E jak Ewa (3)



– Jagoda się obudziła, pójdziesz do niej?– Matka uniosła głowę znad pojemnika, w którym dźwigała ziemniaki.
– A gdzie to nasza matka Polka? – spytała matkę z przekąsem Ewa. Znowu załatwia jakieś niecierpiące zwłoki sprawy i nie może się zająć dzieckiem? Wbiła szpadel w ziemię i rozprostowała plecy. Zła na siebie, matkę i cały świat ruszyła w stronę domu. Czasami miała wszystkiego dosyć. Ciągłego braku pieniędzy, zajmowania się domem, wypełniania obowiązków, którymi jakoś tak niezauważenie zaczęli obarczać ją domownicy. Jak mogła się tak dać w to wszystko wmanewrować? I jeszcze teraz to nieszczęsne małżeństwo brata. Ożenił się i sprowadził żonę do matki. Cisnęli się wszyscy w niedużym domku, dzieląc się kuchnią i łazienką. Nie byłoby może tak źle, gdyby małżeńskie pożycie młodych układało się inaczej. Ale właściwie tego, co ich łączyło, nie można było nazwać życiem. Nieustanne kłótnie, wręcz awantury, przenoszone z ich pokoiku na poddaszu na dół do matki i Ewy, dawały się tej ostatniej szczególnie we znaki. Do tego dochodziła jeszcze kwestia opieki nad półtoraroczną Jagodą. Aśka niezbyt dobrze widziała się w roli matki, a ciągłe pretensje do życia na pełnych obrotach sprawiały, że w domu coraz częściej bywała, zamiast mieszkać. Zbyszek też był dobry. Tolerował to jej „bywanie”, dopóki mu to odpowiadało, gdy tylko w jakiś sposób zaczynało być nie na rękę, kończyło się awanturą, którą słyszeli bliżsi i dalsi sąsiedzi. Jagoda stała w swoim łóżeczku, trzymając się jego szczebli i krzycząc ile sił w płucach. Wraz z pojawieniem się w pokoju Ewy, łzy natychmiast przestały ściekać po krągłej buzi i dziewczynka, uradowana, wyciągnęła do niej pulchne rączki.
– No i co, maleńka? Gdzie ta twoja matka? Tatulka też nie ma, co? Biedne dziecko, niby ma rodziców, a jakby ich wcale nie miała. – Ewa zaczęła uwalniać dziecko od ciężkiej i ciepłej jeszcze pieluchy, gdy weszła jej matka.
– A właściwie to gdzie Zbychu?– spytała. – Przecież powinien być w domu?
Matka nie odpowiedziała od razu. Przez chwilę bawiła się z leżącą na kanapie wnuczką, westchnęła ciężko i siadła w fotelu.
– Zbyszek jest na policji – odparła, nie patrząc na córkę. Przyjechali po niego zaraz jak wrócił z pracy. Pojechał z nimi i do tej pory go nie ma.
Ewa popatrzyła na matkę z niedowierzaniem.
– Jak to na policji? Po jaką cholerę tam poszedł? O, czyżby ta pinda coś narozrabiała? A może się poskarżyła?– spytała z lekkim rozbawieniem, przypominając sobie ostatnią awanturę młodych. Aśka znowu miała pretensje do Zbyszka, że za mało zarobił, a ten nie pozostał jej dłużny. Kłótnia trwała kilka godzin, aż w końcu Zbyszek zdenerwował się, złapał żonę za kołnierz i pasek od spodni i wystawił za drzwi. Nie wpuściłby jej pewnie tak prędko, gdyby nie to, że Aśka zaczęła rzucać w drzwi grudami ziemi i darła się przy tym jak opętana. Matka próbowała interweniować, ale wtedy młodzi oboje zgodnie stwierdzili, że to ich sprawa i nikt nie może się wtrącać.
– Obawiam się, że to nie ona. Zresztą, ja też tam byłam. – Matka spuściła głowę, jakby bojąc się spojrzeć jej w oczy.
– Gdzie byłaś?
– Głucha jesteś? – Krystyna zdenerwowała się chwilową tępotą córki.– Na policji, mówię przecież.

Komentarze

Popularne posty