Końca świata nie będzie (70)



Wchodzili po kolei do gabinetu szkolnej higienistki, w którym na czas podpisywania kart zdrowia rezydował Gawlak. Mieli tak zwyczaj w szkole, że dyrektor w pierwszych dniach wakacji zapraszał lekarza medycyny pracy, żeby ludzie nie musieli wystawać w kolejkach. Gawlak jak zwykle pachniał dobrą wodą kolońską, jego koszula była wyprasowana i jakby uszyta na miarę. Mimo upału wyglądał schludnie, świeżo i dystyngowanie.
- Ten Gawlak to taki oschły jakiś – podsumowała Jola po wyjściu z gabinetu. – Człowiek chciałby jakoś zagadać, rozładować napięcie, zażartować, a ten nic. Siedzi jak taki sopel lodu. Aż ciarki idą po grzbiecie.
– Twoja kolej – Magda przytrzymała drzwi przed Lilką. Gawlak nawet na nią nie spojrzał, wskazał tylko krzesło przy biurku, pisząc coś zawzięcie w notesie. Lilka poczuła się trochę nieswojo. Pomyślała, że po wspólnej kawie mógłby się chociaż uśmiechnąć, ale skoro z niego taki nieużytek i buc, to ona też się z nim spoufalać nie będzie.
– Ma pani wyniki? – Lilka bez słówka położyła na biurku zapisane druczki, które zaczął od razu przeglądać.
– Żelazne zdrowie – uśmiechnął się. – Żeby nie powiedzieć, że końskie. Gratuluję.
– Dziękuję – Lilka postanowiła być uprzejma.
– Bierze pani jakieś leki?
– No jakieś to każdy z nas od czasu do czasu bierze, prawda? Chyba bierze?
– Czy stale pani bierze. W znaczeniu – codziennie.
– Na alergię biorę, ale nie codziennie, bo staram się robić przerwy.
– Jakie przerwy? Co pani wymyśliła? – zainteresował się. – Bierze pani regularnie? Sporadycznie? Od czasu do czasu?
– Biorę co dwa-trzy dni.
– Na alergię? – upewnił się. – A na co pani jest uczulona?
– Chyba na pyłki.
– Chyba? – rozsiadł się wygodniej w fotelu, zakładając ręce na piersi. – Opowie mi pani sama, czy mam tak pytać, zgadując bądź zgadywać, pytając?
– To było tak: miałam jakieś piętnaście lat, gdy zaczął się katar, ale taki, że dosłownie lało mi się z nosa. Z czymś takim naprawdę trudno żyć. Rozumie pan?
– Rozumiem, co dalej?
– Zaczęłam chodzić po lekarzach, od jednego do drugiego. Nikt nie pomógł aż w końcu jeden taki spytał, kiedy zamierzam wyjść za mąż, bo wtedy dopiero, cytuję, i wapory i katar przejdą jak ręką odjął.
– Wapory? – zaśmiał się. – Znaczy chimery takie? Wymysły? Lekarz tak powiedział?
– Lekarz – potwierdziła. – Męczyłam się tak jakieś siedem lat, w końcu ktoś mnie wysłał na testy.
– Aaa, nareszcie się coś wyjaśni – zatarł dłonie.
– Nic się nie wyjaśni, bo na testach wyszło, że jestem uczulona tylko na wełnę owczą. A z tą nie miałam do czynienia. Więc kiedyś koleżanka dała mi tabletkę, brała Zyrtec, i katar przeszedł.
– Niech zgadnę, zaczęła pani brać? Sama?
– Dokładnie. Ale teraz chyba się uzależniłam, bo jak nie biorę kilka dni, swędzi mnie całe ciało. – Popatrzył na nią uważnie, poprawiając okulary.
– Ciekawy przypadek, ale tego mogłem się spodziewać. A może omówimy to przy kawie? – zaproponował jakby od niechcenia.
– Jeśli pan chce.
– A pani nie chce?
– Przecież tak nie powiedziałam – zaprzeczyła. – Mam na imię Lilka – wyciągnęła do niego dłoń.
– Piotr – potrząsnął jej ręką. Podjadę po ciebie po osiemnastej, może być?
– Jasne. – Już miała wyjść z gabinetu, gdy coś sobie przypomniała. – Słuchaj, mogę cię o coś zapytać? Co znaczy to G przed twoim imieniem? – przypomniała sobie napis na jego pieczątce. Westchnął głęboko, stukając palcami w blat biurka.
– Cóż, wiedziałem, że to kiedyś nastąpi – odparł. – Moi rodzicie uważali, że mają fantastyczne poczucie humoru. Dali mi więc na imię Gaweł. Gaweł Gawlak. Piotr mam na drugie. Wiesz, co przeżywałem w szkole? – Lilka zaczęła się śmiać. Przypatrzyła mu się uważnie, zauważając, że naprawdę przystojny z niego facet.

Komentarze

Popularne posty