E jak Ewa (4,5)
Ewa przyjrzała się uważnie matce, rozsiadła wygodnie na
kanapie, przygotowując w ten sposób do przesłuchania, które zamierzała
przeprowadzić.
– Chcesz mi powiedzieć, że kilka godzin temu siedziałaś na komisariacie, a teraz maglują tam Zbyszka? Dopiero teraz mi o tym mówisz? Miałaś nadzieję, że się nie dowiem, czy co?
– Ach, z tobą tak zawsze! – Matka machnęła niedbale ręką w jej stronę. – Jak zwykle wszystko pokręcisz. Nie byłam wcale na żadnym komisariacie, a Zbyszka zaraz pewnie zwolnią.
– Jak to nie byłaś? Przecież sama powiedziałaś, że byłaś, cytuję…
–Ty mi tutaj niczego nie cytuj, cytatko jedna! – matka wrzasnęła do żywego dotknięta wścibstwem Ewy. – Nie powiedziałam, że na komisariacie byłam. Ja tylko…– kobieta zająknęła się na chwilę, jakby szukając odpowiednich słów – ja tylko z nimi sobie pojeździłam.
Ewa popatrzyła z ciekawością na matkę. No, no, pomyślała, to coś nowego. Matka jeżdżąca sobie z policjantami. Tego jeszcze w ich rodzinie nie było.
– Ustalmy coś, mamo. Po pierwsze, czym z nimi jeździłaś? Po drugie, po jaką cholerę? A po trzecie, czy ktoś cię widział? Bo to musiał być niezły widok, Napierska w charakterze policyjnego konsultanta!
Matka spojrzała na nią z politowaniem, pokręciła lekko głową, jakby rozmawiała z osobą z lekka niedorozwiniętą i głosem pełnym ubolewania zaczęła opowiadać.
– Skoro jeździłam z policją, to wiadomo, że jeździłam ich samochodem, radiowozem zwanym. Gdybyś logicznie pomyślała, to byś sama na to wpadła. Ten nowy, co to buduje się za drogą, pod lasem, oskarżył Zbyszka o kradzież cementu, że niby ślady do naszej działki prowadzą, no i policja musi przecież wszystko sprawdzić. A widzieli mnie wszyscy sąsiedzi,
bo sensacja była na całą naszą ulicę. Bez sensacji się przecież nie da, nie wiesz? Podjechali radiowozem pod dom, policjant przyszedł po mnie, potem ja w jego towarzystwie wsiadłam do samochodu…Sąsiedzi aż z domu powychodzili. Zresztą, co się dziwić, ty też byś wyszła.
– Jak to oskarżył? To można tak oskarżyć człowieka i policja już jedzie? A ciebie po co radiowozem wozili? – Matka zmieszała się nieco i spojrzała na nią spod tak zwanego łba.
– No bo tego cementu podobno dużo było, że jeden człowiek nie mógł go udźwignąć
i pomyśleli… że ktoś mu pomagał. Zawieźli mnie na tę działkę po lasem, żeby ślady butów porównać. Bo te ślady takie małe były, jakby kobiece. Sama rozumiesz, sprawdzić musieli.
– Podejrzewają, że pomagałaś kraść cement?
– Już nie, ślady się nie zgadzają. A z tego co zrozumiałam, to i Zbyszek im też
nie pasuje, ale muszą dokładnie sprawdzić. – Matka, wielce z siebie zadowolona, ruszyła w stronę kuchni, by podgrzać mleko małej, zostawiając ją z oszołomioną Ewą. Świetnie, pomyślała, jakby mało mieli kłopotów. Jedno ją tylko zdziwiło, dlaczego to matkę podejrzewali o udział w tej całej imprezie, przecież logiczne by było podejrzewać ją, Ewę. Jest, ostatecznie, dwa razy młodsza. No, ale tego tak zostawić nie można. Trzeba tę sprawę wyjaśnić i to do końca. Musi iść do tego faceta i spytać, co on sobie myśli. Przez niego matkę obwozili radiowozem po całym województwie, a brata do tej pory nie ma w domu, tak być nie może, cholera jasna.
