E jak Ewa (6,7)



– Wiesz, ja wcale nie mam zamiaru cię przepraszać. Nie tym razem. Tak, masz rację, nie przychodź do mnie więcej. Sama musisz rozwiązywać swoje problemy małżeńskie, mnie do tego nie mieszaj. Zamierzam mieszkać wśród tych ludzi i nie chcę, by mnie omijali szerokim łukiem. Myślę, że nareszcie podjęłaś dobrą decyzję.
Ciemny rumieniec zakrył jej policzki, wargi zacisnęły się w wąziutką linię. Tego się nie spodziewała, czyżby próbował się jej pozbyć? I to teraz, gdy dom prawie na ukończeniu i mogliby w nim już wkrótce razem zamieszkać?
– Szkoda, że nie pomyślałeś o tej dobrosąsiedzkiej współpracy, zanim poszliśmy do łóżka. Czyżbyś wtedy nie pamiętał, że sypiasz z żoną przyszłego sąsiada? – wysyczała. Jej ton, wyraźnie zjadliwy, wyprowadził go nieco z równowagi, co za wszelką cenę próbował ukryć. Najgorsze w tym wszystkim było to, że niewątpliwie miała dużo racji. Po jaką cholerę wdawał się w ten, pożal się Boże, romans? Zwłaszcza, że chwile prawdziwego zauroczenia szybko minęły i wypełniły się narzekaniami na nieudolnego męża, podłą teściową i jeszcze podlejszą szwagierkę. Można by było to jakoś przeżyć, gdyby nie fakt, że Aśka zaczęła planować po swojemu urządzanie jego domu, domu, którego jeszcze nie było. To go nieco ostudziło w romansowych zapałach, ale dziewczyna nie dawała się łatwo spławić. Tak naprawdę to przestraszył się tej znajomości, gdy Aśka mimochodem wspomniała któregoś dnia, że jego dom już niedługo nada się do zamieszkania, a wtedy to wszyscy się zdziwią, gdy zobaczą, że zmieniła adres. Początkowo udawał, że nie zrozumiał, ale Aśka nie pozostawiła mu żadnych wątpliwości. Szykowała się do zamieszkania z nim pod jednym dachem i to na dobre. Kupiła nawet firanki. Wprawdzie za pożyczone od niego pieniądze, które kiedyś tam obiecała oddać, ale kupiła. No i ta jej szwagierka… Obserwował ją od jakiegoś czasu. Najpierw z ciekawości rozbudzonej przez Aśkę. Chciał zobaczyć, jak wygląda ten nieużytek, jak o niej mówiła…
(7)
Z początku nawet mu się nie spodobała, taka jakaś szara, przygaszona i wiecznie z dzieckiem, nota bene, z dzieckiem Aśki. Dopiero potem zauważył, że wcale ładna z niej dziewczyna, pewnie na przekór tej drugiej.
– Ależ pamiętam, a jakże. Ta dobrosąsiedzka współpraca coraz bardziej leży mi na sercu. I tak sobie myślę, że czas już to skończyć, nie uważasz? – odpowiedział.
– Zrywasz ze mną?– krzyknęła. – Po tym wszystkim? Przez ciebie chciałam wsadzić własnego męża do pudła, a ty ze mną zrywasz? – Stała przed nim, wymachując torebką, gotowa zdzielić go nią w każdej chwili.
– I co, myślisz, że ujdzie ci to na sucho? – zaśmiała się cichutko. – Naprawdę myślisz, że pozbędziesz się mnie jak niepotrzebnych skarpetek? Masz nadzieję, że ci na to pozwolę?
– Co to ma być, szantaż? Uważaj, panienko, nie groź mi, bo pożałujesz! A teraz zrywaj się stąd i żebyś mi się więcej tutaj nie kręciła, bo być może przypomnę sobie, kto mnie powiadomił, że to młody Napierski wywiózł mój cement. A tak przy okazji, skąd wiedziałaś, że go ukradziono? Uśmiechnął się zagadkowo i odwrócił do niej plecami, idąc w stronę zaparkowanego nie opodal auta. Dziewczyna popatrzyła jeszcze za nim przez chwilę, wzruszyła ramionami i wyszła na drogę, z której widać było skrywającą się wśród zieleni ulicę małych jednorodzinnych domków.
– Pożałujesz, skurwysynu jeden – krzyknęła jeszcze, nim zniknął za drzwiami domu. – I nie pomoże ci nikt i nic, nawet ten twój wiszący w szafie mundurek, harcerzyku pieprzony. Krzyknęłaby jeszcze coś, by nie miał wątpliwości, że się od niej tak łatwo nie odczepi, ale jego już nie było. Zapłaci jej za wszystko, skurwysyn jeden. Już ona coś wymyśli, żeby ją popamiętał. Wlokła się noga za nogą w stronę domu, którego z głębi duszy nienawidziła, w którym mieszkali ludzie, równie znienawidzeni przez nią jak ten stary, zaniedbany dom i płakała. Łzy płynęły jej po twarzy i nie mogła nad nimi zapanować. Tak ją oszukać, tak oszukać, upokorzyć. I co teraz? I co teraz? Przecież nie wytrzyma w tym domu już dłużej, nie wytrzyma ani chwili. Ale dokąd pójść? Żeby ta cholerna matka zechciała jej pomóc, ale to raczej niemożliwe. Nigdy nie mogła na nią liczyć, nigdy. Dla niej zawsze była ta najgorsza, czarna owca rodziny. To przez nią tak młodo wyszła za mąż. Myślała, że to jedyna szansa na wyrwanie się z domu, ale bardzo się myliła, trafiła jak śliwka w kompot. Ale teraz już dłużej w tym kompocie siedzieć nie może. Po prostu nie może. Co by to było, gdyby Zbyszek się dowiedział, kto go posądził o kradzież? Nie chciała nawet o tym myśleć. Musi od niego uciekać, od niego i od tej jego rodzinki. Nie mogła ich wszystkich znieść. Przed domem skręciła na drogę prowadzącą do miasta. Nie miała ochoty wysłuchiwać biadolenia Napierskiej i uwag Ewki. Małpa cholerna, spojrzy na człowieka i wszystkiego się domyśli, pomyślała z nienawiścią. Musi coś zrobić, skontaktuje się z matką i będzie błagać o pomoc. Ostatecznie od kiedy matka wprowadziła się do nowej chałupy, jej mieszkanie stało puste.
A czemu go dotąd nie sprzedała, dla kogo je trzyma? Może coś z tego będzie, musi tylko spróbować. Ma przecież tylko jedną córkę, czas jej o tym przypomnieć.

Komentarze

Popularne posty