Końca świata nie będzie (87)
– No, no, aleś się odsztafirowała – zaśmiał się na jej widok,
mrużąc oko, co pewnie miało oznaczać uznanie, co najpierw ją zdenerwowało,
potem wprawiło w przygnębienie. Po jaką cholerę umówiła się na tę randkę? Ma
tyle lat, syn dorosły, żenił się pewnie niedługo będzie, wnuki się pojawią, a
ona się umówiła na randkę z jakimś dupkiem i to w dodatku przez Internet. Czy
jej już całkowicie odbiło? Mało jej było tych nieudanych randek, tych zwodów,
wariacji, przez które potem wstydziła się całe tygodnie spojrzeć w lustro? I
znowu to zrobiła. Umówiła się z tym gamoniem, który teraz najwyraźniej z niej
kpił, a przecież pisząc z nim na czacie, zauważyła, że ciągle trzymały się go żarty.
Dlaczego jej to nie przeszkadzało? Dlaczego więc teraz się tak zdenerwowała? Powinna
odwrócić się na pięcie i odejść, zostawiając tego idiotę na ulicy, ale się krepowała.
Po prostu bała się, że facet zacznie się z niej śmiać, więc mimo zwarzonego
humoru postanowiła zachować klasę, wypić kawę, porozmawiać i się ewakuować
zaraz potem bez planów na następne spotkanie.
– Daj spokój, to był komplement – uśmiechnął się, domyślając
się jej konsternacji.
– Cóż, poczucie humoru masz nieco przaśne, ale skoro inaczej
nie umiesz… – spojrzała na witrynę księgarni, przed którą się spotkali. Pomyślała,
że niezły z niego buc, zamiast umówić się od razu w kawiarni, poprosił, żeby
przyszła pod księgarnię. Chciał jej pokazać, że taki z niego intelektualista?
Komediant jeden.
– Z tyłu jest kawiarenka, idziemy? – zapytał z uśmiechem
przylepionym do twarzy, co coraz bardziej ją wkurzało. Za księgarnią
rzeczywiście znajdowała się kawiarenka ze stolikami wystawionymi na zewnątrz. Koniec
września był tak ciepły, że z powodzeniem można było wypić kawę na powietrzu. Dopiero
gdy poszedł do baru, przyjrzała mu się i stwierdziła, że nieciekawy z niego typ.
Trochę wyższy od niej, siwy i ubrany jakoś tak dziwnie: jasne spodnie i koszula
aż prosiły się o uprasowanie. Od razu było widać, że nie przywiązywał zbyt dużej
wagi do własnego wyglądu. Później zauważyła, że ma zadbane dłonie i krótko
przycięte paznokcie.
– Mam na imię Bogdan – powiedział, spoglądając na nią znad
filiżanki z kawą.
– A mówiłeś, że Janusz – odparła z pretensją w głosie.
– Daj spokój, to takie czatowe imię. Przecież nie będę podawał
prawdziwych danych na czacie. A twoje? Ale to prawdziwe.
– Iwona. Ja nie mam czatowego imienia.
– Naprawdę masz na imię Iwona? Ale jaja – zaśmiał się głośno,
odchylając głowę do tyłu i pokazując białe zęby.
– Cóż, widzę, że to niewypał. – Iwona odstawiła filiżankę. –
Zapłacę za siebie. I dziękuję za spotkanie. – Wyjęła portmonetkę, żeby zapłacić
za kawę, ale jej nie pozwolił.
– No daj spokój, proszę. Czemu się denerwujesz? Może jednak
porozmawiamy?
– Przepraszam, ale ty nie rozmawiasz.
– Kurczę, to jedna z moich wad, przepraszam. Daj mi szansę.
Co ci szkodzi? Wypijemy kawę, porozmawiamy. – Przez chwilę biła się z myślami,
nie wiedząc, co zrobić – wyjść, zostać? Najchętniej uciekłaby stamtąd gdzie
pieprz rośnie, ale jednak usiadła, modląc się w duchu, żeby czas zaczął
galopować.
– To czym się zajmujesz? – zagadnął.
– Przecież pisałam, pracuje w przedszkolu. A ty? Jesteś
kierowcą? Czy to też czatowe zajęcie?
– Nie, to prawda. Jestem kierowcą, pracuje w firmie
kurierskiej. Rozwożę przesyłki – dodał jakby musiał wyjaśnić, czym zajmuje się kurier.
– To nie jest męczące zajęcie? Tak nieustannie jeździć,
rozwozić te paczki?
– Nie, ja lubię jeździć. To mnie odpręża, mimo że za kierownicą
ciągle trzeba uważać.
– A żonie jak na imię? – zagadnęła, co skwitował wybuchem śmiechu.
– Przebiegła jak lisica. Szkoda, że nie ruda.
– Dlaczego szkoda? Rude są wredne przecież.
– Ja lubię wyzwania. Chociaż, ty do potulnych blondynek nie
należysz, więc jesteś w moim typie. – Popatrzyła na niego, kręcąc z dezaprobatą
głową. On jej się zdecydowanie nie podobał.
Komentarze
Prześlij komentarz