– Mamo! – wrzasnęła. – Pilnuj małą, idę porozmawiać sobie z tym draniem spod lasu. I nie czekając na odpowiedź matki, wyszła z domu, kierując się wprost na wznoszącą się na tle zielonej ściany drzew białą budowę.
– Chcesz mi powiedzieć, że kilka godzin temu siedziałaś na komisariacie, a teraz maglują tam Zbyszka? Dopiero teraz mi o tym mówisz? Miałaś nadzieję, że się nie dowiem, czy co?
– Ach, z tobą tak zawsze! – Matka machnęła niedbale ręką w jej stronę. – Jak zwykle wszystko pokręcisz. Nie byłam wcale na żadnym komisariacie, a Zbyszka zaraz pewnie zwolnią.
– Jak to nie byłaś? Przecież sama powiedziałaś, że byłaś, cytuję…
–Ty mi tutaj niczego nie cytuj, cytatko jedna! – matka wrzasnęła do żywego dotknięta wścibstwem Ewy. – Nie powiedziałam, że na komisariacie byłam. Ja tylko…– kobieta zająknęła się na chwilę, jakby szukając odpowiednich słów – ja tylko z nimi sobie pojeździłam.
Ewa popatrzyła z ciekawością na matkę. No, no, pomyślała, to coś nowego. Matka jeżdżąca sobie z policjantami. Tego jeszcze w ich rodzinie nie było.
– Ustalmy coś, mamo. Po pierwsze, czym z nimi jeździłaś? Po drugie, po jaką cholerę? A po trzecie, czy ktoś cię widział? Bo to musiał być niezły widok, Napierska w charakterze policyjnego konsultanta!
Matka spojrzała na nią z politowaniem, pokręciła lekko głową, jakby rozmawiała z osobą z lekka niedorozwiniętą i głosem pełnym ubolewania zaczęła opowiadać.
– Skoro jeździłam z policją, to wiadomo, że jeździłam ich samochodem, radiowozem zwanym. Gdybyś logicznie pomyślała, to byś sama na to wpadła. Ten nowy, co to buduje się za drogą, pod lasem, oskarżył Zbyszka o kradzież cementu, że niby ślady do naszej działki prowadzą, no i policja musi przecież wszystko sprawdzić. A widzieli mnie wszyscy sąsiedzi,
bo sensacja była na całą naszą ulicę. Bez sensacji się przecież nie da, nie wiesz? Podjechali radiowozem pod dom, policjant przyszedł po mnie, potem ja w jego towarzystwie wsiadłam do samochodu…Sąsiedzi aż z domu powychodzili. Zresztą, co się dziwić, ty też byś wyszła.
– Jak to oskarżył? To można tak oskarżyć człowieka i policja już jedzie? A ciebie po co radiowozem wozili? – Matka zmieszała się nieco i spojrzała na nią spod tak zwanego łba.
– No bo tego cementu podobno dużo było, że jeden człowiek nie mógł go udźwignąć
i pomyśleli… że ktoś mu pomagał. Zawieźli mnie na tę działkę po lasem, żeby ślady butów porównać. Bo te ślady takie małe były, jakby kobiece. Sama rozumiesz, sprawdzić musieli.
– Podejrzewają, że pomagałaś kraść cement?
– Już nie, ślady się nie zgadzają. A z tego co zrozumiałam, to i Zbyszek im też
nie pasuje, ale muszą dokładnie sprawdzić. – Matka, wielce z siebie zadowolona, ruszyła w stronę kuchni, by podgrzać mleko małej, zostawiając ją z oszołomioną Ewą. Świetnie, pomyślała, jakby mało mieli kłopotów. Jedno ją tylko zdziwiło, dlaczego to matkę podejrzewali o udział w tej całej imprezie, przecież logiczne by było podejrzewać ją, Ewę. Jest, ostatecznie, dwa razy młodsza. No, ale tego tak zostawić nie można. Trzeba tę sprawę wyjaśnić i to do końca. Musi iść do tego faceta i spytać, co on sobie myśli. Przez niego matkę obwozili radiowozem po całym województwie, a brata do tej pory nie ma w domu, tak być nie może, cholera jasna.
