Końca świata nie będzie (82)



Madziu!
Proszę, przeczytaj tego maila, mimo że chcesz go pewnie już teraz skasować. Daj mi szansę na wytłumaczenie. Wiem, że zachowałem się jak sztubak, czy raczej szczeniak i masz prawo myśleć o mnie jak najgorzej, ale daj mi szansę na wyjaśnienie mojego zachowania, proszę! Wiem, że to, co teraz napiszę, pewnie Cię zdenerwuje albo rozśmieszy, albo jedno i drugie, ale mimo wszystko zaryzykuję ­– jesteś mi bardzo bliska. Zauważyłem Cię już w pierwszych dniach po przeprowadzce. Pomyślałem, że jesteś piękna, naturalna i zupełnie inna od kobiet otaczających mnie dotychczas, mimo tego nie planowałem rozpoczynania znajomości. Jeśli mi dasz szansę i przeczytasz ten list, zaraz wytłumaczę dlaczego. Moje życie nie było sielanką. O dzieciństwie pisać nie zamierzam, bo to by było komiczne: sześćdziesięciopięciolatek użalający się nad nieudanym dzieciństwem zdominowanym przez matkę alkoholiczkę i ojca despotę. Ważniejsze jest to, co zrobiłem potem. Ożeniłem się, zdradziłem, rozwiodłem, porzucając żonę i synka, ożeniłem i… wpadłem jak śliwka w kompot. W przeciwieństwie do pierwszej żony ta druga nie była ani ugodowa, ani przyjacielska, ani gospodarna. Gospodarna? Śmieszne słowo, prawda? Taki staroć, który w małżeństwie nabiera całkiem aktualnego znaczenia. Drugie małżeństwo to pasmo awantur, długów, policyjnych interwencji i żądań ze strony drugiej żony. To udręki i nieustanne wyciąganie pasierba z kłopotów. To tragedia po samobójstwie mojego syna z pierwszego małżeństwa. To krzyk jego matki na pogrzebie, że mój jedyny syn zabił się przeze mnie. To nieustannie towarzyszące mi poczucie winy, zżerające mnie od środka rozpacz i ból, których nie sposób ukoić; to przeświadczenie, że zepsułem wszystko i niczego nie da się już naprawić, bo i jak? Próbowałem się po raz drugi rozwieść, ale się nie udało. Moja druga żona w sądzie zagrała mistrzowsko: płakała, krzyczała, że kocha, że się nią bawiłem, że chcę porzucić, bo znalazłem inną i rozwodu nie dostałem. Tak, Madziu, ja nie jestem wolnym człowiekiem. Dlaczego nie chciała się rozwieść? Jestem od niej dużo starszy, powiedziała mi, że po mojej śmierci będzie mieć po mnie emeryturę, która jest godna uwagi, a ta jej się należy jak psu micha, poza tym miałem piękne mieszkanie. Zbieg okoliczności sprawił, że moja żona zgodziła się na rozdzielność majątkową, a właściwie nie tyle się zgodziła, ile ja ją do tego przymusiłem, używając szantażu. Stawką w naszej chorej grze stał się jej ukochany syn i nie miała innego wyjścia jak zgodzić się na moje żądania. Chciałem uciec, więc uciekłem, oddając jej mieszkanie. Nie wiem, czy przy rozdzielności majątkowej będzie mogła przejąć po mnie emeryturę, ale to już mnie nie interesuje. Mam dość. Byłem kiedyś w Waszych okolicach, bardzo mi się spodobały. Ten ogrom lasów mnie zachwycił. Za odprawę emerytalną i oszczędności kupiłem mieszkanie i… poznałem Ciebie. Niczego nie planowałem, po prostu samo wyszło. Odkryłem w Tobie wspaniałego towarzysza rozmów, z którym można dzielić pasje, rozterki, ale i zainteresowania. Nasze wspólne wypady do kina, nasze kolacje, nasze spacery… Przy Tobie odżyłem, znowu poczułem się mężczyzną, zacząłem dbać o zdrowie, bo nie jest ono w najlepszym stanie. Wmawiałem sobie, że po tym, co zrobiłem ze swoim życiem i po tych wszystkich krzywdach wyrządzonych moim najbliższym nie mam prawa do szczęścia, ale byłem szczęśliwy, myśląc o Tobie, rozmawiając z Tobą, będąc blisko. A potem nastąpiło to, co nastąpić musiało… Nasz seks… Nigdy wcześniej nie byłem tak szczęśliwy! Zasnęłaś, a ja czuwałem nad Twoim snem, całując Twoje ciało tak, by Cię nie zbudzić. A potem, nad ranem, uświadomiłem sobie, że nie mam prawa! Jakie miałem prawo wprowadzać w Twoje życie moją szaloną żonę, moje choroby, moje koszmary? Czy nie miałaś dość własnych? Spanikowałem. Wyobraziłem sobie, jak moja przeszłość mnie odnajduje i wdziera się z impetem w Twój spokojny świat, burząc go i sprowadzając do poziomu rynsztokowych awantur i uciekłem. Uciekłem jak tchórz. Nim się poznaliśmy, przyjąłem zaproszenie od przyjaciół, miałem spędzić z nimi parę tygodni na Mazurach, a potem jechać nad morze. Wykorzystałem to zaproszenie. Nie myśl, że uciekałem nieświadomy tego, co robię. Dobrze wiedziałem, że Ciebie zranię, znikając bez śladu, wyłączając komórkę i nie odpowiadając na maile, a jednak to zrobiłem. Wtedy, na plaży… Ta kobieta to żona mojego przyjaciela. Znamy się od zawsze, chociaż nie będę zaprzeczać – moi znajomi przedstawili mi swoją znajomą, która zabrała się z nami nad morze… Myślałem, że dzięki niej uwolnię się od myśli o Tobie, bo nie chciałem o Tobie myśleć. Pomyślisz, że łajdak ze mnie, skoro naraziłem kolejna kobietę na złudne nadzieje i będziesz mieć rację. Jestem łajdakiem. Ja wiem, że nie mam prawa prosić Cię o wybaczenie, ale jednak zaryzykuję. Jeżeli mi wybaczysz, jeżeli zniesiesz to, że mam żonę, od której nie umiałem się dotychczas uwolnić i prawdopodobnie nie zdołam się uwolnić, bojąc się ujawnić miejsce mojego pobytu, jeżeli dasz radę żyć z moim nadciśnieniem, kołataniem serca i siennym katarem, to jestem gotów kochać Cię i być z Tobą aż do mojej śmierci. Po tej rozłące wiem, że jesteś wszystkim, czego mi potrzeba do życia. Wybaczysz mi? Nie żądam odpowiedzi natychmiast, wiem, że na właściwą decyzję muszę poczekać, ale ja jestem cierpliwy.
                                                                            Z miłością
                                                                                                            Leon

Komentarze

Popularne posty