Końca świata nie będzie (92)
– Chodzisz z Gawlakiem? – Oczy Iwony mało nie wyszły z
orbit, gdy Lilka napomknęła o winie w towarzystwie lekarza. Magda dostała ataku
śmiechu. Położyła się na kanapie i raz po raz uderzała dłońmi o uda, śmiejąc się
do rozpuku.
– Z czego się śmiejesz, wariatko? To poważna sprawa jest –
zezłościła się Iwona, obserwując Magdę, do której dołączyła Lilka. Obie śmiały
się głośno, ocierając spływające po policzkach łzy.
– Szurnięte jesteście. Obie! Uspokójcie się wreszcie. Lilka,
ty chodzisz z Gawlakiem? Serio?
– Oj tam, zaraz tam chodzę. Żadne chodzę, od czasu do czasu
spotykam się na wino lub na kawę. Czasami na lody. Czy to już chodzenie?
– Na jakie lody? – ożywiła się Iwona. Magda znowu zaczęła
chichotać.
– Cholera jasna! Tobie to tylko jedno w głowie. Na normalne
lody, ja lubię z kawałkami czekolady, on preferuje sorbety, bo mają mniej
kalorii, a on uważa, żeby się nie roztyć.
– Poczekaj. – Magda spoważniała i postanowiła włączyć się do
rozmowy. – Porozmawiajmy na serio. Jak to się stało, że chodzisz z Gawlakiem na
kawę?
– Sama nie wiem. Kiedyś poszłam do przychodni, nastawiłam się
na reprymendę, a ten mnie zaskoczył propozycją kawy. Zrobił to w taki
niewymuszony sposób, że głupio mi było odmówić. Poza tym, same rozumiecie,
Gawlak, który nigdy nie przepuścił okazji, żeby dowalić belfrom, raptem zaprasza
na kawę. Takiej okazji nie mogłam przegapić.
– Patrz, co za cholerny dziad! A mnie żadnych leków na grypę
nie chciał dać i jeszcze mnie do krematorium wysyłał! – oburzyła się Iwona. –
Ale…jakby się zastanowić… To on o ciebie już kiedyś mnie wypytywał.
– Wypytywał? I nic mi nie powiedziałaś?
– Kurczę, nie wiem dlaczego. Początkowo nie zwróciłam na to
uwagi. Ostatecznie Gawlak zawsze się czepiał nauczycielek, więc gdy zaczął z
taką jakąś ni to kpiną, ni to z humorem o ciebie pytać, pomyślałam, że znowu
szuka jakiejś zaczepki. Potem się zdziwiłam, na końcu zapomniałam. A on był po
prostu zainteresowany! Ale powiedz, jaki on jest prywatnie? Też taki
sarkastyczny?
– Trudno mi ocenić. Właściwie to jest błyskotliwie
inteligentny, oczytany, ma poczucie humoru i bardzo się stara.
– Ale? – zapytała Magda, słuchająca uważnie Lilki.
– No właśnie, jest jakieś ale, którego nie jestem w stanie
nazwać. Jest w nim coś takiego obcego. On naprawdę się stara, ale mam wrażenie,
że dużo w tym sztuczności. Jakby nie potrafił być spontaniczny i wszystko brał
na poważnie.
– To zdecyduj się: ma poczucie humoru, czy jest poważny? I żeby
tak to przed nami ukrywać? – Iwona pokręciła z niedowierzaniem głową.
– Krępowałam się wam powiedzieć. Zresztą, Magda była zajęta Leonem,
a ty ciągle kogoś poszukujesz… Postanowiłam, że powiem, kiedy nadarzy się okazja.
– Leon znowu zniknął. Tym razem chyba przez Anielę –
zachichotała Magda. – Niebacznie spędził z nią noc, o czym Aniela powiadomiła
cały blok, gdy rano od niej wychodził. Potem tak go zaczęła prześladować, że
facet zwiał. Ale w jakim stylu! Zaaranżował taką scenę, że ho, ho!
– Jaką scenę, co ty mówisz? – Iwona otworzyła wino i
przyniosła kieliszki.
– Po wspólnie spędzonej nocy Aniela nie dawała mu stanąć:
albo czyhała na klatce schodowej i wciągała go do siebie, uwieszona na jego
szyi, albo gnała na górę i dobijała się do niego. Jakoś tak ze cztery dni temu,
gdy wracał z miasta, ona już czekała przed swoimi drzwiami. Jak się na niego
nie rzuci, jak nie zacznie obcałowywać, a ja przy wizjerze, bo mnie ciekawość
zżerała, to od razu przyznaję. On stanął jak słup soli, a ta go ciągnie do
siebie, i ciągnie, wrzeszczy głośno, żeby wszyscy słyszeli w jakiej to oni
komitywie. I raptem Leon mówi do niej, że musi się przebrać, bo za godzinkę ma
wizytę u lekarza, już się zarejestrował. Ta od razu chciała iść z nim, ale on
wtedy zmarkotniał i mówi, że właściwie to miał nadzieję, że ona po wino
pójdzie, żeby na wieczór było. Aniela jak się nie zakręci, raz jeszcze go
cmoknęła i pobiegła się przebierać, żeby po to wino pójść, a on poszedł do
siebie i…
– I? – spytała Lilka.
– Gdy mijał moje drzwi, puścił oko! – zaśmiała się,
krztusząc się winem. – Aniela zamknęła swoje mieszkanie i ze śpiewem na ustach
pomknęła jak gazela do marketu po wino, a ten pięć minut później zaczął znosić
walizy! Dwa razy obrócił. Na koniec wetknął mi kartkę pod drzwi z jednym słowem
„Przepraszam”. I pobiegł.
– A co z Anielą?
– Wróciła. Czekała. Pewnie najpierw dzwoniła na komórkę,
potem pobiegła na górę. Sterczała pod drzwiami. Zaczęła też się do mnie dobijać,
wredna baba. Aż w końcu oświecił ją pan Stanisław, mówiąc, że Leon do przyjaciół
pojechał, bo jego żona z zagranicy przyjechała i tam się mają spotkać!
– O cię choroba! Jak Aniela zareagowała? – zaciekawiła się Lilka.
– Normalnie! Zabarykadowała się w mieszkaniu. Nie wychodzi
od czterech dni. Ale spokojnie, żyje. Dzisiaj słyszałam, jak śpiewała smętnie.
– Kara za grzechy babę dopadła. – Iwona uniosła kieliszek do
toastu.
– Zranione serce, co zrobić? Musi swoje przecierpieć. Na to
rady nie ma – podsumowała Magda, wznosząc toast z uśmiechem na ustach.
Komentarze
Prześlij komentarz