– Mamo! – wrzasnęła. – Pilnuj małą, idę porozmawiać sobie z tym draniem spod lasu. I nie czekając na odpowiedź matki, wyszła z domu, kierując się wprost na wznoszącą się na tle zielonej ściany drzew białą budowę.
(5)
Facet zobaczył ją już z daleka, bo wyszedł jej na powitanie,
uśmiechając się ironicznie.
– Pani Napierska! – powiedział, udając zdziwienie. – Cóż panią do mnie sprowadza?
– Pan jeszcze pyta? Jak pan śmiał? Wie pan, co pan narobił?– powiedziała, z trudem opanowując drżenie głosu. – A w ogóle, skąd pan mnie zna?
– A cóż ja takiego zrobiłem?
– Oskarżył pan mojego brata, przez pana moja matka ujrzała radiowóz od środka,
Zbyszek do tej pory nie wrócił z przesłuchania, a pan nie wie, co narobił?
– No cóż, przykro mi, ale to nie moja sprawa. Zostałem okradziony i zgłosiłem ten fakt policji. Reszta już należy do nich. Rozumiem, że ma pani o to pretensję. – Uśmiechnął się skromnie, ukazując garnitur białych zębów.
– Pani Napierska! – powiedział, udając zdziwienie. – Cóż panią do mnie sprowadza?
– Pan jeszcze pyta? Jak pan śmiał? Wie pan, co pan narobił?– powiedziała, z trudem opanowując drżenie głosu. – A w ogóle, skąd pan mnie zna?
– A cóż ja takiego zrobiłem?
– Oskarżył pan mojego brata, przez pana moja matka ujrzała radiowóz od środka,
Zbyszek do tej pory nie wrócił z przesłuchania, a pan nie wie, co narobił?
– No cóż, przykro mi, ale to nie moja sprawa. Zostałem okradziony i zgłosiłem ten fakt policji. Reszta już należy do nich. Rozumiem, że ma pani o to pretensję. – Uśmiechnął się skromnie, ukazując garnitur białych zębów.
– Jeśli pani brat jest niewinny, wszystko się wyjaśni, a ja
zaproszę wówczas panią na kawę. Zresztą, gdyby nawet okazało się coś zupełnie
innego, propozycja kawy pozostanie aktualna. A zwiedzenie radiowozu od środka
nie jest chyba czymś aż tak strasznym, by od razu wywoływać awanturę, prawda? –
Zawarta w jego głosie kpina o mało nie wyprowadziła jej z równowagi. Wiedziała
tylko, że musi nad sobą zapanować. Oparła zaciśnięte w pieści dłonie na
biodrach i wyzywająco spojrzała na stojącego przed nią mężczyznę, powoli
taksując go wzrokiem od stóp do głów, starając się z całych sił wyrazić swoją
pogardę.
– Na kawę? Z panem? Pan wybaczy, ale musi pan sobie znaleźć kogoś na swoim poziomie, sąsiedzie – warknęła przez zaciśnięte zęby, odwróciła się na pięcie i odmaszerowała, żegnana chichotem stojącego przy drodze mężczyzny.
–Widać, że ten pani poziom musi być naprawdę wysoki, skoro do tej pory nikt się nań nie połakomił, co? – usłyszała jeszcze za sobą, ale już się nie odwróciła. Cham, pomyślała tylko i z godnością ruszyła w drogę powrotną do domu. Stał nadal przy prowizorycznie skleconej furtce i patrzył na oddalającą się kobietę. Nawet stąd widział, jak bardzo była wzburzona, wymachiwała rękoma i groziła komuś niewidzialnemu, zataczając w powietrzu kręgi ściśniętą pięścią.
