Końca świata nie będzie (65)
– To jak, mogę wracać? Trochę mi się ckni za wami – w głosie
Emilii słychać było nadzieję. Po sześciu tygodniach nieobecności chciała już
wrócić do nowego domu i wnuczki, chociaż myśl o towarzystwie Lilki też
sprawiała jej przyjemność. Marcie i Lilce udało się sprzedać willę, niestety
spóźniły się i nowy dom na końcu tej samej ulicy, który upatrzyła Emilia, kupił
już ktoś inny. Marta wykazała się jednak operatywnością i znalazła mały domek
naprzeciwko niedużego parku. Wprawdzie nie był to nowy, nowoczesny dom, ale gdy
poszły go obejrzeć z Lilką, zachwyciła je panująca w nim atmosfera. Dwa małe
pokoje i większy, pełniący funkcję salonu pokój na parterze i dwa małe na
piętrze, do tego ładna kuchnia, duża łazienka na dole i mniejsza na górze w
zupełności wystarczyły Marcie, która pomyślała nawet, że dom jest na tyle
przestronny, by pomieścić jej ewentualną rodzinę, a także babcię i Lilkę, która
przecież kiedyś będzie potrzebowała opieki. Przy tym dom był na tyle mały, żeby
nie martwić się zbytnio opłatami za ogrzewanie i prąd. Wprawdzie po sprzedaży
willi i kupnie nowego domu i tak została jej pokaźna suma, ale Marta miała
świadomość tego, że pieniądze szybko mogą się rozejść, więc kupując dom, trzeba
mieć również plan, jak go utrzymać.
– Tak, babciu, wszystko już załatwiłam i możesz wracać. Przyjedziemy
po ciebie z Lilką w sobotę. Ona kończy rok szkolny w piątek, więc jeśli ci to
nie przeszkadza, to też się ze mną zabierze.
– A dlaczego ma mi przeszkadzać? Jak chcecie, to mogę
zamówić dla was nocleg i wrócimy w niedzielę lub w poniedziałek. Pochodzimy,
zjemy obiad, pozwiedzamy. Ja stawiam – dodała uradowana.
– Zapytam Lilkę, pewnie się zgodzi, ale to ja stawiam. Ostatecznie
dzięki tobie zostałam krezuską, więc nie ma o czym mówić.
– A jak ojciec i Graża? Nachodzili cię?
– Oni chyba się jeszcze nie zorientowali. Ten twój kupiec
był bardzo dyskretny, profesor również.
– A księgi wieczyste? Dziecko, to najważniejsze! Nie ma
wpisu w księdze wieczystej, to wszystko można podważyć – spytała z obawą Emilia.
– Profesor powiedział to samo, ale ponieważ on ma chyba
wszędzie znajomości, to pomógł i z księgami. Wyobraź sobie, że przysłał
jakiegoś swojego asystenta czy byłego studenta, który podwiózł mnie do sądu,
wszedł ze mną, wypełnił te wszystkie wnioski, nawet na kawę zaprosił i po dwóch
godzinach miałam już wypis, że dom kupiony na mnie. Chciałam mu chociaż za
benzynę zapłacić, bo jak to tak, sto kilometrów rwał, żeby mi pomóc, ale się prawie
obraził. Powiedział, że w lipcu będzie przejazdem i ma nadzieję, że go wtedy w
rewanżu na kawę zaproszę.
– Czyli gość na poziomie, przecież wiadomo, że ciebie nie
będzie po mieście szukał, żebyś mu w rewanżu kawę odstawiała? – Emilia ni to
stwierdziła, ni to zapytała, czekając na odpowiedź wnuczki.
– A nie, nie musi szukać, Julian zostawił mi swój numer
telefonu. Zresztą dzwoni do mnie, to nie ma żadnego problemu – Emilia pilnie
nadstawiła ucha.
– Julian? Taki niski blondyn w okularach? Kręcił się przy
profesorze…
– Nie, no gdzie niski blondyn – zaprzeczyła Marta. – Julian
jest wysoki, ma z metr dziewięćdziesiąt, szatyn, dobrze zbudowany. Przesympatyczny
taki.
– Aaaaa, przesympatyczny, to dobrze. Bo czasami ci prawnicy
to gbury takie. Cieszę się, że profesor ci takiego pomocnika spatrzył, bo samej
to trochę trudno jednak…
– Oczywiście! – zaświergotała uszczęśliwiona Marta – Julian
właściwie sam wszystko załatwił. Wszystkie drzwi przed nim stały otworem.
– Czyli ojciec i Graża nic jeszcze nie wiedzą?
– Julian coś mówił, że ojciec dostał zaproszenie na jakieś
ważne sympozjum w Warszawie, wiesz, takie renomowane chyba, więc na pewno na
nie pojechał, bo nie każdy takie zaproszenie dostaje. Zabrał też pewnie Grażę,
bo tam bankiety jakieś, a osoby towarzyszące można było wziąć. I dlatego nic o
sprzedaży domu na razie nie wie. Dlatego wszystko sprawnie poszło, bez wrzasków
Graży i zastraszania przez ojca.
– OK, kochanie, to czekam na was – połączenie telefoniczne
zostało przerwane. Emilia poprawiła przed lustrem włosy, musnęła usta różową
pomadką i wsunęła stopy w eleganckie pantofle na niskim obcasie. Na dole czekał
na nią pan Mieczysław, emerytowany lekarz kardiolog, który od trzech tygodni
nie odstępował jej na krok. Schodząc na dół, Emilia uśmiechnęła się na
wspomnienie rozmowy z wnuczką. Doskonale pamiętała Juliana, przystojniaka
pomagającego profesorowi, którego narzeczona porzuciła na tydzień przed ślubem.
Ciekawe dlaczego profesor wysłał do Marty właśnie Juliana, a nie tego drugiego,
żonatego Mateusza? I co to za historia z tym zaproszeniem Marka do Warszawy? Emilia
wiedziała, o jakie sympozjum chodzi. Marek od dawna marzył, by otrzymać na nie
zaproszenie, co nie wchodziło w grę, bo bywali na nim raczej doktoranci i inni
utytułowani prawnicy. Jakim cudem teraz Marek został zaproszony? Czuła, że za
tym wszystkim również stał profesor, który nie znosił niesubordynacji,
niewdzięczności i braku lojalności, a w jego przekonaniu Marek wykazał się tymi
wszystkimi wadami.
Komentarze
Prześlij komentarz