Końca świata nie będzie (74)
Emilia zauważyła, że z Martą dzieje się coś dziwnego.
Wracała do domu późną nocą, nie mówiła, gdzie i z kim spędzała czas. Początkowo
myślała, że Marta na poważnie spotyka się z Julianem, przystojnym prawnikiem, o
którym jeszcze nie tak dawno mówiła z wyraźnym podekscytowanym. Zresztą sama
Marta nie wyprowadziła babci z błędu, gdy ta sugerowała, że wnuczka
zaangażowała się w nową znajomość. Sekundowały jej obie z Lilką, licząc, że
przy Julianie Marta odzyska pewność siebie i znowu zacznie się cieszyć życiem.
Dopiero, gdy Julian zapukał kiedyś do drzwi ich domu z pytaniem o Martę, której
nie widział już od miesiąca, Emilia zaczęła się zastanawiać, kim jest ten inny
tajemniczy mężczyzna. Nie wiedziała, co o tym wszystkim sądzić. Przyznawała
wnuczce prawo do tajemnic i własnych wyborów, ale przeczucie mówiło jej, że ta
tajemnica nie ma w sobie nic romantycznego, a podyktowana jest raczej wstydem.
Kogo lub czego mogła się wstydzić Marta? Emilia zadzwoniła do Lilki i obie
doszły do tego samego wniosku. Marta ukrywała przed nimi swoją nową znajomość.
Dlaczego? Bo pewnie facet był żonaty. Emilia wyglądała na strapioną, Lilka się
od razu zdenerwowała. W duchu wyrzucała sobie, że Marta pewnie wzięła przykład z
niej i dlatego wmanewrowała się w jakiś pokręcony romans z jeszcze jednym
nieszczęśliwym i nierozumianym przez żonę mężusiem. Najbardziej męczyła ją myśl,
że gdyby te przypuszczenia okazały się prawdziwe, Lilka nie znajdzie
argumentów, by wybić Marcie te randki z głowy, bo i jak? W przypływie paniki
opowiedziała o tej swojej nieszczęsnej przygodzie Emilii, która pomyślała,
pokiwała głową i na koniec fuknęła, żeby Lilka nie gadała głupot. Nie ma
sposobu na ochronę przed oszustami, każdy może dać się nabrać, a już szczególnie
ten, kto szuka miłości. Dopiero po jakichś dwóch tygodniach od spotkania z Lilką
Emilia zauważyła, że w pokoju Marty pojawiło się jej zdjęcie z jakimś młodym
mężczyzną. Był ciemnowłosy, szczupły i wysoki. Obejmował Martę ramieniem,
uśmiechał się do obiektywu z miną zdobywcy. Lilce wystarczyło tylko jedno
spojrzenie na fotografię, żeby rozpoznać na niej Oliwiera. Przez moment
myślała, że Marta wyjęła skądś to zdjęcie ot tak, i wcale nie musi ono oznaczać
powrotu do byłego chłopaka, mistrza manipulacji, przez którego przecież
chorowała i czuła się upokarzana. Emilia szybko jednak sprowadziła ją na
ziemię.
– Kochanie, Marta
opowiadała mi o tym Oliwierze. To człowiek lubiący pieniądze, a Marta je teraz
ma. Pamiętasz? Marta nagle stała się majętną młodą kobietą. Ma swój dom i
niezłe konto. – Lilce ścierpła skóra. Emilia miała rację. Ta stara kobieta była
naprawdę mądra. Analizowała sytuację bez emocji, znała naturę ludzką, wiedziała,
czego się można po ludziach spodziewać.
– Emilia, jeżeli ona znowu zejdzie się z Oliwierem… Boję
się, że ten dom… Rozumiesz? Jeżeli on namówi ją na sprzedaż tego domu, to może
się stać coś złego. Ale proszę cię, nie martw się. W razie najgorszego
zamieszkamy razem. – Emilia zaśmiała się, biorąc ją za rękę.
– Ileż ja straciłam, trzymając się od was tyle lat z daleka.
Jesteście obie jedyne w swoim rodzaju, i ty, i Marta. Ela też taka była.
– Emilia, musimy wziąć wszystkie możliwości pod uwagę.
Naprawdę.
– Wiem, kochanie, ale nie panikujmy. Marta jest mądra. W
końcu przejrzy na oczy, ale gdyby jednak ją zamroczyło… – zawahała się – Marta
nie będzie mogła sprzedać domu przez pięć lat. To jest jakiś czas. Pieniędzy z
konta też tak od razu nie ruszy, zadbałam o to. Nie urodziłam się wczoraj,
wiem, co się może zdarzyć, zabezpieczyłam nie tylko Martę, ale i siebie. – Lilka
odetchnęła na chwilę z ulgą.
– Jak on się o tym dowiedział? – zaczęła się zastanawiać. –
Wydawało mi się, że zerwali ze sobą wszystkie kontakty.
– Dzieliło ich tylko niecałe pięćdziesiąt kilometrów, mieli
wspólnych znajomych, ktoś pewnie musiał powiedzieć, że Marcie się dobrze
powodzi. A ktoś, kto jest łasy na pieniądze, wywęszy je z większej odległości
niż kilkadziesiąt kilometrów.
– Co robimy? – spytała Lilka. – Udajemy, że nic się nie
dzieje? Przemawiamy do rozsądku? Odpędzamy dupka?
– Gdyby to było takie łatwe – westchnęła Emilia. – Nie
zdołałam odpędzić Grażyny od Marka, chociaż się bardzo starałam. Właściwie to
oni oboje odpędzili mnie od Eli i Marty.
– Kurczę, chyba nie dam rady tak siedzieć i nic nie mówić,
udać, że nic nie wiem…
– A kto mówi, że mamy udawać? Musimy porozmawiać z Martą.
Spytać, czy nie zastanawia jej fakt, że Oliwier zjawił się dokładnie wtedy, gdy
jej stan posiadania znacznie się poprawił. Myślę, że zacznie zastanawiać…
– A jeśli nie? Miesiącami się nad nią psychicznie znęcał, a
ona przy nim trwała.
– Lilu, każdy musi przeżyć swoje życie sam. Nic na to nie
poradzimy – podsumowała Emilia, zastanawiając się w myślach, czy dobrze
zrobiła, pozbywając się willi i zdając na łaskę i niełaskę wnuczki.
Komentarze
Prześlij komentarz