– Poszła już? – Z drewnianej szopki na narzędzia wyszła Aśka, rozglądając się uważnie
na boki. Przyjrzał się jej dokładnie. Starannie uczesane, białe włosy, długie paznokcie, mocny makijaż. Zupełnie inna niż ta, która jeszcze przed chwilą miała ochotę wydrapać mu oczy.
– Poszła, poszła. Twarda jest, nie ma co.
– No sam widzisz! – Aśka uśmiechnęła się triumfująco. – Jest po prostu okropna, taka sama jak ta jej cholerna mamuśka. Teraz widzisz, w jakich warunkach muszę żyć?
– Czemu tego nie zmienisz? Wróć do rodziców, przecież masz dokąd wrócić? – Popatrzyła na niego z niedowierzaniem i puknęła się palcem w czoło.
– Chyba oszalałeś? Moja matka jest jeszcze gorsza od nich. Musiałabym ciągle siedzieć
z dzieciakiem i też nie byłaby zadowolona, na pewno pędziłaby mnie do roboty. Zresztą, ta twoja budowa potrwa już niedługo, jakoś wytrzymam.
– Na kawę? Z panem? Pan wybaczy, ale musi pan sobie znaleźć kogoś na swoim poziomie, sąsiedzie – warknęła przez zaciśnięte zęby, odwróciła się na pięcie i odmaszerowała, żegnana chichotem stojącego przy drodze mężczyzny.
–Widać, że ten pani poziom musi być naprawdę wysoki, skoro do tej pory nikt się nań nie połakomił, co? – usłyszała jeszcze za sobą, ale już się nie odwróciła. Cham, pomyślała tylko i z godnością ruszyła w drogę powrotną do domu. Stał nadal przy prowizorycznie skleconej furtce i patrzył na oddalającą się kobietę. Nawet stąd widział, jak bardzo była wzburzona, wymachiwała rękoma i groziła komuś niewidzialnemu, zataczając w powietrzu kręgi ściśniętą pięścią.
– Poszła już? – Z drewnianej szopki na narzędzia wyszła Aśka, rozglądając się uważnie
na boki. Przyjrzał się jej dokładnie. Starannie uczesane, białe włosy, długie paznokcie, mocny makijaż. Zupełnie inna niż ta, która jeszcze przed chwilą miała ochotę wydrapać mu oczy.
– Poszła, poszła. Twarda jest, nie ma co.
– No sam widzisz! – Aśka uśmiechnęła się triumfująco. – Jest po prostu okropna, taka sama jak ta jej cholerna mamuśka. Teraz widzisz, w jakich warunkach muszę żyć?
– Czemu tego nie zmienisz? Wróć do rodziców, przecież masz dokąd wrócić? – Popatrzyła na niego z niedowierzaniem i puknęła się palcem w czoło.
– Chyba oszalałeś? Moja matka jest jeszcze gorsza od nich. Musiałabym ciągle siedzieć
z dzieciakiem i też nie byłaby zadowolona, na pewno pędziłaby mnie do roboty. Zresztą, ta twoja budowa potrwa już niedługo, jakoś wytrzymam.
Udał, że nie dosłyszał ostatniej uwagi. Sam sobie jest
winien, po cholerę się z nią zadał? Wprawdzie początkowo nie wiedział, że to
mężatka, ale potem już tak… Po co mu to było?
– Boisz się, bo mąż goni cię do pracy? – zachichotał. – Wiesz, wcale się nie dziwię. Ile on zarabia? Pewnie niewiele, co? Czemu właściwie nie chcesz pracować? – Pokręciła głową z niedowierzaniem i znowu popukała się w czoło.
