Końca świata nie będzie (77)
Wreszcie się udało. Pojechały razem nad morze, chociaż tuż
przed samym wyjazdem sprawy zaczęły się jakoś dziwnie komplikować i Lilka pomyślała
nawet, że chyba będą musiały ten oczekiwany przez cały rok wypad nad Bałtyk
odwołać. Magda czuła się znieważona przez Leona, który nadal nie dawał znaku życia,
do tego stopnia, że dosłownie zamknęła się w swoim mieszkaniu. Ta cholerna baba
mieszkająca piętro niżej dokładała jej nieźle do pieca. Po pierwszym szoku
wywołanym interwencją policji bardzo szybko doszła do siebie i zaczęła Magdę
szykanować. Czuwała przy wizjerze i wychodziła na klatkę schodową za każdym
razem, gdy Magda wchodziła lub wychodziła z mieszkania, kładąc rękę teatralnym
gestem na klatkę piersiową w okolicy serca i wzdychając przy tym dramatycznie. Pozwalała
sobie na jeszcze więcej. A to krzyczała rozdzierająco „Leosiu mój, Leosiu, ach,
gdzie jesteś, gdzie?”, a to znowu śpiewała rzewnie „Ta ostatnia niedziela, dzisiaj
się rozstaniemy”. Magda wyniośle udawała obojętność, ale kosztowało ją to
zszargane nerwy, starała się wychodzić z domu jak najrzadziej. Iwona po
kolejnym nieudanym związku popadła w jakąś apatię, stwierdziwszy, że jest do
niczego. Powiedziała nawet, że mężczyźni zauważają tę jej beznadziejność i to
dlatego od niej uciekają. Po co więc ma jechać nad jakieś morze, wydawać niepotrzebnie
pieniądze, skoro nikogo nie pozna, a tylko się zdenerwuje, widząc wokół siebie
same szczęśliwe, zakochane pary? Lilka włożyła wiele wysiłku w nakłonienie
przyjaciółek do skorzystania z wcześniejszej rezerwacji. Wylegiwały się teraz
na plaży, korzystając z pięknej pogody. Postanowiły po prostu odpocząć. Lilka
przekonała Iwonę, że nie warto ganiać od dancingu do dancingu w poszukiwaniu
nowych znajomości, bo nawet jeśli je zawrą, to nie będą one miały szansy na
przetrwanie. Wakacyjne romanse zaczynały się i zwykle kończyły na urlopie, a po
nim skruszeni mężowie, którym udało się samotnie wyjechać na wczasy, wracali
stęsknieni do swoich żon. Po jaką cholerę więc wdawać się w kolejny nieudany
romans? Jeszcze gdyby o to właśnie im chodziło, to pal sześć romans. Po prostu
by się bawiły, ale przecież celem żadnej z nich nie były romanse. Marzyły
raczej o stałym związku opartym na przyjaźni i wspólnych zainteresowaniach. Każda
z nich chciała raczej poznać kogoś, z kim nie tylko można by romansować i dobrze
się bawić, wspólnie spędzając czas, ale wszystkie chciały poznać kogoś, kto
byłby wsparciem w trudnych chwilach, a na takie znajomości nie mogły liczyć na
urlopie. Spały więc do dziewiątej, po porannym prysznicu szły na przepyszną kawę
z gorącym spienionym mlekiem, zjadały lekkie śniadanie, kupowały gazety i
ruszały na plażę, planując, gdzie pójdą na obiad i co zjedzą. To był ich
poranny rytuał. Po obiedzie spacerowały brzegiem morza, zachodziły na zimne
piwo i na oszklonym przed wiatrem tarasie obserwowały połyskujące w blasku
słońca morze, nie spiesząc się, rozmawiając i obserwując rodziny z małymi czy
też nastoletnimi dziećmi, które siedziały przy stolikach z naburmuszonymi
minami i co chwilę kłóciły się z rodzicami. Wieczorami zmierzały do portowej
knajpki, gdzie jakiś wynajęty grajek rozpraszał smutki gości, grając jazz i
robiąc za gwiazdę. Już po czterech dniach czuły się odprężone i wypoczęte, a
ich skóra zaczynała nosić ślady intensywnych kąpieli słonecznych.
– Ciekawe, co by Gawlak powiedział, widząc nas rozłożone na
plaży w pełnym słońcu? – zaczęła się zastanawiać Iwona.
– Nic. Nazwałby nas trzema fokami i odwróciłby wzrok ku
ciałom dwadzieścia pięć lat młodszym – zapewniła Magda.
– Ciekawe, z kim on chodzi? To musi być jakaś cierpiętnica,
nie uważacie? – drążyła Iwona. Lilka zasłoniła twarz bluzką, nie biorąc udziału
w tej dyskusji. Miała nadzieję, że koleżanki nie zauważą jej zmieszania. Serce
waliło jej jak oszalałe i sama nie wiedziała, co jest tego powodem: czy fakt,
że Gawlak mógł z kimś chodzić, czy też możliwość, że tą jego wybranką mogła być
ona?
– Lilka? Śpisz? –
Magda dotknęła jej ręki, bojąc się, że zasnęła na słońcu.
– Nie, ale nie chce mi się gadać. Mówcie, mówcie, ja
słucham.
– Nie macie dość? Czuję, że się zaraz upiekę. Może piwo? –
Iwona zaczęła zbierać swoje rzeczy, nie czekając na odpowiedź koleżanek. Lilka
odetchnęła z ulgą, mając nadzieję na zmianę tematu. Nie chciała brała udziału w
tej dyskusji o Gawlaku. Sama nie wiedziała, co ma myśleć o tym człowieku i o
ich spotkaniach. Nie powiedziała o nich dziewczynom na początku, więc teraz byłoby
jej trudno.
– No nie, kurwa! – usłyszała Magdę.
– Co się dzieje? – Iwona stała tuż za jej plecami, podążając
za wzrokiem koleżanki.
– To ten ciul, kurwa! Patrzcie – wyciągnęła przed siebie
rękę, wskazując leżącego na kocu szczupłego, spalonego słońcem mężczyznę,
nacierającego leżącą na kocu kobietę, z którą o czymś wesoło rozmawiał.
– Za mną, kurwa! I podnosić te giry wysoko – zarządziła
Magda, kierując się prosto na nich i obsypując kobietę obficie piaskiem. Jej
śladem ruszyły Iwona z Lilką, nie przejmując się głośnymi protestami
wysmarowanej olejkiem kobiety.
– Kultury trochę! – upomniał zdecydowanym tonem opalony
facet.
– Że co? – warknęła Magda, zginając się w pół i nachylając
nad facetem, który zaniemówił.
– Kto to był? – zapytała zaciekawiona Iwona, chociaż Lilka
już się tego domyśliła.
– Leon – wysyczała Magda. Jej twarz, purpurowa ze złości,
świadczyła o ogromnym wzburzeniu.
Komentarze
Prześlij komentarz