E jak Ewa (2)



– Ewuniu – powiedziała cicho, prostując od dłuższego czasu pochylone plecy. – Czy na pewno przemyślałaś swoją decyzję? Jeszcze możesz ją zmienić, nie jest za późno.
Dziewczyna nie odezwała się słowem, pochyliła się jeszcze bardziej do przodu i kopała zawzięcie.
– Ewa…
– Mamo, daj mi spokój! Po co drążyć ten temat w nieskończoność?
– To w takim bądź razie, powiedz mi chociaż, co się stało?
– Daj mi spokój! Głos dziewczyny stał się niebezpiecznie wysoki, dziwnie piskliwy, jakby za chwilę miała zacząć płakać. Dlaczego matka nie może zrozumieć, że nie chce widzieć tego przeklętego Mirka już nigdy więcej? Nie po tym, co jej zrobił! Myślała, że oszaleje, gdy przypadkiem podsłuchała jego rozmowę z kolegą. Właściwie to sama nie wiedziała, jak do tego doszło. Wiedziała, że nie należy stać pod tymi drzwiami, że zaraz usłyszy coś niedobrego, ale była jak zahipnotyzowana. Tyle upokorzenia! Boże! Nigdy przedtem nie przeżyła takiego rozczarowania. I ona miałaby, jak gdyby nic, spotykać się z tym człowiekiem? Z człowiekiem, który mówił o niej w tak ordynarny sposób? Nigdy w życiu! O swoim odkryciu nie powiedziała nikomu, nawet Kaśce, swojej najlepszej przyjaciółce. Ma zresztą już dwadzieścia dziewięć lat i nie musi o wszystkim informować matki. W końcu o czym tu mówić? Opowiedzieć o wszystkim matce? Przeżywać na nowo upokorzenie? Przecież wie, co matka by powiedziała. Najpierw by pomstowała na Mirka i zarzekała się, że jego noga nigdy już nie przestąpi ich progu, a potem zaczęłaby drążyć temat od początku w poszukiwaniu okoliczności łagodzących. Ostatecznie Mirek od początku jej się bardzo podobał, taki był zawsze taktowny i miły. Umiał się nieźle maskować, drań jeden, pomyślała z nienawiścią. Dobrze zrobiła, łamiąc to cholerne kółeczko zdobiące jego mercedesa. Musiał się wściec, gdy to zobaczył. Dbał o to auto jak o człowieka. I tak miał dużo szczęścia, że nie porysowała mu karoserii. Uśmiechnęła się z mściwą satysfakcją. Wściekle zaatakowała łopatą kolejną piędź ziemi, próbując zagłuszyć wstyd i poczucie winy, które dawały jej się we znaki. Jak do tego doszło, że ona, kobieta poważna, stateczna i wykształcona samą siebie tak poniżyła? Rany boskie, pomyślała z przerażeniem, a jakby ją ktoś zauważył majstrującą przy tym samochodzie? Jak by się tłumaczyła? Mirek by jej tego nie darował. Zresztą, czy mogłaby mu się dziwić? Jak mogła doprowadzić siebie do takiego stanu? Poza tym narobiła mu kłopotów, a właściwie i nie owijając w bawełnę, zdewastowała auto. Nie miała pojęcia, ile kosztuje naprawienie szkód, ale była pewna, że niemało. Co mercedes, to mercedes. I jak tu teraz postąpić? W jaki sposób dowiedzieć się, ile Mirek zapłacił za tę naprawę? Jak mu oddać pieniądze, żeby się nie dowiedział, kto mu je oddaje? Bo przyznawać się nie miała zamiaru. Co to, to nie. I po cholerę jej to wszystko było? Taki wstyd, tyle kłopotów i przez kogo? Tyle razy obiecywała sobie, że ona nie będzie cierpieć przez żadnego chłopa a tu masz babo placek. Nie dość że cierpi, to jeszcze się wstydzi. Żeby się tylko w domu nie dowiedzieli, co zrobiła, bo żyć by jej nie dali. Mogła sobie prawie wyobrazić rechot Zbyszka i matkę kiwającą głową w niemym zdumieniu. Panującą ciszę przerwał nagle płacz dziecka.

Komentarze

Popularne posty