– A co mi po tym przyjdzie? Przecież i tak wypłata nie będzie tylko dla mnie, bo będę musiała ją dołożyć do życia, no nie? Pierdolę taki układ. Od utrzymywania rodziny jest chłop, a nie ja! – Odwróciła się do niego plecami, zamierzając odejść, gdy zadał jej pytanie, które nurtowało go od kilku godzin.
– Boisz się, bo mąż goni cię do pracy? – zachichotał. – Wiesz, wcale się nie dziwię. Ile on zarabia? Pewnie niewiele, co? Czemu właściwie nie chcesz pracować? – Pokręciła głową z niedowierzaniem i znowu popukała się w czoło.
– A co mi po tym przyjdzie? Przecież i tak wypłata nie będzie tylko dla mnie, bo będę musiała ją dołożyć do życia, no nie? Pierdolę taki układ. Od utrzymywania rodziny jest chłop, a nie ja! – Odwróciła się do niego plecami, zamierzając odejść, gdy zadał jej pytanie, które nurtowało go od kilku godzin.
– Dlaczego powiedziałaś mi, że to twój mąż ukradł ten
cement?
– Co?– zapytała zdziwiona. – Jak to, czemu? Przecież ukradł, no nie?
– To nie jest takie pewne – odpowiedział, nie spuszczając z niej wzroku. – A właściwie jest pewne to, że on tego nie zrobił. Po co rzuciłaś na niego podejrzenie?
– Ty chyba głupi jesteś, wiesz!– wrzasnęła. – Chciałam ci tylko pomóc, a ty tak mi się odwdzięczasz? Wiesz, ja chyba więcej do ciebie nie przyjdę! – zagroziła. – Nie życzę sobie, żebyś mnie tak traktował. Jej nadąsana mina świadczyła, że czuje się bardzo pewnie, na tyle pewnie, by sądzić, że zaraz padną słowa przeprosin.
– Nie przyjdziesz więcej? – zapytał, uważnie się przyglądając. – Ty miałabyś nie przyjść?– zaśmiał się. – Jak cię znam, przygnasz tu już jutro.
– Co?– zapytała zdziwiona. – Jak to, czemu? Przecież ukradł, no nie?
– To nie jest takie pewne – odpowiedział, nie spuszczając z niej wzroku. – A właściwie jest pewne to, że on tego nie zrobił. Po co rzuciłaś na niego podejrzenie?
– Ty chyba głupi jesteś, wiesz!– wrzasnęła. – Chciałam ci tylko pomóc, a ty tak mi się odwdzięczasz? Wiesz, ja chyba więcej do ciebie nie przyjdę! – zagroziła. – Nie życzę sobie, żebyś mnie tak traktował. Jej nadąsana mina świadczyła, że czuje się bardzo pewnie, na tyle pewnie, by sądzić, że zaraz padną słowa przeprosin.
– Nie przyjdziesz więcej? – zapytał, uważnie się przyglądając. – Ty miałabyś nie przyjść?– zaśmiał się. – Jak cię znam, przygnasz tu już jutro.
Aśka poczuła się dotknięta i to na dobre.
–To ja decyduję do kogo chodzę, zapamiętaj sobie! – krzyknęła. – Nie tacy jak ty oglądają się za mną! Uważaj, bo będziesz wył do księżyca, jak jutro się nie zjawię. A ja naprawdę nie przyjdę. Nie dam się tak łatwo przeprosić, nie myśl sobie.
–To ja decyduję do kogo chodzę, zapamiętaj sobie! – krzyknęła. – Nie tacy jak ty oglądają się za mną! Uważaj, bo będziesz wył do księżyca, jak jutro się nie zjawię. A ja naprawdę nie przyjdę. Nie dam się tak łatwo przeprosić, nie myśl sobie.
Przyjrzał jej się z uwagą. Stała naprzeciwko niego z miną
kogoś, kto przywykł do zbierania hołdów i komplementów. Jak ktoś taki mógł mu
się spodobać?
Komentarze
Prześlij komentarz