Końca świata nie będzie (63)
Gawlak czekał na następnego pacjenta, modląc się w duchu,
żeby Matysiakowej nie przyszła dzisiaj ochota na wizytę. Miał serdecznie dość
tej kobiety. Cierpliwie znosił jej gadulstwo, konsekwentnie odmawiał
wypisywania recept staremu Matysiakowi, którego ostatni raz widział jakieś
cztery lata wcześniej, ale wzdrygał się na samo wspomnienie wyglądu tej
kobiety. Pal sześć jej tuszę, pal sześć jej wiszące do pasa, nieznające
biustonosza piersi, starał się też nie patrzeć na jej uzębienie, ale bijącego
od niej odoru znieść już nie mógł, a Matysiakowa z uporem maniaka śmierdziała
potem i to na odległość. Kobieta unikała dezodorantu jak diabeł święconej wody,
a Gawlak podejrzewał, że oszczędzała także na mydle i wodzie, co było
szczególnie nieprzyjemne w ciepłe dni. Do gabinetu weszła kobieta w wieku
Lilki, co Gawlak natychmiast zauważył, porównując je obie. Podobny wzrost,
podobny kolor włosów, oczu, znacznie szczuplejsza od Lilki, co Gawlak ocenił
negatywnie, chociaż w duchu przyznał, że zgrabna z niej babeczka. Od czasu ich
wspólnego wypadu na kawę myślał o niej często, za często. Myśl o Lilce nie
odstępowała go ani na minutę, drążyła jego mózg jak robak jabłko, co
doprowadzało go wręcz do wściekłości. Najgorsze było to, że nie potrafił
zaaranżować następnego spotkania, bo i jak? Co miał niby powiedzieć? Jak
spytać? Spotkamy się jeszcze? Może i powinien tak właśnie, bezpośrednio i bez
ceregieli, ale się najzwyczajniej w świecie krępował, a może nie tyle krępował,
co bał jej reakcji. Oczywiście, świetnie by było, gdyby od razu zgodziła się na
propozycję następnej kawy, ale przecież mogłaby odmówić, a wyglądała na taką,
co to w odmawianiu mogłaby wygrywać w zawodach i co wtedy? To właśnie było
ryzyko. Opukał i osłuchał pacjentkę, zauważając, że miała całkiem ładny biust i
od razu zaczął się zastanawiać, jaki biust może mieć Lilka. W czasie jej ostatniej
wizyty, udając całkowity brak zainteresowania tym aspektem jej urody, zerknął
wprawdzie raz czy dwa na strategiczne partie jej ciała, stwierdzając, że Lilka
ma się czym pochwalić. Wypisując receptę, myślał z uznaniem o jej pełnych
kształtach. Pacjentka spojrzała na niego, mrużąc oczy.
– A pan doktor to się dobrze czuje? – zapytała zaczepnym
tonem.
– A dlaczego pani pyta? Wyglądam na chorego?
– Na chorego? Skądże, ale na nieobecnego pan wygląda. Jest
pan ciałem, a duch gdzieś fruwa.
– No wie pani? Też pani wymyśliła.
– Nic nie wymyślam, ale jak słyszę, że lekarz mówi sam do
siebie, to czerwona żarówka mi się zapala. – Gawlak zaniepokoił się na dobre. Cholera
jasna! Znowu mówił do siebie.
– No i co? Przeszkadza to pani? Ja, proszę pani, lubię
pomówić czasami z kimś mądrym… – zażartował, zsuwając okulary na czubek nosa i
spoglądając na naburmuszoną kobietę.
– Oj, doktorze, kiedyś się pan doigra. Te pańskie żarty są
czasami naprawdę niskich lotów.
– Bo i żaden ze mnie pilot…
– Dobrze, dobrze, pan spojrzy jeszcze raz na tę receptę.
– A co z nią nie tak? – zdziwił się.
– Nie wiem, pan jest fachowcem. Proszę przeczytać receptę.
Jak lekarz mamrocze pod nosem coś o kawie i o… biuście?, to mam prawo się bać. Jeszcze
mi pan jakąś kofeinę w tabletkach zapisał.
– Kofeinę w tabletkach? Też mi tu pani wymyśliła – odparł,
czytając ponownie receptę.
– Zapewniam, że nie ma tu nic o kofeinie i o biuście. Może pani bez
strachu wykupić te leki, jeśli nie chce pani przychodzić tutaj co tydzień. –
Kobieta wyszła z gabinetu i nie zdążyła nawet zamknąć drzwi, gdy na krześle przed
biurkiem Gawlaka zasiadła Matysiakowa. Pot obficie spływał po jej szerokiej
twarzy, a duże plamy potu ciemniały na materiale bluzki pod pachami i między
piersiami. Wachlowała się przez chwilę trzymaną w ręce gazetą, by odezwać się
wreszcie między jednym a drugim sapnięciem.
– Doktor mi wypisze receptę dla starego – wysapała.
– Pani Matysiakowa, my to przerabiamy już od czterech lat. Jak
mąż chce receptę, to niech tu do mnie się pofatyguje.
– A co doktor taki nieużyty jakiś, co? Stary chory, chodzić
nie lubi, żonę ma po co?
– Pani Matysiakowa, a niech pani powie, czemu pani
przychodzi tutaj tylko wtedy, gdy ja mam dyżur? Czemu pani do doktor Walickiej
nie chodzi?
– E, co tam doktor za głupoty gada, do baby mam chodzić? A
co to za przyjemność, ona ma to samo, co ja? A tak, ja zadowolona i doktór
sobie normalną kobietę poogląda, a nie tylko te szkielety, i gra gitara, co
nie?
Komentarze
Prześlij komentarz