Końca świata nie będzie (61)



– Wiecie państwo – zaczął dyrektor uroczyście – że moja kadencja zbliża się ku końcowi, urząd już ogłosił nowy konkurs na dyrektora…
– Jaki urząd? – zaciekawił się Orynkiewicz, przerywając przemowę dyrektora.
– Panie kolego! – Brzan od razu się zdenerwował. – Urząd miasta! Co pan? Z choinki się pan zerwał? Urząd miejski ogłosił nowy konkurs na dyrektora, zaraz powieszę ten komunikat na tablicy ogłoszeń, ale wróćmy do meritum. Jak państwo zapewne wiecie, jest kilku kandydatów na to stanowisko. Spoza naszej szkoły, oczywiście. To są ludzie, którzy nie znają naszych problemów, a wiecie, jak to jest, gdy się nie zna problemów. Zacznie się zwalnianie i karta nauczyciela nic tu nie pomoże! – pogroził wszystkim palcem. – Zacznie się zatrudnianie swoich koleżanek i innych kolesiów…
– Dyrektorze, do brzegu, do brzegu! Czego pan od nas chce? – ponownie odezwał się Orynkiewicz.
– Panie kolego, panie kolego! Wypraszam sobie! Co pan sobie myśli, co? Ja od pana czegoś tam chcę? Pan się lepiej uspokoi i pan słucha, bo pan za cztery miesiące może już tu nie pracować!
– Co pan mnie tak straszy? Pan się o moją pracę nie boi, pan się o swój stołek niech pomartwi. – Dyrektor już zamierzał wdać się w dyskusję, ale po chwili zastanowienia zrezygnował, machnął ręką i zaczął kontynuować przerwaną przemowę.
– Wracając do tematu, jeśli ja nie będę dyrektorem, to wrócę na swoje poprzednie stanowisko, pani wicedyrektor też wróci na swoje stanowisko, a wtedy, oczywiście, trzeba będzie zwolnić dwa etaty. Będę musiał zwolnić dwie osoby. No przecież samego siebie nie zwolnię, prawda?
– A pan czegoś uczył? Czego? – zdziwił się Orynkiewicz.
– Panie kolego! – wrzasnął rozjuszony dyrektor. – Ja sobie wypraszam, proszę wyjść! – wskazał palcem drzwi pokoju nauczycielskiego.
– Nie ma pan prawa wypraszać nauczycieli z pokoju nauczycielskiego i to w czasie trwania rady pedagogicznej – odezwała się Mirka. – Kolega Orynkiewicz zapytał tylko o przedmiot, którego pan uczy. Może w niewybredny sposób, ale do tej pory brak kultury w zachowaniu kolegi Orynkiewicza panu nie przeszkadzał, zwłaszcza wtedy, gdy popierał pańskie pomysły. A tak na marginesie, czego pan uczył? Gdy przyjmował pan nas do pracy, już był pan dyrektorem, niektórzy z nas nie znają pana specjalizacji.
– No cóż, może i tak – Brzan odparł dobrotliwym tonem. – Uczę techniki, ale kiedyś uczyłem też wuefu – popatrzył groźnie na Orynkiewicza. – Ale to nie zmienia faktu, że jeżeli z panią wicedyrektor przejdziemy na etaty, to dwoje z państwa straci pracę. No i nowy dyrektor pewnie wprowadzi swoje zmiany.
– No to czego pan chce? – nie ustępował Orynkiewicz.
– Ja niczego nie chcę – zaprzeczył dyrektor. – Ja proponuję państwu swoją osobę, że tak powiem, jako kandydata na to stanowisko, a wtedy na pewno się postaram, żeby nikt z państwa nie stracił pracy. Rada musi zaakceptować moją kandydaturę, a przedstawiciel rady musi oddać na mnie swój głos. Pani wicedyrektor rozda karteczki do głosowania – zakończył niemal uroczyście.
– Zanim państwo zagłosujecie, chcę powiedzieć, że z naszej szkoły jest jeszcze jeden kandydat na stanowisko dyrektora – oznajmiła Mirka. Ludzie przysłuchiwali się tej wymianie zdań z ciekawością, gdyż plotki o możliwej zmianie warty krążyły w gronie już od dawna.
– Tak? A kto? Może Orynkiewicz, co? – dyrektor starał się zbagatelizować słowa Mirki.
– Nie, ja – oświadczyła Mirka.
– Co? – dyrektor patrzył na nią z niedowierzaniem. – Pani? Przecież pani jest kobietą, pani chce być dyrektorem? – zaśmiał się głośno.
– Dziękuję, że zauważył pan we mnie kobietę. Co do dyrektorowania, pan już się narządził, teraz kolej na mnie – odpowiedziała Mirka z bezczelną miną. – Pani wicedyrektor, proszę rozdawać te kartki do głosowania. Panie kolego, pomoże pan? – Mirka zwróciła się do Orynkiewicza, który jakby tylko na to czekał. Zabrał kartki ze stołu i zaczął je rozdawać.
– Ale zaraz, halo, proszę państwa! Tak nie można. Jak to tak? Co państwo robicie? – dyrektor wbrew logice próbował przeszkodzić w głosowaniu. – To jak to ma być? Ja tu tyle lat, tyle pracy, tyle starań i teraz ktoś, kto pojęcia nie ma o zarządzaniu? To coś nie tak jest. Tak nie można – perorował, gdy komisja skrutacyjna zliczała zebrane głosy.
– Magda, policzyliście już? – spytała Mirka, przejmując prowadzenie rady.
– Oczywiście, dwadzieścia sześć głosów za Mirosławą, dziewięć głosów na pana dyrektora, dwa głosy nieważne. Zatem przedstawiciel rady w czasie konkursu oddaje głos na Mirkę – podsumowała Magda.
– Czy ma pan jeszcze jakieś komunikaty? – zapytała Mirka osłupiałego dyrektora, który nic nie odpowiedział. – Proszę państwa, dziękuję za poparcie, myślę, że na tym radę zakończymy. Nie zamierzam obiecywać gruszek na wierzbie, ale daję słowo, że tysiąc razy się zastanowię, nim kogokolwiek zwolnię, jeśli zostanę dyrektorem, oczywiście. Życzę państwu miłego wieczoru i do zobaczenia jutro – Mirka przestała zwracać uwagę na odrętwiałego dyrektora i popłakującą cichutko Marzenkę, która głaskała Brzana delikatnie po dłoni.
– Tyle lat człowiek zasiadał, tyle lat się napocił, tyle poświęcił, a tu co? Żadnej wdzięczności. Taki cios, szpadlem w samo serce – wymamrotał Brzan, wpatrzony tępo w ścianę.


Komentarze

Popularne posty