przesadzaj! Ty zainteresowałaś sobą mężczyznę, fajnego, lekarza, przystojnego, mądrego… Złośliwy cholernik, ale fajny! I co?
– Jezu, nie wiem. Myślisz, że popełniłam błąd?
– Dokładnie! Ale możesz go jeszcze naprawić. Wystarczy zadzwonić do niego jutro z pytaniem, czy jego propozycja jest nadal aktualna. Najwyżej powie, że nie. Korona z głowy ci nie spadnie. A ja zamierzam sobie też kogoś zapoznać, to znaczy, zamierzam się otworzyć na znajomości. Ale szaleć w Internecie jak Iwona nie będę. Kurczę, to już jest desperacja – stwierdziła Magda.
– Jak myślisz, uda jej się tym razem? Ten Bogdan wydaje się być rzeczowym człowiekiem.
– Jeżeli go nie stłamsi, to kto wie? Ona ma takie zapędy dyktatorskie, chciałaby mieć faceta nieustannie na smyczy, oddychać jego powietrzem, pilnować, a tak się nie da. Może te wcześniejsze doświadczenia ją czegoś nauczyły, ale to dopiero się okaże.
– Boję się o pracę. Nie mam pomysłu, jak by to wszystko poukładać po ewentualnym zwolnieniu – westchnęła Lilka.
– Daj już spokój. Po co ty się tak katujesz? Możesz się zamartwiać godzinami, tygodniami, a i tak nie unikniesz tego, co ma być, więc po jaką cholerę ciągle myśleć o tym, co ma nastąpić? Daj spokój i żyj. Kto wie, ile tego życia nam jeszcze zostało. Wypijmy za przyjaźń. To jedno nam wychodzi. – Wzniosły kieliszki, by się nimi stuknąć. Wypiły za siebie, swoje nadzieje i marzenia, za wszystkich Gawlaków, Leonów i Bogdanów tego świata, wypiły za przeszłość i przyszłość, za miłość, nawet tę nieodwzajemnioną, na koniec za prawo do błędów, bo przecież to one w jednakowym stopniu uprzykrzają życie, co urozmaicają, czyniąc je wciąż wspaniałą przygodą.

                                                    


Komentarze

Popularne posty