Końca świata nie będzie (72)




Leon zapadł się pod ziemię. Magda nie widziała go już ponad miesiąc i nie wiedziała, co się z nim dzieje. Po ich ostatnim wypadzie do kina i wspólnym wieczorze z winem w tle przepadł jak kamień w wodę. Nie dzwonił, nie przychodził, nie pisał SMS-ów. Przez parę dni myślała, że może krępował się po tym, do czego między nimi zaszło, więc dała mu czas na okrzepnięcie, ale potem doszła do wniosku, że to jest śmieszne, by dorośli ludzie wstydzili się bliskości jak para nastolatków. Próbowała do niego dzwonić, lecz wszystko wskazywało na to, że jego komórka jest wyłączona; początkowo nie miała śmiałości, żeby do niego zapukać i sprawdzić, czy czasami nie zachorował. Bała się reakcji pani Anieli, która jawnie okazywała jej swoją niechęć i nastawiała przeciwko niej sąsiadów. Kobieta zaczynała uprzykrzać Magdzie życie na każdym kroku, sprawdzała, kiedy wychodzi do pracy, o której wraca, a gdy wcześniej wychodziła z Leonem, stała na klatce schodowej przed swoimi drzwiami z rękami założonymi na piersiach. Leon zwykle kłaniał jej się z szacunkiem, Magda mówiła dzień dobry, ale Aniela nie odpowiadała, mierząc ich wzrokiem od góry do dołu z kamiennym wyrazem twarzy. Dlatego też Magda nie chciała, żeby Aniela zorientowała się w sytuacji. Kiedy jednak komórka Leona uparcie milczała, a on sam nie dawał oznak żadnej obecności nie tylko w swoim mieszkaniu, ale i w bloku, postanowiła schować dumę w kieszeń, wejść na piętro i zapukać do jego drzwi. Kilka minut później wracała do siebie wyraźnie zaniepokojona. Leon nie należał do osób, które uciekałyby przed kimkolwiek bez słowa wyjaśnienia. Nie zdążyła nawet przekręcić klucza w zamku drzwi własnego mieszkania, gdy usłyszała za plecami głośny śmiech. Pani Aniela stała przed swoimi drzwiami w znanej już Magdzie pozie i zaśmiewała się głośno, patrząc na nią ze złośliwym błyskiem w oku.
– I co? Nie ma? Czyżby uciekł? – zapytała, biorąc się pod boki, jakby miała zamiar zatańczyć krakowiaka.
– O co pani chodzi? – Magda, wbrew sobie, wdała się w dyskusję. Widok trzęsącej się ze śmiechu Anieli wzbudził w niej chęć dowalenia starej raszpli.
– Oj, oj – pani Aniela pogroziła jej palcem – i po co te nerwy? Pytam tylko, nie mogę?
– Złośliwa baba – Magda zrezygnowała z kurtuazji. – Może gdyby nie była pani taka złośliwa, to nie siedziałaby pani całe dnie sama w tej swojej kanciapie. I nie musiałaby pani czyhać na każdego wolnego faceta.
– Coś ty powiedziała? Ty, ty, ty…wywłoko jedna! – Aniela wzięła się pod boki, pochyliła do przodu i przygotowała na starcie.
– Ha! Pani nikt wywłoką nie nazwie, pani na to nie ma szans. Pani nikt kijem nawet nie tknie.
– Co? – wrzasnęła Aniela.
– A to! Wielgachna Kachna!
– Co? – Anielę zablokowało. Dyszała głośno jak parowóz z jedną nogą na schodach, jakby zamierzała dobiec do Magdy i wyszarpać za włosy.
– No co? To! Duża, gruba, spasiona i brzydka. A do tego ten kok na łbie. Kto by tam taką wywłoką nazwał, co?
– Ach, ty! – pani Aniela zadziwiająco lekko podskoczyła i zaczęła się wspinać po schodkach. Magda w ostatniej chwili zdążyła wpaść do mieszkania i zatrzasnąć za sobą drzwi. Pani Anieli to jednak nie zniechęciło. Łomotała w drzwi pięściami i raz po raz w nie kopała.
– Ty łachudro jedna! – wrzeszczała. – Takaś piękna, takaś młoda, takaś szczupła, i co? I gówno! Nie pomogło malowanie kudłów, nie pomogło malowanie facjaty. I tak uciekł, porzucił. Taka pięknątkę porzucił, puścił w trąbę. Otwieraj, suko jedna! Otwieraj, słyszysz? Wydrę ci te kudły, wyleź tylko. Wyłaź, słyszysz? Zatłukę cię jak psa. Takie jak ty powinno się dusić, żebyś po cudzych chłopów łap nie wyciągała!– Magda obserwowała rozjuszoną sąsiadkę przez wizjer i zastanawiała się, ile osób w jej bloku przysłuchuje się tej awanturze. Raptem na klatce schodowej pojawił się ktoś jeszcze, kto położył rękę na ramieniu Anieli. Ta odwróciła się wściekła i Magda zauważyła dwóch policjantów. Aniela raptownie spotulniała, poprawiła kok i próbowała się ewakuować, ale jeden z policjantów stanął na drodze jej ucieczki. Aniela mówiła coś przyciszonym głosem, śmiejąc się beztrosko, jednak policjanci nie dali się zbić z tropu. Magda nie słyszała Anieli, ale policjant, z którym dyskutowała, mówił na tyle głośno, że było go wyraźnie słychać.
– Sąsiedzkie żarty? Co pani opowiada? Sąsiedzi zadzwonili w strachu, waliła pani w te drzwi i wygrażała. – Aniela pokazała ręką na swoje drzwi, zapraszając policjantów do siebie. Najwidoczniej chciała jak najszybciej wrócić do siebie. W końcu jeden z mundurowych poszedł razem z nią, drugi natomiast zadzwonił do drzwi Magdy. Wpuściła go do siebie z rezygnacją, wyrzucając sobie głupotę, przez którą będzie się przez najbliższe tygodnie przemykać chyłkiem w nadziei, że uda jej się nie spotkać żadnego z sąsiadów. W tej samej chwili odczuła ulgę z powodu nieobecności syna i przestała się martwić o Leona.

Komentarze

Popularne posty