Końca świata nie będzie (68)
Zagrożenie utratą pracy tak przygnębiło Magdę, że nie
cieszyła się nawet z urlopu. Bała się, że groźba jest całkiem realna, mimo
zakończenia ruchu kadrowego, ale gnębiły ją też wyrzuty sumienia, bo może
rzeczywiście powinna ubłagać jakiegoś lekarza i pójść na ten urlop, mimo tego
że wiele jej koleżanek po urlopie szybko zwolniono? Mechanizm był bardzo
prosty, człowiek idzie na urlop, nie ma go przez cały rok, więc komu łatwiej
wręczyć zwolnienie? Komuś, z kim się spotykamy codziennie, pijemy z nim kawę i
żartujemy, czy komuś, kogo fizycznie nie ma? Chciała porozmawiać o tym z
dziewczynami, ale Lilka będąca w takiej samej sytuacji, pojechała z Martą po
Emilię, a Iwona wprawdzie przyjęła zaproszenie na wino, ale nie chciała słuchać
o jej obawach, bo cały czas mówiła o Jacku. To narzekała, że z niego chuj
złamany, jak podkreśliła dosadnie kilka razy, bo co on sobie myśli, że niby co?
Taki przystojny może ? A ona to gorsza? Gdzie znajdzie lepszą? Ostatecznie i
wykształcona, i ładna, i samodzielna, więc co on jej może zarzucić? To
zastanawiała się nad sobą i swoim losem, doszukując się przyczyn takiego a nie
innego zachowania Jacka, oskarżając nawet Lilkę o egoizm, bo przecież odprawiła
Błażeja, nie patrząc na to, że razem z nim odejdzie i Jacek, co było do
przewidzenia. Na koniec zaczęła biadolić, że sama jest do niczego, starzeje
się, wiotczeje, żaden facet już jej nigdy nie zechce i umrze stara, otoczona
kotami, które – jak piszą w powieściach – po jej śmierci w samotności i
opuszczeniu ją zeżrą, a może to i lepiej, bo oszczędzi w ten sposób synowi
kosztów pogrzebu. Po takim wieczorze Magda wstała rano z kacem, którego
przyczyn trudno byłoby szukać w alkoholu. Czuła się jeszcze gorzej niż przed
spotkaniem z Iwoną. Kuby nie było, bo korzystając z wakacji, już przed
rozdaniem świadectw pojechał na jakiś obóz kondycyjny i miał wrócić za trzy tygodnie,
ale tylko po to, żeby zmienić ubrania na czyste, nabrać jedzenia i wyruszyć z
grupą innych rowerzystów na zwiedzanie Kaszub. Nieodrodny syn swego ojca, pomyślała
o nim z miłością. Karol, gdy się poznali, był taki sam, wesoły, uśmiechnięty,
ciągle w ruchu, nieustannie zaangażowany, bez przerwy w stanie gotowości. W
takich chwilach jak ta brakowało jej go najbardziej. Dzwonek do drzwi zmusił ją
do powrotu ze świata wspomnień. Aniela stała na korytarzu, poprawiając ręką
fryzurę. Magda przyznała w duchu, że kobieta, mimo obfitych kształtów i
siódmego krzyżyka na plecach, wyglądała całkiem atrakcyjnie.
– Przychodzę do pani w imieniu komitetu blokowego – zaczęła
oficjalnie, bez cienia uśmiechu na twarzy.
– Mamy komitet blokowy? – zdziwiła się Magda, której
komitety niezmiennie kojarzyły się z czasami komuny.
– Proszę sobie wyobrazić, że mamy – odparła Aniela z drwiną.
– Niektórym z nas zależy na tym, żeby mieszkać w otoczeniu czystym, ładnym i
żeby nie zanieczyszczać środowiska. Niechże tym naszym dzieciom i wnukom
zostanie coś po nas w dobrym stanie. Pani się z tym nie zgadza? – zapytała
znienacka.
– Dlaczego mam się nie zgadzać? Nie rozumiem?
– Proszę panią, pani nie segreguje śmieci! – Aniela
podniosła głos, nerwowo gładząc misterny kok na głowie.
– Jak to nie segreguję? Co pani mi tu wymyśla?
– Proszę panią, trochę kultury proszę! Pani nie segreguje śmieci,
powtarzam. Wczoraj, gdy stałam przy śmietniku, pani wynosiła śmieci, proszę
panią. Wynosiła pani czy nie, proszę panią?
– Wynosiłam, a jakże, dlaczego miałabym nie wynosić? Toż
płacę za wywóz śmieci – Magda oparła się o futrynę drzwi i założyła ręce na
piersi, przygotowując się do starcia.
– Otóż to! – zatriumfowała pani Aniela. – Przypadkowo
weszłam tam zaraz po pani i co zobaczyłam? Do kubła ze śmieciami niesegregowanymi
wrzuciła pani pojemnik po jogurcie, o, proszę! – pani Aniela wyciągnęła z
trzymanej w ręce reklamówki plastikowy kubeczek.
– Poznaje pani?
– Czy ja wiem? Kubek do kubka podobny. Takich w sklepach
setki codziennie sprzedają. Mówi pani, że w tym bloku tylko ja jogurty jem?
– Proszę panią, pani wczoraj wynosiła śmieci w takim
fioletowym worku, zapachowym, a na dnie tego worka był ten kubeczek, proszę
panią…
– Rozerwała pani mój worek ze śmieciami, żeby sprawdzić, co
wyniosłam? – Magda zaczęła się śmiać.
– Proszę panią, w imieniu komitetu blokowego… – Magda nie
pozwoliła jej dokończyć.
– A ja w swoim imieniu mówię, że mam w głębokim poważaniu
ten pani komitet blokowy! Jak pani chce, może pani segregować moje śmieci,
widać, że ma pani wprawę. I jeszcze jedno, nie mówi się „proszę panią”, tylko
„proszę pani” – zatrzasnęła drzwi przed nosem Anieli, weszła do mieszkania,
położyła się na kanapie i zaczęła płakać.
Komentarze
Prześlij komentarz